Z faktu, że ludzie grzeszą, niekoniecznie wynika, że dobra jest akceptacja grzeszenia.
24.09.2012 12:42 GOSC.PL
„Newsweek” idzie na całego. Nic dziwnego – żeby się utrzymać na fali, musi dawać coraz mocniejsze bodźce. Tym razem mamy okładkę z dwoma całującymi się facetami w sutannach. Całujący się faceci-cywile to już norma, za jakiś czas „Newsweek” będzie szokował całującą się parą damsko-męską. Ale na razie mocniej działają jeszcze całuśni „księża”. Zwłaszcza że nie chodzi tylko o szok, ale i o sprawę. O Kościół chodzi, żeby był lepszy, czyli taki, jakiego najwyraźniej chce naczelny tygodnika, Tomasz Lis. W tym celu w środku mamy pogłębioną analizę stanu moralnego duchowieństwa. „Władze Kościoła wiedzą o najróżniejszych praktykach seksualnych osób duchownych i przymykają na to oczy” – informuje „Newsweeka” włoski dziennikarz Carmelo Abbate, który napisał książkę „Sex and the Vatican”. Materiał zebrał, jak mówi, udając „geja” i umawiając się z księżmi. W związku z tym, jak wynika z wywiadu, zna się na Kościele i na katolickiej teologii. Kluczowy fragment, wyjaśniający, „co go boli”, tkwi w odpowiedzi na pytanie: „Co pan myśli o celibacie po tych wszystkich doświadczeniach?”.
Abbate odpowiada: „Celibat to czyste szaleństwo. Cała nauka Kościoła dotycząca seksualności jest owocem szaleństwa. To śmieszne myśleć, że jedynym bezgrzesznym aktem seksualnym jest stosunek płciowy pomiędzy mężczyzną i kobietą wyłącznie w celu prokreacji. Masturbacja? To grzech śmiertelny. Antykoncepcja? To najgorsze zło, jak homoseksualizm. Czy można dziś jeszcze wierzyć w takie głupoty? Hipokryzja niszczy wiarygodność Kościoła”.
I wylazł obsesjonat z worka. Oczywiście – wszystkiemu winien celibat. W czasach, gdy całe państwa, odrzuciwszy busolę już nawet nie chrześcijaństwa, ale jakiejkolwiek siły wyższej, brną w obłęd seksualnych rozwiązków dowolnej konfiguracji, płci, a powoli nawet gatunku, ktoś szaleństwem nazywa zachowanie idące pod prąd temu wszystkiemu.
A pewnie. Wściekła reakcja na celibat jest czymś podobnym do agresji, jakiej doświadczają czasem osoby niepijące w gronie pijaków. Taka osoba jest wyrzutem sumienia dla tych, co o sumieniu nie chcą już słyszeć, jest drogowskazem kłującym w ślepia tych, którzy tkwiąc w cuchnącym bajorze, nigdzie się nie wybierają.
Ciekawych doczekaliśmy czasów, gdy o nauce Kościoła wypowiadają się wąscy specjaliści od tych, co nauki Kościoła nie przestrzegają. Bo, jak wynika z dorobku pana Abbate, poznał on głównie tych duchownych, którzy o celibacie myślą tak jak on. Mimo, zapewne, jego najgłębszego przekonania, nie jest to środowisko reprezentatywne dla Kościoła. W środowisku takich potwornych nieszczęśników to on nawet mógł zrobić sondaż, i wyszłoby mu, że wszyscy księża są praktykującymi sodomitami (wiem, wiem, sodomia to niby co innego, ale przypominam, że Sodoma została ukarana głównie za to). Zgodnie z zasadą „każdy sądzi po sobie”.
To znamienne, że celibat jest atakowany niemal za każdym razem, gdy atakowany jest Kościół. To wyraźny znak, że jest to wartość, z której nie należy rezygnować. Znak, który kłuje w oczy tych, co brną ku własnej zgubie, jest błogosławieństwem. Po co pozbywać się błogosławieństwa? Z powodu tych, co nie dochowują wierności?
W jednym jednak wypada zgodzić się z panem Abbate – hipokryzja niszczy wiarygodność Kościoła. Jeśli osoby odpowiedzialne w Kościele wiedzą o grzesznym sposobie życia, jaki prowadzą księża i lekceważą to, są współwinne ich grzechowi. Tu zgoda. Trzeba z tym coś zrobić. Ale to chyba nie to, co chcieliby w „Newsweeku”. Raczej przeciwnie.
Jezus powiedział o celibacie: „Są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mt 19,12).
Jasne, nie każdy może pojąć. Ale niech przynajmniej nie rzuca się, jakby pojmował.
Franciszek Kucharczak