Swastyka na murze jest warta więcej, niż tysiąc słów.
30.05.2012 11:31 GOSC.PL
Kilka dni temu pokazywałem zagranicznym znajomym Lublin. Akurat trwa tu Festiwal „Wielokulturowy Lublin”; codziennie odbywają się imprezy pokazujący przeszłe i obecne współżycie ludzi różnych nacji w Kozim Grodzie. Stąd wiele pytań o to, jak to rzeczywiście wygląda i wyglądało. Przed II wojną światową prawie 40 proc. mieszkańców Lublina stanowili Żydzi. – Czy dziś są jakieś niesnaski między Polakami a lubelskimi Żydami? – pada pytanie. – Skądże – odpowiadam. – Przede wszystkim lubelska filia warszawskiej żydowskiej gminy wyznaniowej liczy niecałe 30 osób, a nikt nie bawi się w wyszukiwanie „ukrytych” Żydów wśród sąsiadów. Polacy to nie antysemici. Owszem, z rzadka zdarzają się incydenty, jak np. wybicie szyby w domu dyrektora Teatru NN, który dokumentuje historię miasta, przede wszystkim żydowską. Ale to, właśnie, incydenty.
Nie minęło pół godziny, a dotarliśmy na Plac Po Farze, z którego rozciąga się piękny widok na Zamek. Jednak pierwsze, co zobaczyli moi znajomi, to napis „Jude Raus” na murku. Incydent.
Gdybym zawiózł ich na cmentarz żydowski, też mogliby stać się świadkami incydentu. Jeszcze niedawno na pomniku przez wiele miesięcy widniała ogromna swastyka, namalowana przez wandali. Być może nadal tam jest. Antysemickie hasła i symbole – Gwiazdy Dawida na szubienicach, napisy „Żydzi do gazu” i podobne można byłoby znaleźć jeszcze w kilku miejscach.
I dlatego trudno mi się zdecydowanie oburzać na dokument BBC o bezpieczeństwie na polskich stadionach. Że tendencyjny, szukający taniej sensacji, ukazujący działania jedynie marginesu, nie pokazujący licznych pozytywnych akcji zarówno środowisk kibicowskich, jak i reszty Polaków, nie widzących nic złego w tym, że przyjeżdżają do nas zagraniczni turyści, a obcokrajowcy coraz częściej zostają u nas na stałe? Owszem. Ale część prawdy jednak pokazuje.
Na przykład to, że na rasistowskie i antysemickie napisy na murach nikt nie zwraca uwagi, potrafią latami szpecić nasze ulice, gdy zagranicą, np. we Francji, gdzie antysemityzm jest prawdopodobnie większy, bazgroły znikają następnego dnia po pojawieniu się. Obcokrajowiec przyjeżdżający do Polski naprawdę nie będzie prześwietlał naszych dusz i umysłów, sprawdzając, czy w cielesnej powłoce siedzi potencjalny obozowy kapo i szmalcownik, czy jednak Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Widzi to, co go otacza. Zapamiętuje, czasem robi zdjęcie. Wraca do domu i dzieli się obserwacjami.
Nie chcę, żeby myślano o nas jako o narodzie antysemitów, bo nimi nie jesteśmy. Ale jeśli sami czegoś nie zrobimy, by poprawić nasz wizerunek (na który zapracował nam pożałowania godny margines), na przykład dbając o to, by „incydenty” nie pozostawały bezkarne, tak właśnie będziemy postrzegani. Zaklinanie rzeczywistości i krzyki oburzenia na zagraniczną ignorancję niczego nie zmienią.
Stefan Sękowski