Pierwsi pacjenci otrzymali recepty z pieczątką: "Refundacja do decyzji NFZ". Stawiają je medycy z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i Porozumienia Zielonogórskiego, którzy rozpoczęli protest. Nie określają oni poziomu refundacji leków.
Do aptek w całym kraju zaczęli przychodzić pacjenci, którzy otrzymali recepty z pieczątką: "Refundacja do decyzji NFZ". Aptekarze, z którymi rozmawiała PAP, podkreślają, że osoby, które zgłaszają się z receptami bez określonego stopnia refundacji płacą za leki więcej niż do tej pory. Niektórzy farmaceuci w ogóle nie uwzględniają niewłaściwie wypełnionych recept i odsyłają pacjentów ponownie do lekarzy lub proponują pełnopłatne leki.
Jak powiedziała PAP farmaceutka w jednej z aptek w centrum Warszawy, w poniedziałek rano jeszcze nie pojawił się żaden pacjent z taką receptą. Jak wyjaśniła, może się zdarzyć, że pacjentowi będzie przysługiwał lek na ryczałt - za 3,20 zł, jednak bez odpowiednio wypełnionej recepty pacjent będzie musiał za niego zapłacić nawet kilkadziesiąt złotych.
Według farmaceutki, teoretycznie obowiązuje rozporządzenie dotyczące recept, z którego wynika, że jeżeli na recepcie nie będzie określony poziom refundacji, "aptekarz wyda lek za najwyższą odpłatnością". Jednak przyznała, że kierownictwo apteki nie wydało jasnych instrukcji co do realizacji takich recept, a poszczególne przypadki mają być konsultowane.
Pieczątka, którą stawiają lekarze z OZZL i PZ, nie powoduje nieważności recept; będą one refundowane na ogólnych zasadach. Prezes NFZ Jacek Paszkiewicz zaznaczył jednak, że jeżeli na recepcie nie będzie określony poziom refundacji, "aptekarz wyda lek za najwyższą odpłatnością". Oznacza to, że pomimo iż pacjentowi przysługuje uprawnienie, np. do opłaty ryczałtowej 3,20 zł, zapłaci znacznie więcej. Zmienny stopień odpłatności dotyczy 230 leków na choroby przewlekłe.
Lekarze podkreślają, że nowe przepisy refundacyjne narzucają na nich obowiązki biurokratyczne, które zabierają czas na leczenie pacjenta i są zagrożone drakońskimi karami. Protestujący chcą spotkania z premierem Donaldem Tuskiem.
Protestują przeciwko przepisom ustawy refundacyjnej (weszła w niedzielę w życie), zakładającej, że jeśli błędnie wypiszą recepty, będą zobowiązani do zwrotu kwoty nienależnej refundacji wraz z odsetkami. Ma być tak w przypadku wypisania recepty np. nieuzasadnionej względami medycznymi lub niezgodnej z listą leków refundowanych. Lekarz będzie też ponosił odpowiedzialność finansową w przypadku, gdy na recepcie wpisze niewłaściwy poziom refundacji leku.
Sprzeciwiają się także rozporządzeniu Ministerstwa Zdrowia określającemu sposób i tryb wystawiania recept oraz nakładającemu na lekarzy obowiązek określania na recepcie poziomów odpłatności leków: B - bezpłatne, R - ryczałt, 30 proc., 50 proc., 100 proc. W przypadku błędu lekarze także mają ponosić odpowiedzialność finansową.
Decyzję o nieokreślaniu stopnia refundacji leków i stawiania pieczątki: "Refundacja do decyzji NFZ" zawiesiła Naczelna Rada Lekarska. Rada zbierze się 13 stycznia na nadzwyczajnym posiedzeniu dotyczącym wejścia w życie nowych przepisów. Rada nie wyklucza, że może zalecić lekarzom zaostrzenie formy protestu. Decyzja w tej sprawie zostanie podjęta po wysłuchaniu sprawozdania i rekomendacji zespołu ds. współpracy z Ministerstwem Zdrowia, który ma wypracować zmiany ustawy refundacyjnej. Zespół ma spotkać się z przedstawicielami MZ 4 stycznia.
Premier Donald Tusk powiedział w sobotę, że lekarze, którzy będą utrudniali pacjentom życie, będą podlegali konsekwencjom.
OZZL skupia blisko 35 tys. lekarzy z całego kraju. Porozumienie Zielonogórskie zrzesza natomiast 13 tys. lekarzy z 14 województw. W Polsce jest ponad 120 tys. lekarzy.