Ja to bym nawet przestrzegał przykazania miłości – usłyszałem kiedyś – gdyby nie ci cholerni bliźni.
30.10.2012 17:51 GOSC.PL
A mnie się podoba rozmowa z Marią Peszek. Może dlatego, że w przeciwieństwie do wielu „życzliwych” komentatorów ks. Draguła się na nią w ogóle zdecydował? Nie chcę pisać o linii „Tygodnika”, o „kanapowym duszpasterstwie”, o „pytaniach bez odpowiedzi”. Zauważam jednak, jak wielu z nas drażni słowo „niewierzący”. „Jak to bym nawet przestrzegał tego przykazania miłości – usłyszałem kiedyś – gdyby nie ci cholerni bliźni”.
Pozwalam niewierzącym nie wierzyć. Co wcale nie oznacza, że nie zależy mi na ich zbawieniu. Wiem, że w momentach kryzysu POWINNO SIĘ krzyczeć do Boga: „Ratuj!”, że w chwili psychicznych zawirowań POWINNO SIĘ wyć: „ulituj się nade mną’, że większość z nas przerobiła już na własnej skórze porzekadło: „Jak trwoga to do Boga”. A Maria Peszek, jak na złość, tego nie robi. I ma do tego święte prawo!
Byłem zdruzgotany czytając porażający wywiad, jakiego udzieliła Jackowi Żakowskiemu, opowieścią o cierpieniu, zamknięciu, bezsennych nocach, ciemności. Wiele razy zakłuło mnie serce (np. gdy czytałem o tym, że wokalistka nie chce mieć „bachorów”, a Bóg – o ile w ogóle istnieje! – może jedynie stanowić zagrożenie). A jednak nie ośmieliłbym się nigdy oceniać jej wyborów. Może dlatego, że w chwilach duchowej ciemności zachowuję się dokładnie tak samo? Jestem poganinem: przeklinam, nie błogosławię.
– Wiara jest łaską. Ja miałem szczęście. Denerwuję się, gdy słyszę, że „chrześcijaństwo jest normą” – opowiadał mi kompozytor Michał Lorenc – Jaką normą? Czy to normalne, że Dziewica rodzi Syna, a w czasie Komunii pożerasz ciało swojego Boga, że zmartwychwstaniesz? To jest norma? Czy może mi to ktoś logicznie wytłumaczyć?
Czytam najnowszy wywiad-rzekę z Jackiem Kleyffem – przyjacielem Lorenca, Strona po stronie obnaża korzenie swego antyklerykalizmu. Trudno nie zrozumieć jego wyborów. Nie spotkał świadków, wielokrotnie dotknął zgorszenia. Wiara jest łaską.
Oduczyłem się łatwych ocen, gdy opisywałem przed laty historię Aleksandra Małachowskiego. Autor popularnego programu „Telewizja nocą” zmarł w opinii antyklerykała, który pod koniec życia pojednał się z Bogiem. Jego brat – kapłan opowiadał: – Kiedy zapytałem swego czasu brata, dlaczego walczy z Kościołem, odpowiedział, że nie walczy z Kościołem, ale z głupotą niektórych ludzi w sutannach. Skąd taka awersja do instytucjonalnego Kościoła? Kiedy Aleksander miał 13 lat, zmarł nasz ojciec. Proboszcz naszej parafii oskarżył ojca o zdradę interesów narodowych, ponieważ jako działacz społeczny sprzeciwiał się dyskryminacji ludności ukraińskiej. Był to tak poważny cios, że ojciec tego nie wytrzymał i dostał wylewu krwi do mózgu, co się skończyło zgonem. Na pogrzebie nad trumną ów ksiądz powtórzył swą opinię. W życiu Aleksandra zachwiał się świat wartości, a Kościół był tego świata symbolem. Jest czymś bardzo złym, jeśli ludzie tacy jak ja – ludzie w sutannach, zamiast być narzędziem w rękach Boga i budować dobro, oddziaływają destrukcyjnie na psychikę ludzi. Czy możemy się dziwić, że Aleksander przez wiele lat nie przyjmował sakramentów świętych? Był niesłychanie wyczulony na ludzkie cierpienie, był świadkiem cierpienia osób najbliższych: matki i żony. Słowa, które wypowiedział przed śmiercią: „Dziękuję za pojednanie z Bogiem”, na pewno są dla wielu przypomnieniem, że lepiej późno niż nigdy.
Nie mam pojęcia, dlaczego od 25 lat modlę się we wspólnocie. Nie mam pojęcia, dlaczego pracuję w „Gościu Niedzielnym”. Dlaczego 17 lat temu na katowickiej czad-giełdzie natknąłem się „przypadkowo” w punkowym zinie „Korek” na wywiad z Tomkiem Budzyńskim opowiadającym o spotkaniu Jedynego Boga (to był początek mojej dziennikarskiej przygody). Wiem jedno: to nie moja zasługa.
Jeśli, jak pobożnie zapewniamy, tak bardzo zależy nam na zbawieniu ludzi reagujących alergiczne na słowo „Kościół” zapomnijmy o „radach dobrego wujka”. Kościół dysponuje wieloma skuteczniejszymi środkami: na przykład różańcem. Cichym, niewidocznym. A nie ogłaszanym na portalach jako kolejna „krucjata za Nergala”.
Marcin Jakimowicz