Filmowy James Bond w przyszłym roku skończy pięćdziesiątkę. A na ekrany wejdzie 23. obraz z tej serii. W nowej książce „James Bond – szpieg, którego kochamy” Michał Grzesiek po raz pierwszy w Polsce przedstawia całą jego historię.
Ikona popkultury – słynny Agent 007 jako postać literacka jest starszy od filmowego, bo dobiega 60. Już w 1953 r. ukazała się pierwsza powieść Iana Fleminga „Casino Royale”, w której się pojawił. Już wtedy stał się niedosiężnym idolem wszystkich mężczyzn. Ale prawdziwa kariera tej owianej legendą postaci zaczęła się od filmu „Doktor No”, wyreżyserowanego przez Terence Younga w 1962 r. Jak się z czasem okazało, ten niezwykły bohater przez lata realizacji kolejnych „Bondów” miał wiele twarzy. W kolejnych produkcjach grali go m.in. Sean Connery, George Lazenby, Roger Moore, Timothy Dalton. – Każdy facet chciałby być Bondem, choć nie wszyscy chcą się do tego przyznać – mówi Michał Grzesiek. – To ideał – zna się na wszystkim, ma wszystko, co najlepsze, najdroższe, jeździ superwozami, zawsze ma przy sobie piękne kobiety. Uparcie dąży do celu, jak niemieccy piłkarze, którzy nie odpuszczają do ostatniego gwizdka. Jedyna rysa na jego wizerunku to brak uczuć wyższych, wrażliwości na innych. Ale gdyby je miał, pewnie poległby w pierwszej misji. Przecież kiedy dwa razy się zakochał, zawsze źle się to kończyło. Każdy mężczyzna chciałby też pobawić się „zabawkami”, którymi dysponował brytyjski szpieg. Szczytem ekstrawagancji w latach 60. był jego telefon w samochodzie, nie wspominając o luksusowym Astonie Martinie wyposażonym w nieziemskie gadżety. Bond przez te wszystkie lata miał niezwykłą siłę oddziaływania. Któż nie zna jego słynnych powiedzonek w stylu: „Nazywam się Bond. James Bond” albo „Proszę martini, wstrząśnięte, niezmieszane”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych