W bijących rekordy oglądalności amerykańskich serialach duchowni czy ludzie wierzący, zarówno protestanci, jak i katolicy, przedstawiani są najczęściej w jak najgorszym świetle.
Amerykańskie seriale oglądane są na całym świecie i dlatego trudno przecenić ich wpływ na kształtowanie świadomości odbiorcy. Charakterystyczne, że te najbardziej kontrowersyjne powstają dla płatnych telewizji kablowych. Dlaczego? Bo te mogą sobie pozwolić na więcej niż stacje otwarte, które emitując program, przestrzegać muszą pewnych ustalonych zasad i w tzw. prime time nie mogą nadawać pewnych treści. Twórcy tych filmów bez ogródek przedstawiają najciemniejsze strony rzeczywistości i ludzkich zachowań. Zapominają natomiast całkowicie o duchowym wymiarze życia człowieka albo też prezentują je, łagodnie mówiąc, w krzywym zwierciadle. W serialach o tematyce współczesnej rzadko widzimy, by na przykład ich bohaterowie w niedzielę chodzili do kościoła czy traktowali poważnie swoją wiarę. Najczęściej jest to obraz wykoślawiony. I nie chodzi tu tylko o historyczne sagi telewizyjne w rodzaju „Rodziny Borgiów” czy angielskich „Tudorów”, w których Kościół katolicki stał się chłopcem do bicia, ale zupełnie odmienne gatunkowo. Przykładowo „Piekło na kołach” („Hell on Wheels”), „Zakazane imperium” czy nieco starszy „Deadwood”, realizowany w latach 2004–2006. Wszystkie trzy odniosły komercyjny sukces.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz