Kiedy superman doświadczył najmocniej swojej słabości? – zapytałem Piotra Kuryłę, faceta, który obiegł świat, a wczoraj rozpoczął nową morderczą przygodę.
08.10.2012 11:45 GOSC.PL
– Kiedy superman doświadczył najmocniej swojej słabości? – zapytałem kilka dni temu Piotra Kuryłę, faceta, który przed rokiem obiegł świat w intencji pokoju, a wczoraj rozpoczął nową szaloną akcję: zaczął płynąć Wisłą pod prąd.
– Jaki tam ze mnie superman... – obruszył się maratończyk spod Augustowa.
– Zdanie z pana książki, które rozłożyło mnie na łopatki: „Holandia to mały kraj. Przebiegłem go w jeden dzień” – nie dawałem za wygraną.
– Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie. Ale wie pan, ja już jestem przyzwyczajony. Kiedyś pobiegłem sobie z mojego domu w Pruskiej Wielkiej pod Augustowem na Węgry. Nad Balaton. A potem w ramach treningu obiegłem jezioro dokoła.
– Więc kiedy superman doświadczył najmocniej swojej słabości?
– W Portugalii. Zanim tam dotarłem, dwukrotnie cudem nie utonąłem. W Lizbonie popatrzyłem w lustro i pomyślałem: „Dobry jesteś, nie? Masz siłę, Wydostałeś. się z wiru dzięki adrenalinie. Nie utonąłeś. Chłopie, jesteś silny, wygrałeś z żywiołem!”. Byłem zadufany w sobie. I wtedy coś mnie „podkusiło”, by sięgnąć do kieszonki kamizelki. Zdumiony wyciągnąłem z niej karteczkę z modlitwą. Wsadziła mi ją tam żona. To była modlitwa do Maryi Ostrobramskiej. Na odwrocie były wypisane obietnice, które towarzyszą tej modlitwie. Mój wzrok padł na słowa: „kto nosi te modlitwę nie utonie”. Zrobiło mi się potwornie głupio. Przypomniałem sobie Komu zawdzięczam dwukrotne ocalenie. „Jestem słaby” – pomyślałem „To On mnie uratował”. W czasie maratonu dookoła świata budziłem się o 5.30 z modlitwą na ustach a potem od razu biegłem... I modliłem się. Cały czas. Krok za krokiem. Nie przestawałem. Ile „Zdrowasiek” zmówiłem? Nie liczyłem. I nie chcę liczyć. Oddawałem owoce tej modlitwy do banku w niebie. Bóg wie najlepiej, co z nimi zrobić.
Piotr Kuryło, który przed rokiem przebiegł ponad 20 tysięcy kilometrów (w ciągu dnia robił nawet 120 kilometrowe trasy!) wczoraj rozpoczął nową morderczą przygodę. Ponieważ obiecał żonie, że nie będzie więcej biegać, postanowił... pływać. W strugach deszczu wsiadł do kajaka, by popłynąć Wisłą od ujścia do źródeł. Wyprawa potrwa miesiąc z okładem. Kuryło ma do pokonania ok. 1000 km. Nie obiecuje, że dotrze do źródeł. Będzie płynąć tak daleko, jak tylko się da.
Rozmowę z Piotrem Kuryło przeczytasz w 41. numerze „Gościa Niedzielnego”
Marcin Jakimowicz