Uwaga: urzędnik czuwa. W myśl obowiązującej ustawy przemocowej może „zaopiekować się” niemal każdą, a najczęściej biedną, rodziną...
W czerwcu 2010 r. weszła w życie nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Nowelizacja, w szczytnej teorii, raz na zawsze miała zlikwidować problem przemocy domowej. Wprowadziła nawet kilka sensownych rozwiązań, takich jak separacja sprawcy od ofiary, zmiany formy przesłuchań dzieci ofiar czy nakaz opuszczenia wspólnego mieszkania przez sprawcę przemocy. Pojawiły się w niej też rozwiązania kontrowersyjne, przeciw którym protestowało wiele środowisk. Niemal od razu krytykowano wprowadzenie tzw. niebieskiej karty. W myśl noweli karta, czyli rodzaj dossier, tworzonego przez różnego rodzaju urzędników, może być założona rodzinie bez jej wiedzy i zgody. W dodatku nie tylko przez ośrodki pomocy społecznej czy policję, ale również szkołę. A założenie takiej karty skutkuje daleko idącą inwigilacją rodzinnego życia. Po drugie, w myśl nowelizacji w sytuacji „bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia” dziecka kurator i policja lub pracownicy pomocy społecznej wraz z policją mogą bez wyroku sądu, w trybie natychmiastowym, zabrać dziecko opiekunom. A następnie umieścić je np. w placówce opiekuńczej. Jak zapewniali zwolennicy nowelizacji, opisywane rozwiązania miały dotyczyć przypadków skrajnych. Sęk jednak w tym, że nigdzie nie zdefiniowano, czym owo ustawowe „zagrożenie” jest. Dlatego przeciwnicy nowelizacji, głównie ze środowisk konserwatywnych, alarmowali, że przepisy mogą uderzyć w zwykłe rodziny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska