W kierunku wspólnoty czy egoizmu?

Europa nie tylko na czas tego kryzysu, ale także na przyszłość potrzebuje silnego przywództwa politycznego - podkreślił w Strasburgu premier Donald Tusk, który w środę na forum Parlamentu Europejskiego podsumował polskie przewodnictwo w Radzie UE.

"Panie przewodniczący, szanowni państwo,

Minęło pół roku od czasu naszego spotkania na początek polskiej prezydencji. Deklarowałem wówczas wielkie przywiązanie Polaków i moje osobiste do idei zjednoczonej Europy. Deklarowałem przywiązanie do wspólnoty europejskiej, mając świadomość, że obejmujemy prezydencję w czasie rozległego kryzysu. Kryzysu nie tylko finansowego, ale tak jak już wówczas przewidywaliśmy, także kryzysu zaufania, a dzisiaj trzeba to chyba mocno powiedzieć, być może także kryzysu ustrojowego i politycznego.

Nasza prezydencja, mimo że byliśmy krajem debiutującym w tej prezydencji, a może właśnie dlatego, była prezydencją ludzi zdeterminowanych aby swoje działania, europejskie zadania wykonać najlepiej jak potrafimy.

Zaangażowaliśmy w tę prezydencję nie tylko dobrą wolę, ale także pracę i umiejętności setek młodych Polaków, którzy pracowali tu w Strasburgu, w Brukseli, w Warszawie i wielu miejscach w Europie, i podjęliśmy się zadań świadomi swoich możliwości, zadań, które są takim rutynowym obowiązkiem każdej prezydencji, w tym zadań legislacyjnych, nie będę wymieniał tego wszystkiego, co zrobiliśmy przez te sześć miesięcy, usłyszałem wiele ciepłych słów w ostatnich dniach na temat naszego zaangażowania i skutecznego działania.

Może zabrzmi to nieskromnie, ale uważam, że Polacy zasłużyli na te słowa właśnie dlatego, że z taką wiarą w sens wspólnej Europy pracowali nad tymi wyzwaniami, które polskiej prezydencji przypadły. Czy to była praca nad sześciopakiem, czy nad akcesją Chorwacji, czy Partnerstwem Wschodnim, czy nad bezpieczeństwem energetycznym, czy nad innymi aktami legislacyjnymi, takimi jak np. wspólny patent europejski, wszędzie tam udało nam się doprowadzić do finalnego etapu nasze zobowiązania, nasze prace. Głównie dlatego, że Polska prezydencja była prowadzona przez ludzi, którzy naprawdę poważnie traktują Europę jako wspólnotę, i którzy mimo kryzysu, a może powiem inaczej, właśnie dlatego, że dopadł nas kryzys, także kryzys zaufania, chcieli pokazać, że obowiązki i zaangażowanie Europejczyka powinny być jeszcze bardziej wyraziste i zdeterminowane właśnie w takim czasie.

Chcę powiedzieć, że to podsumowanie chciałbym zamienić w jedną taką poważną w sensie politycznym refleksję, która jest owocem tych sześciu miesięcy doświadczeń polskiej prezydencji, ale jestem przekonany, że wy także macie podobne przemyślenia i podobną potrzebę nazwania po imieniu tego, co się dzisiaj w Europie dzieje, bo mimo satysfakcji z wykonanej pracy nie mogę dzisiaj powiedzieć, że Europa pod koniec 2011 r. jest Europą bardziej zjednoczoną niż 6 miesięcy temu, rok temu, czy 5 lat temu.

Nie mogę dzisiaj, kończąc polską prezydencję, powiedzieć, że zażegnaliśmy wspólnie ten najpoważniejszy być może kryzys w historii zjednoczonej Europy, jaki drąży nasz kontynent. Powiem - wręcz przeciwnie, dzisiaj musimy sobie to powiedzieć bardzo otwarcie. Stoimy na rozdrożu. Przed nami jest bardzo poważny wybór, czy w czasie tego kryzysu, szukając metod i sposobów na wyjście z tego kryzysu, pójdziemy droga wspólnotową, szukać będziemy europejskiego sposobu na wyjście z kryzysu, czy też pójdziemy drogą egoizmów narodowych i państwowych, szukając ratunku egoistycznie dla każdego z osobna i uznając wspólnotę za balast, a nie za najlepszy sposób na kryzys dla Europejczyków.

Chcę przypomnieć, że prawdziwe źródła kryzysu, kryzysu finansowego, to nie instytucje wspólnotowe; to nie w Parlamencie Europejskim, nie w Komisji Europejskiej, nie w innych instytucjach wspólnotowych zrodził się kryzys finansowy. To nie integracja Europy jest źródłem kryzysu finansowego, a co za tym idzie także kryzysu politycznego. Te sześć miesięcy pokazało z całą mocą, że jest dokładnie odwrotnie, że ten kryzys żywi się, tuczy się na tym zagrożeniu rozpadem wspólnoty, że jeśli dzisiaj nie możemy powiedzieć, że poradziliśmy sobie z kryzysem, to dlatego, że nie zawsze Europa zachowuje się jak wspólnota w obliczu tego kryzysu.

Dlaczego dzisiaj także mówimy o kryzysie politycznym, ponieważ zbyt wielu ludzi w Europie zbyt wielu polityków w Europie chce nas przekonać i chce Europę przekonać, że sposobem na wyjście z kryzysu jest odejście od wspólnotowych działań. Ja chcę powiedzieć, że w moim i polskiej prezydencji przekonaniu jest to oznaka pewnej choroby. To kryzys dzisiaj narusza to poczucie wspólnoty. Jeśli słyszymy dzisiaj w Europie takie zdania o tym, że trzeba zrewidować podstawy, fundamenty wspólnoty, to jest najwyraźniejsza oznaka tego, że kryzys jest także w naszych sercach, nie tylko w naszych bankach i ostatnia Rada Europejska, ostatni szczyt pokazał bardzo wyraźnie, że jedni szukają narzędzi na rzecz nie tylko ratowania euro, ale w dłuższej perspektywie także wzmacniania wspólnoty, ale że są inni, którzy uważają, ze sposobem na ratowanie euro czy sytuacji finansowej państw i instytucji jest rozluźnianie wspólnoty, a na końcu destrukcja tej wspólnoty.

Ja nikogo nie oskarżam, bo są równoprawne poglądy, każdy może mieć swój pogląd na przyszłość Europy, ale nie możemy udawać, że dzisiaj gdzieś tak pod powierzchnią, ale tak naprawdę toczy się już debata nie o przyszłości euro, tylko o przyszłości Wspólnoty.

Na ostatniej Radzie Europejskiej podjęliśmy decyzje, które są zaledwie pierwszym krokiem. Zarówno w Brukseli, jak i w swojej ojczyźnie, przekonywałem wszystkich, że jeśli nie mamy satysfakcji, pełnej satysfakcji z tego szczytu, to dlatego, że zrobiliśmy zaledwie jeden krok, że ciągle brakuje nam jeszcze takiej pełnej determinacji, aby te następne kroki stawiać szybko i zdecydowanie, w ramach Wspólnoty i na rzecz Wspólnoty. Kiedy słyszę niektóre komentarze - na pewno z dobrą wolą, nikomu nie zarzucam złej woli - ale kiedy słyszę komentarze nacechowane satysfakcją, że Wielka Brytania stała się znowu wyspą, że kanał La Manche na naszych oczach stał się szerszy niż kilka tygodni temu, to powiem szczerze - nie rozumiem tej satysfakcji. Można nie akceptować decyzji polityków tego czy innego kraju, ale nie możemy tak publicznie cieszyć się z tego, że na naszych oczach rośnie dystans między państwami członkowskimi, w tym przypadku między Wielką Brytanią a wspólnotą europejską.

Ale chcę też powiedzieć, że pojawiły się też inne komentarze, np. że jakaś stolica wygrała z innymi stolicami. Wiemy, że Europa nie tylko na czas tego kryzysu, ale także na przyszłość potrzebuje silnego przywództwa politycznego. Na tej Radzie Europejskiej i w ciągu tych 6 miesięcy byłem świadkiem tego nienazwanego precyzyjnie, ale wielkiego sporu europejskiego, czy przywództwo polityczne Europy będzie wynikiem bezlitosnej konkurencji państw narodowych, a efektem tej konkurencji będzie dominacja jednej, czy dwóch, czy trzech stolic nad innymi, czy też wręcz przeciwnie. Czy to przywództwo polityczne Europy będzie przywództwem wspólnotowym, na rzecz całej Wspólnoty. Jest rzeczą bardzo ważną, abyśmy każde następne spotkanie potrafili podsumować z przekonaniem, że wygrywa wspólnota przeciwko egoizmowi, a nie, że ktoś wygrywa przeciwko komuś w tej rozpadającej się wspólnocie.

Chcę też powiedzieć po tych sześciu miesiącach, że Europa potrzebuje wspólnego rachunku sumienia. Nie możemy dzisiaj pokazywać palcem: o, tam jest źródło kryzysu, o, to jedno państwo na południu spowodowało, że wszyscy mamy kłopoty. Potrzebujemy także wspólnej odpowiedzialności za przyszłość. Północna Europa, która szczyci się swoją dyscypliną, musi także zacząć rozumieć lepiej potrzebę solidarności. Południe Europy musi także zrozumieć, że wspólna odpowiedzialność to także więcej dyscypliny.

Musimy powiedzieć sobie też bardzo wyraźnie, że źródłem kryzysu nie tylko finansowego, ale politycznego, są naruszania naszych wzajemnych zobowiązań, także tych, które wynikają z traktatów, i że te naruszenia nie są świeżej daty. Niech każdy zrobi swój rachunek sumienia, niech każdy zastanowi się kiedy zaczął łamać ustalenia Traktatu z Maastricht, niech każdy zastanowi się nad tym, czy na pewno jest gotowy pielęgnować ustalenia z Schengen.

My dzisiaj musimy powiedzieć sobie bardzo wyraźnie, ci którzy są zwolennikami naprawdę zintegrowanej wspólnotowej Europy, że potrzebujemy więcej determinacji na rzecz ochrony fundamentów europejskich, a nie nieustannej dyskusji nad rewizją fundamentów europejskich. Dlatego polską prezydencję chciałbym zakończyć także apelem pod adresem wszystkich, bez wyjątku przywódców europejskich, aby podjęli ten wysiłek na rzecz wzmacniania Wspólnoty, zaczynając od siebie, a nie szukaniem metody na dezintegrację, wykluczenie, czy dzielenie Europy. Dlatego dzisiaj jeszcze raz powtórzmy: jesteśmy za integracją, przeciw dezintegracji. Jesteśmy przeciwko dzieleniu na lepszych i gorszych, a opowiadamy się za wzrastającą jednością polityczną Europy. Jesteśmy za odpowiedzialnością, wspólną odpowiedzialnością, przeciwko egoistycznej nieodpowiedzialności. Jesteśmy przeciwko wykluczeniom, bo wspólnota musi polegać na solidarności, także wtedy kiedy czasami ktoś jest w gorszej sytuacji, a ktoś w lepszej sytuacji.

