Między dwoma biegunami – okazałym gmachem parlamentu i stacją Victoria, na którą przybywają imigranci z całego świata, by szukać szczęścia na ulicach Londynu – stoi zaskakująca, neobizantyjska budowla. To katedra westminsterska.
Najbliższe otoczenie świątyni również prezentuje się kontrastowo. Z jednej strony nowoczesne szklane biurowce, do których wejść strzegą eleganccy ochroniarze, z drugiej – bezdomni leżący na chodniku. Jeden z nich zdjął buty i ułożył się tak, jakby spoczywał na wygodnym posłaniu. Macha do nas przyjaźnie, gdy Heniek próbuje zrobić mu zdjęcie. W słoneczny dzień na schodach katedry pod wezwaniem Przenajświętszej Krwi przysiadają zmęczeni turyści. Śmieją się, palą papierosy, rozmawiają. Dopiero gdy przekracza się próg świątyni, czuje się wyraźną granicę między sacrum a profanum. Uderza nas pełna grozy, majestatyczna muzyka organowa. Bas brzmi tak potężnie, że aż zatyka uszy. Pasuje do tego ogromnego, surowego wnętrza. Tylko dolna część świątyni ozdobiona jest marmurami i mozaikami. Sklepienie stanowi mocno okopcona, wiekowa cegła. Tam również mają pojawić się kiedyś mozaiki. Tyle że dekoracja poszczególnych kaplic powstawała w różnych latach i trudno znaleźć kogoś, kto połączy to w jedną całość. Dzieło Johna Francisa Bentleya z 1903 r. pozostaje więc niedokończone.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski