Do pobicia wyniku uzyskanego w 1979 roku przez Jacka Niklińskiego zabrakło mu 20,532 km/h.
Zakopiańczyk w dwóch próbach uzyskał 151,07 i 160,10 km/h. "Trasa była super, ale pogoda (mgła i zmienne warunki śniegowe) spowodowała, że strefa hamowania była zbyt krótka i nie mogłem rozwinąć większej prędkości. Kolejne próby mogły być zbyt niebezpieczne" - ocenił Dobrowolski.
Kapryśna tatrzańska pogoda już drugi raz uniemożliwiła mu pobicie rekordu. Pierwsza próba miała odbyć się 23 marca, jednak w nocy w rejonie Kasprowego Wierchu spadło w sumie ponad 50 cm śniegu i nie można było przygotować trasy. Dobrowolski zapewnił jednak, że się nie podda. "Wspólnie z PKL i TZN podejmiemy to wyzwanie w przyszłym sezonie, chociażby dlatego, żeby rozpropagować tę dyscyplinę".
Nikliński uważnie przyglądał się zjazdom młodszego kolegi. "To niestety było do przewidzenia, że pogoda może pokrzyżować plany. Widziałem w dolnym odcinku pewne nierówności, więc to już mogło uniemożliwić uzyskanie większych prędkości. Do tego mgła spowodowała, że nie mógł wystartować z samej góry. Śnieg był dziś szybki, ale widoczność to podstawa" - ocenił 59-letni trener narciarski i rekordzista Tatr (180,632 km/h).
Dobrowolski jest rekordzistą Polski w narciarstwie szybkim. 32-letni zakopiańczyk ustanowił go po raz kolejny (na styczniowych MŚ osiągnął 230,19 km/h) podczas zawodów Masters we francuskim Vars. Jadąc ze szczytu Pic de Chabrieres (2750 m npm) trasą o długości 1200 m uzyskał prędkość 234,933 km/h. Do rekordu świata należącego od 2006 roku do Włocha Simone Origone zabrakło mu 16,467 km/h. Narty, na których 3 kwietnia pobił rekord kraju, zostaną niebawem wystawione na aukcję. "Będą na nich wypisane wszystkie rekordy oraz oczywiście mój autograf. Uzyskane pieniądze pozwolą podopiecznym zakopiańskiego domu dziecka wyjechać na wakacje; jednym słowem - najszybsze narty w Polsce dla najfajniejszych dzieciaków" - powiedział 32-letni zakopiańczyk.