– Wśród was jest przyszły papież, któremu już dzisiaj przyrzekam bezwarunkową cześć i posłuszeństwo – mówił do kardynałów Benedykt XVI. Ocean łez popłynął na placu św. Piotra, kiedy helikopter z papieżem na pokładzie poderwał się do góry.
Surrealistyczny klimat – to określenie, jakiego użył autorytet dziennikarstwa we Włoszech Bruno Vespa, spoglądając na pusty plac św. Piotra. „Nie mamy już papieża, choć on jeszcze żyje”. Dwie godziny wcześniej słyszeliśmy: „Nie jestem już papieżem. Jestem prostym pielgrzymem na początku ostatniego etapu mojego życia”. Trudno było bez emocji słuchać tych słów. Przeszywające były i te: „Nie porzucam krzyża, ale w nowy sposób będę trwał przy Ukrzyżowanym”. Po ostatniej audiencji umieściły je na pierwszych stronach wszystkie włoskie dzienniki. Papież przeciął falę ostrych jak brzytwa komentarzy, które nie milkły od chwili ogłoszenia abdykacji. To przecież sam znany watykanista Gianfranco Svidercoschi powtarzał w mediach: „Nie schodzi się z krzyża”, cytując z uporem Jana Pawła II. Kiedy wpatrywałyśmy się w odlatujący z Watykanu biały helikopter z papieżem na pokładzie, trudno było oprzeć się myśli: Benedykt XVI nie tylko nie opuścił krzyża, ale dał się do niego przybić. „Pan był cały czas blisko mnie” – mówił papież. I wtedy, gdy mi nakładał ten ciężar, i teraz, gdy go zdejmuje. „Zawsze wiedziałem, że łódź Kościoła nie jest moja, nie jest nasza, lecz Jego”. – To na Chrystusa papież skierował nasze spojrzenie. To ważny moment dla Kościoła – powiedział nam abp Rino Fisichella.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek, Barbara Jaworska