...to pierwsze słowa Felixa Baumgartnera, gdy otworzył drzwi kapsuły, stanął na jej progu, 39 kilometrów nad powierzchnią Ziemi, a chwilę później przechylił się do przodu i skoczył.
Skok na spadochronie ze stratosfery to kompletne wariactwo. Tu panuje pełna zgoda. Na tej wysokości temperatura otoczenia wynosi około minus 40 stopni Celsjusza (w czasie wznoszenia się do góry balon miejscami przelatywał przez obszary, w których temperatura wynosiła minus 70 st. C), ciśnienie jest tysiąc razy niższe niż to na poziomie morza, a tlenu do oddychania nie ma wcale. Choć uważa się, że granica pomiędzy ziemską atmosferą a przestrzenią kosmiczną znajduje się na wysokości 100 km nad Ziemią, to na wysokości 40 km skoczek ma pod swoimi stopami ponad 99 proc. ziemskiej atmosfery. Pierwszych kilkanaście sekund leci praktycznie w próżni. Prawie nic nie stawia mu oporu, bo atmosfera jest bardzo, bardzo rzadka. Nie powinno więc dziwić, że rozpędził się do prawie 1200 km/h. Czy przekroczył prędkość dźwięku? Ta ostatnia w tak wysokich warstwach atmosfery jest dużo mniejsza niż przy powierzchni Ziemi, bo bardzo zależy od gęstości ośrodka. Baumgartner mógł nieznacznie przekroczyć barierę prędkości dźwięku, będąc tym samym pierwszym człowiekiem, który to zrobił, nie siedząc w samolocie. To wszystko, ogromna prędkość, niska temperatura i bardzo niskie ciśnienie, powoduje, że trudno wyczyn Felixa Baumgartnera nazwać inaczej niż totalnym wariactwem. Ale dobrze też pamiętać, że dzięki takim wariatom świat posuwa się do przodu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek