Gdyby ktoś odgórnie zarządził, że niedziela jest dniem takim jak każdy inny i musimy potraktować ją jak normalny dzień pracy, to podniósłby się rwetes i bunt jaki trudno sobie wyobrazić. Taka nasza przewrotna istota.
Człowiek to istota wyjątkowo przewrotna. Całe życie poszukuje szczęścia, tylko że nie do końca umie je zdefiniować. Zazwyczaj szczęściem nazywamy stan, do którego dążymy. Rzadko ten, w którym się znajdujemy. Raz będzie to leniuchowanie i nicnierobienie, a innym razem radością będzie nawał pracy i obowiązków.
Do takich wniosków doszłam już dawno, ale do ponownego zweryfikowania tej myśli skłoniła mnie ciekawostka, z jaką się zetknęłam w jedną z niedziel.
Zapełniając sobie popołudnie przeglądaniem stron internetowych zajrzałam na jedną z moich ulubionych, prowadzoną przez dziennikarza, podróżnika i publicystę w jednym. Zaglądam tam często, bo lubię jego cięty język i przemyślenia, jakimi dzieli się ze swoimi czytelnikami, a dodatkowo podglądam, co nowego pojawia się w zakładce „sklep”, licząc się z myślą, że kiedyś coś tam kupię.
I tu spotkała mnie niespodzianka. Mówiąc obrazowo i czerpiąc z realnego świata – odbiłam się od drzwi. Ze zdziwieniem graniczącym z niedowierzaniem przeczytałam, że „W niedzielę nieczynne”. Nie że sklep chwilowo nieczynny, strona w przebudowie czy serwer przeładowany i przepraszamy, spróbuj za chwilkę, ale po prostu NIECZYNNE. I stosowne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji: „zarządzenie Pana Boga nr 3 (Księga Wyjścia rozdział 20, wersy 8-11 oraz Księga Powtórzonego Prawa rozdział 5, wersy 12-15)”.
Najpierw uśmiałam się serdecznie, bo było to dla mnie tak zaskakujące i niespodziewane, że po prostu była to niekontrolowana reakcja na to, co zobaczyłam. A później przyszedł czas na refleksję.
Sięgając trochę do historii przypomniało mi się, jak przyglądałam się walce starszych pokoleń o prawo do wolnych sobót, do szacunku dla pracujących, do zapewnienia im możliwości odpoczynku po pięciu przepracowanych dniach. Wtedy było to właśnie dążeniem do szczęścia.
Udało się – przez krótki czas było ono w zasięgu ręki. Ale okazało się, że to jednak nie jest to, o czym marzymy. Zapragnęliśmy mieć dostęp do wszelkich dóbr, których brakowało przez lata i to chcieliśmy mieć go przez siedem dni w tygodniu. Ale żeby tak było, to ktoś musiał pracować. Stworzyliśmy więc sytuację, w której dbając o przywileje dla siebie odmówiliśmy prawa do nich innym. I tak to, co było wywalczone, dla wielu osób stało się fikcją. Mówię oczywiście o strefie handlu.
Niedzielne zakupy stały się swego rodzaju modą. Nie wynikają one przecież w znacznym stopniu z konieczności, a są raczej formą spędzania wolnego czasu. I bardzo trudno byłoby teraz wrócić do czasów, kiedy tylko kilka niedziel w roku było tak zwanymi niedzielami handlowymi.
Ale jak pokazuje przykład niektórych krajów europejskich, jest to możliwe. W Niemczech, Austrii czy Szwajcarii niedziela jest dniem bez handlu. Oczywiście i tam zdarzają się wyjątki i próby obejścia tego, ale generalnie zakaz taki występuje. I jakoś da się z tym żyć.
Inną sprawą są oczywiście zakupy dokonywane przez Internet. Tutaj nie obowiązują reguły wyznaczające dni handlowe, czy niehandlowe. W zasadzie sprzedaż i zakupy dokonują się przez 24 godziny na dobę w ciągu całego tygodnia.
Ale wracając do tematu ludzkiej przewrotności. Polacy w znakomitej większości deklarują się jako ludzie wierzący, czyli potencjalnie przyjmujący taką naukę i idący takimi drogami jakie wyznacza Kościół katolicki, który w tym przypadku wyraźnie opowiada się za uszanowaniem niedzieli jako dnia świętego. Nie przeszkadza to jednak wcale w szaleństwie zakupowym jakie staje się naszym udziałem niezależnie od tego, czy wynika ono z konieczności, czy po prostu z takiego pomysłu na spędzenie dnia wolnego. Nasze deklaracje nie mają pokrycia w realnym działaniu.
Gdyby natomiast ktoś odgórnie zarządził, że niedziela jest dniem takim jak każdy inny i musimy wszyscy bez wyjątku potraktować ją jak normalny dzień pracy, to podniósłby się rwetes i bunt jaki trudno sobie wyobrazić. Taka nasza przewrotna istota.
Dlatego po przemyśleniu tego wszystkiego doszłam do wniosku, że wielkie akcje zamykania bądź otwierania sklepów w dni wolne, zakazy i nakazy niewiele w konsekwencji zmienią. Znowu zatoczymy koło. Natomiast takie małe działania, jak prywatna krucjata mojego ulubionego pana dziennikarza, człowieka wyraźnie określającego się jako osoba wierząca i jak widać umiejąca konsekwentnie podążać drogą wyznawanych prawd mogą nam przypomnieć, że handel w niedzielę to nie jest konieczność. Wygoda być może tak, ale da się bez niego żyć.
Dorota Palacz