Geralt z Rivii po kilkunastu latach przerwy znów gromi wszelkiej maści plugastwo. Ale wiedźminomania trwa nieustannie już ćwierć wieku.
Wszystko zaczęło się od konkursu literackiego miesięcznika „Fantastyka” w 1985 roku. Andrzej Sapkowski, trzydziestokilkuletni handlowiec, który do tej pory w literaturze próbował sił jedynie w tłumaczeniach, wysłał na nie opowiadanie. Jego bohaterem był wiedźmin – postać trudniąca się zabijaniem potworów za pieniądze. Tym razem jednak dostał inne zadanie: odczarowanie córki króla zamienionej w strzygę. – To była połowa lat 80.: królowały socjologiczne science fiction, antyutopie, a tu Sapkowski opowiada nam bajkę – mówi GN Maciej Parowski, dziś redaktor naczelny „Czasu Fantastyki”, wówczas kierownik działu literatury polskiej w „Fantastyce”. – Daliśmy Sapkowskiemu trzecie miejsce. Myśleliśmy, że to pisarz jednego opowiadania, a on odkrywał przed polskim czytelnikiem gatunek fantasy. Docenili go młodzi. Niebawem Rafał Ziemkiewicz, który wtedy z nami współpracował, przeprowadził z nim wywiad i przywiózł drugie jego opowiadanie – dodaje krytyk literacki. – Popularność fantasy w Polsce wisiała wówczas w powietrzu, nikt jej u nas nie uprawiał. Sapkowski jeździł po świecie, czytał dużo zachodniej fantastyki i to wyczuwał – mówi GN pisarz i publicysta Rafał A. Ziemkiewicz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stefan Sękowski