W kraju członkowskim Unii Europejskiej w XXI wieku od ponad miesiąca dochodzi do regularnych samospaleń. I nikt nie bije na alarm. W Tunezji od samospalenia jednego człowieka zaczęły się przecież arabskie rewolucje.
Ostatni znany przypadek: ponad dwa tygodnie temu 40-letni mężczyzna z wioski Sitowo na północnym wschodzie Bułgarii na miejscowym stadionie oblał się benzyną i podpalił. Jest w stanie krytycznym. Zanim utracił przytomność, powiedział: „Nie ma chleba, nie można wytrzymać”. Kilka dni wcześniej w miasteczku Bobowdoł, na południowym zachodzie Bułgarii, na oczach syna spalił się zwolniony z pracy górnik. Najgłośniejsze samospalenie: 36-letni Płamen Goranow, Warna. Nie przeżył... Tego dotąd nigdy w Bułgarii nie było. Samospalenia zaczęły się pod koniec lutego. Trzy osoby zmarły, stan czterech jest bardzo ciężki. Prawie wszystkie przypadki łączy jedno: bezradność w obliczu własnego ubóstwa. Tylko historia Goranowa jest nieco inna: żądał ustąpienia burmistrza Warny oskarżanego o korupcję. Burmistrz ustąpił dopiero pod naciskiem społecznym. Po śmierci Goranowa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina