Była wierna i odważna. Jej ewangeliczny radykalizm u jednych budził szacunek, u innych złość i lęk. Catherine Doherty była jedną z tych kobiet, dzięki którym Kościół wciąż się odnawia.
Jeśli się jest zakochanym w Bogu, musi się być zakochanym w ludziach – mówiła Catherine Doherty, rosyjska baronowa, która dobrowolnie mieszkała wśród nędzarzy Toronto, Chicago, Nowego Jorku. Jej miłość była radykalna. Z miłości do Chrystusa chciała zawisnąć po drugiej stronie Jego krzyża. Z miłości do ludzi porzuciła dostatnie życie, by opatrywać rany Chrystusa w innych ludziach. Jej radykalizm zawstydza i wzbudza szacunek. Wtedy, w latach 20. i 30. ubiegłego wieku, w USA wzbudzał też złość i nienawiść. „Oni cię nienawidzą, bo robisz to, co oni sami powinni robić” – mówił o „dobrych” katolikach, świeckich i księżach, jej spowiednik o. Carr. Ona rozumiała, że Kościół musi być ubogi i dla ubogich. Żyła tak, jak mówi i pokazuje papież Franciszek, odwołujący się – podobnie jak ona – do życia św. Franciszka z Asyżu. Doherty u kresu swojego długiego, 89-letniego życia patrzyła na nie jak na drogę, po której Bóg, „wziąwszy za rękę, prowadził krok po kroku, wskazując na potrzeby Kościoła, zanim się jeszcze ujawniły”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ewa K. Czaczkowska