Żyjemy w czasach pogardy dla wiedzy. Tworzy się hasło "ubój rytualny" i teraz wszyscy niczym w plebiscycie wypowiadają się za lub przeciw, tak naprawdę nie zgłębiając, o co chodzi w uboju rytualnym i co to właściwie jest ten rytuał.
O to właśnie chodzi siłom ogłupiającym naród, żeby stworzyć wrażenie, że oto zabijamy w jakimś rytuale zwierzęta, zadając im dodatkowe cierpienia.
Według zasady, że jeden obraz wart jest tysiąca słów, pokazuje się w telewizji zmanipulowane fragmenty filmów z rzekomych ubojów rytualnych, gdzie miesza się drastyczne obrazy z uboju rytualnego i tego z ogłuszeniem. W ten sposób tworzy fałszywy obraz, z którego jasno wynika, że "ubój rytualny" jest zły i żaden "uczciwy" człowiek nie może tego popierać.
A wystarczy poświęcić naprawdę niewiele czasu, żeby dowiedzieć się, że w owym rytuale chodzi o modlitwę przez zabiciem zwierzęcia, a zwierzę zabija się podcinając mu gardło, żeby się wykrwawiło, nie ogłuszając go wcześniej i tyle. Po jego śmierci, następuje ćwiartowanie. Bydło kona ok. 2 minuty, drób jest znacznie bardziej żywotny.
A co się dzieje w przypadku uboju z ogłuszeniem? Ano to, że 5 do 15% zwierząt wybudza się z ogłuszenia wisząc za nogę. Zwierzęta takie są ćwiartowane "na żywca". Oczywiście o tym nikt nie mówi, a filmy z takich ekscesów służą za ilustracje reportaży z... uboju rytualnego.
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi. Reprezentantom narodu jakoś łatwo całe rodziny wpędzać w nędzę, bo przecież te 1 mld zł mniej w eksporcie mięsa z uboju rytualnego nasi przedstawiciele nie wyciągną z tylnej kieszeni swoich spodni.
Stres zwierząt jest wyżej stawiany niż stres ludzi, którzy mają problem z wyrzuceniem urządzeń ze swoich ubojni i zwolnieniem ludzi, którzy z kolei mają stres, jak wyżywić swoje rodziny. A chodzi o 2 minuty więcej stresu zwierzęcia, które po tych dwóch minutach nie będzie żyło. Bo stres zwierząt idących na rzeź, niezależnie od metody, jest identyczny.
Jacek Maroń