Nie wystarczy mówić zgodnie z własnym sumieniem. Warto się zainteresować, do czego ta wypowiedź zostanie wykorzystana.
21.10.2013 15:28 GOSC.PL
W minionym tygodniu apb Józef Michalik zdominował agendę programów informacyjnych we wszystkich telewizjach. Choć słowo „informacyjnych” trzeba by w tym wypadku wziąć w olbrzymi cudzysłów. Powiedzieć, że materiały poświęcone przewodniczącemu Episkopatu były tendencyjne, to też za mało. Po prostu oglądaliśmy rozłożony na kilka odcinków medialny lincz. Nie chodzi o ocenę słów wypowiadanych przez arcybiskupa lecz o nie zastosowanie się do dziennikarskiego elementarza zakładającego: rzetelne streszczenie wypowiedzi, wyważony zestaw komentujących je gości, nie stosowanie argumentów „ad personam”, nie układanie tekstu „pod tezę”.
Niestety, przestało mnie już dziwić, że w telewizji publicznej recenzentami arcybiskupa są Magdalena Środa („Jezus Chrystus był pierwszym wyznawcą gender”) czy Jan Hartman. Zastanawia jedynie obecność w tych seansach nienawiści wobec metropolity przemyskiego ludzi Kościoła. Nie chodzi o to, że mówią coś szokującego, ale o cel, do jakiego są wykorzystywani. Materiały do „Wiadomości” czy „Faktów” są bowiem autorskimi felietonami, w które wkleja się wypowiedzi kilku osób, tak, by nie zaburzały rytmu narracji. Na przykład niedzielny felieton Jacka Tacika był o tym, że apb Michalik uważa się za równie prześladowanego jak bł Jerzy Popiełuszko, a KUL nie powinien przyznawać nagrody komuś, kto mówi, że dzieci są współodpowiedzialne za pedofilię.
W tym materiale – podobnie jak w kilku poprzednich – zamieszczono wypowiedź o. Pawła Gużyńskiego OP, zgrabnie podprowadzającą końcowy komentarz autora, że to apb Michalik najbardziej rani dziś ludzi Kościoła. 17 października ten sam dominikanin w równie agresywnym materiale pytał retorycznie, czy hierarcha nie mógłby wreszcie skorzystać z pomocy ludzi znających się na mediach. Rozumiem zatem, że sam świetnie je wyczuwa. Dlaczego zatem nie śledzi, jakie przesłanie firmuje? Bo nie zakładam, że robi to z pełną świadomością, raczej udziela wypowiedzi zgodnie ze swoim sumieniem… i wraca do swoich zajęć.
Pytanie jest zasadne, bo w lipcu ojciec Gużyński dał się już raz wykorzystać przez TVN, emocjonalnie komentując bunt księdza Lemańskiego przeciw apb Hoserowi. I dopiero po zwróceniu mu uwagi przez współbraci (którzy oglądali) wydał znamienne, samokrytyczne oświadczenie. „Prosząc adwersarzy wspomnianego sporu o pokorę, sam werbalnie jej zaprzeczyłem. Wobec tego nie pozostaje mi nic innego, jak szczere przeprosiny, prośba o miłosierdzie i nieżywienie wobec mnie urazy za zbytnią rozwiązłość języka”.
Jako wieloletni pracownik mediów doradziłbym jeszcze ojcu Pawłowi, że ważenie słów przed kamerą to za mało. Warto sprawdzić, czy inni przez zbytnią rozwiązałość języka nie wyrządzają szkody Kościołowi, podpierając się dominikańskim habitem.
Piotr Legutko