Potrzebujemy prawdziwego przywództwa politycznego, bo Europa zasługuje na szybkie decyzje. Te dotyczące doraźnego kryzysu finansowego, ale także w przyszłości. Kryzys okazał się wielkim testem na sprawność wspólnoty. Musimy zacząć poważną rozmowę na temat większej sprawności politycznej Europy. W przyszłości pojawią się inne kryzysy, inne konflikty. Ten kryzys pokazał nam - i dobrze, że tak się stało, naprawdę dobrze, że tak się stało - że Europa jako wspólnota nie zawsze reaguje szybko, ponieważ brakuje zaufania, tego podstawowego fundamentu, do instytucji jakie powołaliśmy. To przywództwo nie może być przywództwem jednego, dwóch, czy trzech nawet najsilniejszych państw. Nie może być także przywództwem technokratów, bo nie mają oni mandatu demokratycznego. To przywództwo musi mieć charakter polityczny, musi mieć mandat demokratyczny, musi być akceptowane przez wszystkich po to, by móc egzekwować obowiązki od wszystkich. To musi być przywództwo oparte na instytucjach europejskich.

Chcę powiedzieć, że, tak jak potrzebujemy w najbliższych godzinach, dniach i tygodniach szybkich decyzji, żeby ratować euro i stabilizować strefę euro, ale potrzebujemy uczciwej i mocnej dyskusji także na temat nowego ustroju politycznego Europy. Nie możemy dalej się oszukiwać; dzisiaj nie wszyscy akceptują wspólnotowy ład, i nie możemy się dalej oszukiwać; dzisiaj nie umiemy egzekwować zasad, jakie sami sobie kiedyś wprowadziliśmy. Dzisiaj jak nam jest wygodnie omijamy zobowiązania traktatowe. A więc powiedzmy sobie uczciwe: potrzebna jest bardzo głęboka, poważna debata na temat ustroju politycznego Europy, który da Europie wspólnotowe przywództwo. A więc naprawdę hasło naszej prezydencji: Więcej Europy w Europie, ma także swój wymiar polityczny. Uważam, że to jest to miejsce - i nie pozwólcie sobie odebrać tego oczywistego mandatu historycznego i politycznego - to jest to miejsce, które powinno stać się konstytuantą dla Europy!

Nic nie będzie takie same jak było przed kryzysem. Status quo ante bellum nie wchodzi w rachubę. Na pewno Europa będzie inna po tym kryzysie, jest tylko pytanie czy będzie rozbita, czy będzie bardziej zintegrowana. Taka sama na pewno nie będzie. I dlatego Parlament Europejski - bo wy macie mandat demokratyczny, wy powinniście jak sądzę wziąć na siebie to wielkie zobowiązanie, to wielkie wyzwanie - powinien stać się taka nowoczesną konstytuantą dla tej na nowo powstającej Europy. Bo na naszych oczach powstaje inna, nowa Europa, zróbmy wszystko, żeby była Europą wspólną, a nie Europą podzieloną. Ta głęboka refleksja nie może być dekoracją, tak jak bywało w przeszłości. Mieliśmy grupy mędrców, mieliśmy grupy zadaniowe, komitety. Wszyscy wiedzieli, że musimy mieć tę refleksję na przyszłość przygotowaną, ale nie powstały zręby nowego ustroju i kryzys to pokazał z całą oczywistością, z całą mocą. Nie chodzi o tysiące i dziesiątki tysięcy nowych przepisów, chodzi o przywrócenie równowagi miedzy tym co narodowe i tym co wspólnotowe, odbudowę zaufania w oparciu o kilka, kilkanaście czytelnych zasad. Zasad, które akceptujemy wszyscy i zasad, które potrafimy egzekwować od tych, którzy chcą je łamać. To jest kluczowe zadanie jak sądzę, także dla Parlamentu Europejskiego, jako tej nowoczesnej konstytuanty, która zbuduje te zręby nowego ustroju politycznego.

Nie chodzi o to, żeby się straszyć. Kryzys straszy ludzi wystarczająco mocno, ale jeśli temu zadaniu nie podołamy, będą przyszłe pokolenia przeklinać nie tylko kryzysy, ale także nas. Albo dziś podejmiemy walkę o tę przyszłą Europę, albo jutro będziemy płakać po tej Europie.

Dziękuję."

 

« 1 2 »