Ja, ocalony od aborcji

Po aroganckim potraktowaniu przez PO projektu ustawy zaostrzającej dopuszczalność aborcji (bez żadnej dyskusji), wypowiedziach m.in. Prezydenta RP, wzbiera we mnie złość, po której pozostaje żal bezsilności. Czuję się jakby napluto mi w twarz.

Przyglądam się ostatnimi dniami dyskusjom na temat dopuszczalności aborcji. Z mojego punktu widzenia (mojego doświadczenia) głosujący za dopuszczeniem aborcji w żaden sposób nie rozumieją osób, które przed urodzeniem otarły się o aborcję i żyją dzięki tzw. "szczęśliwemu zbiegowi okoliczności".

W moim domu, niedługo po tym gdy moja mama się dowiedziała, że jest w ciąży, zachorował na różyczkę mój brat. Ani moja mama, ani jej rodzice nie byli w stanie powiedzieć, czy chorowała kiedyś na różyczkę. Po wizycie u dwóch ginekologów określono, że mam 90-procentowe prawdopodobieństwo ciężkiego upośledzenia - tak im mówiono. Zalecono... aborcję - jeden i drugi lekarz tak samo.

To był początek lat osiemdziesiątych. Moi rodzice mieli umówiony termin "zabiegu". Jednak w tym dniu lekarka zaproponowała, że można zrobić jeszcze pewne badania krwi, które potwierdzą, czy mama miała wcześniej styczność z różyczką. Nie wiem dlaczego wcześniej żaden z lekarzy tego nie proponował, nie wiem co stało się tej Pani doktor, że nagle przypomniała sobie o tej możliwości. Fakt jest taki, że żyję bo skierowała mamę na badanie. Żyję, ponieważ badanie potwierdziło, że miała kiedyś styczność z chorobą. Wspomnę, bo to istotne, że moi rodzice są wierzącymi, praktykującymi katolikami.

Chcę zwrócić uwagę, że rodzicom państwo bardzo może pomóc dokonywać wyboru. Jeśli zakazuje się aborcji, państwo daje sygnał, by walczyć o życie każdego dziecka. Jeśli dopuszcza się aborcję w przypadku dziecka upośledzonego, to - uwierzcie mi - wielu potraktuje to jako wskazanie "właściwej, prawej drogi".

Każde dziecko zasługuje na to by być przyjęte przez rodziców takie, jakie jest.

Po aroganckim potraktowaniu przez PO projektu ustawy zaostrzającej dopuszczalność aborcji (bez żadnej dyskusji), wypowiedziach m.in. Prezydenta RP, wzbiera we mnie złość, po której pozostaje żal bezsilności. Czuję się jakby napluto mi w twarz. Rządzący twierdzą, że to rodzice podejmują decyzję o aborcji. Może w pewnych przypadkach tak jest (choć osobiście uważam, że tak nie jest), w każdym razie w wielu przypadkach zestresowani, przerażeni i zdezorientowani rodzice podążają za słowem otoczenia, środków przekazu, lekarzy czy prawa. Ignorancja polityków mnie przeraża!

Teraz jedyne co mogę, to opowiadać swoją historię i wołać: aborcja nie polityka, to sprawa życia i śmierci ludzi takich jak my!

Pozdrawiam
Michał Ferdyn

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: