W Bułgarii trwają spekulacje wokół wyboru nowego patriarchy na soborze, wyznaczonym na 24 lutego. Zwierzchnik Bułgarskiego Kościoła Prawosławnego (BKP) patriarcha Maksym zmarł 6 listopada w Sofii.
Poważnym problemem jest fakt, że 11 z 15 metropolitów współpracowało z tajnymi służbami w czasach komunizmu. Jedynym hierarchą, który spełnia kryteria, określone przez Statuty kościelne: ma więcej niż 50 lat, jest biskupem diecezji i rządzi nią dłużej niż 5 lat, a który nie donosił służbom, jest metropolita Łoweczu Gabriel. W artykule, zamieszczonym 6 listopada w stołecznym "Dnewniku", publicystka Petia Władimirowa komentuje sytuację, w której Kościół musi rozliczyć się ze swoich postaw w czasie reżimu totalitarnego. Cytuje niedawną wypowiedź Gabriela, że należy się zastanowić, co robić, gdyż nie można żądać dymisji 11 osób w sytuacji, gdy potencjalnych kandydatów, czyli biskupów diecezjalnych, jest 15. "Gdyby było dwóch, trzech... Synod musi zachować jedność, żebyśmy nie zniszczyli jedności Kościoła" - przekonywał metropolita.
Dziennikarka przypomniała wyniki kwerendy, dokonanej w archiwach VI Wydziału Służby Bezpieczeństwa, ogłoszone w styczniu br. Ujawniono wówczas pseudonimy, jakimi podpisywali swe donosy poszczególni metropolici, czyli rządcy diecezji. Tak więc Cyryl z Warny występował jako Władisław, Kalinik z Wracy - jako Wełko, Joannicjusz ze Sliwenu - Kirilewicz, Galakcjon ze Starej Zagory - Miszo, Domecjan z Widinu - Dobrew, Ignacy z Plewenu - Penew, a Grzegorz z Weliko Tyrnowo podpisywał się jako Wanio. Zachowały się ponadto dwie teczki metropolity Domecjana i bardzo niepokaźna - metropolity Ruse Neofita, który nie był aktywnym "pomocnikiem służb".
Autorka zwróciła uwagę, że donosy, pisane przez obecnych metropolitów, zostały zniszczone, choć co do tego nie ma całkowitej pewności. Dlatego obserwatorzy, ale też świeccy, którzy chcą się przekonać, czy któryś z hierarchów nie donosił na nich, muszą ocenić stopień ich zaangażowania na podstawie charakterystyk, pisanych przez ich oficerów prowadzących. Na przykład w charakterystyce 86-letniego obecnie metropolity środkowo- i zachodnioeuropejskiegop Symeona, zwerbowanego najwcześniej, bo już w 1964 r., jego oficer prowadzący napisał: "Zdaje sobie sprawę, jaka jest partyjna ocena Kościoła jako najbardziej reakcyjnej instytucji i ma trzeźwe spojrzenie na tę sprawę, ale potrzebna jest krecia robota ze strony naszego pracownika operacyjnego, który będzie nim kierował także w przyszłości, żeby przerobić go w naszego wywiadowcę".
Zupełnie inaczej w porównaniu z nim wypada 67-letni obecnie metropolita Neofit z Ruse, który nie tylko pochodził z głęboko wierzącej rodziny kolejarza i sprzątaczki, jego brat również był księdzem, a on sam był prymusem w Akademii Teologicznej, ale nie podjął współpracy ze służbami, choć został zarejestrowany jako tajny współpracownik (TW). Jako jeden z nielicznych zażądał on po upadku reżimu w 1989 r. wykreślenia go z rejestru współpracowników służb i ubolewał, że nie sprzeciwiał się dość kategorycznie, gdy na tę listę został wpisany.
"Skoro znaleźliśmy się w tak upokarzającej sytuacji, że 11 biskupów [diecezjalnych] współpracowało ze Służbą Bezpieczeństwa, oczywiste jest, że jedynym możliwym środkiem sprowadzenia do minimum moralnej porażki BKP jest, by użyć słów władyki Gabriela, potrzeba myślenia: z ręką na sercu - ze strony biskupów i w sposób odpowiedzialny - przez świeckich. Żebyśmy się nie musieli wstydzić przyszłego patriarchy" - zakończyła swój artykuł P. Władimirowa.