KARTA nie ACTA

Zamiast debatować w nieskończoność o przereklamowanej ACTA, lepiej wziąć się za ratowanie Ośrodka KARTA.

Instytucja historia. Dosłownie. Od 30 lat KARTA historią żyje, historię odkrywa i archiwizuje. Jest jednak realna groźba, że ta dosłowność będzie jeszcze bardziej dosłowna i instytucja historia  sama zawczasu do historii przejdzie. A to z powodu widma bankructwa, przed jakim stanęła.

Ośrodek KARTA to zupełnie unikatowy, jakby z innej planety, rodzaj społecznego archiwum: wydawany kwartalnik, prowadzone Archiwum Wschodnie, Archiwum Opozycji, Archiwum Fotografii, Archiwum Historii Mówionej, Pogotowie Archiwalne czy też portal www.XXwiek.pl, wreszcie tworzony wspólnie z rosyjskim „Memoriałem” „Indeks Represjonowanych”.

Do tego nie sposób nie wspomnieć o znakomitej inicjatywie, jaką jest konkurs „Historia Bliska”, w którym sam miałem frajdę uczestniczyć w latach licealnych. Genialny sposób na zaangażowanie młodzieży w odkrywanie historii „bliskiej”, tej zza miedzy. To dzięki udziałowi w konkursie z koleżanką z klasy trafiliśmy na historię represjonowanego w latach powojennych rolnika, który w swojej stodole ukrywał działaczy podziemia. Powstał reportaż historyczny, człowiek miał pierwszy raz w życiu poczucie, że odkrył kogoś, o kim nikt jeszcze nie słyszał, po wyróżnienie nawet do stolycy pojechał (no, wtedy to było cooś), Zbigniew Gluza rękę mu uścisnął…

Więc teraz po latach smutno patrzeć, jak ten sam Zbigniew Gluza, twórca i siła napędowa KARTY, stoi przed groźbą zamknięcia tego niezwykłego dzieła. Tylko dlatego, że w budżecie „zabrakło” naprawdę małych dla państwa, a zbawiennych dla Ośrodka, pieniędzy. To jeden z efektów nowelizacji ustawy o IPN, zakazującej Instytutowi finansowania organizacji pozarządowych. A KARTA właśnie taką organizacją jest i od IPN część pieniędzy dotąd otrzymywała. Taki kształt ustawy to z kolei efekt polityki historycznej państwa, a właściwie jej braku. A brak polityki historycznej to wyjątkowo żałosny przejaw zaniku instynktu samozachowawczego państwa.

Nie można z kolei mówić o jakimkolwiek instynkcie państwa, które podpisuje umowy międzynarodowe, a potem dopiero organizuje debaty na ich temat. Inna sprawa, że temat też nieźle przereklamowany. Taka reklama, jaką miała sprawa ACTA, przydałaby się teraz sprawie KARTY. I głowę daję, że na taką debatę do Kancelarii Premiera nikt by nie przyszedł w sandałach czy robótką do skończenia na drutach. Tyle że telewizja nie miałaby tematu na teledysk (czyt. serwis informacyjny). Przeto i debaty takiej nie będzie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina