Zapisane na później

Pobieranie listy

Odgrzewana miłość po chińsku

Nasze babki, co prawda, do ślubnych zdjęć pozowały. Może i listy miłosne pisały. Ale wiedziały też, że aby coś „odgrzać”, trzeba mieć zapasy.

Agata Puścikowska

|

GN 38/2011

dodane 22.09.2011 00:15
2

W Chinach lawinowo rośnie liczba rozwodów. Ale że Chińczyk człek przemyślny, to po wynalezieniu papieru, kompasu i pieniądza, odkrył i sposób na wypalone, małżeńskie uczucia. Dzięki chińskiej myśli techniczno-pocztowej w służbie miłości połączone zostały poprzednie wynalazki: nowożeńcy na papierze piszą do siebie listy miłosne, nadają je za pieniądze na chińskiej poczcie. A chińska poczta dostarczy je odbiorcom... 7 lat później. Kiedy to już uczucia młodych nie tak silne, a i o kryzys małżeński nietrudno. Małżonkowie list przeczytają, wzruszą się, i zapewne „odgrzana” miłość po chińsku wybuchnie na nowo. W Polsce pomysł raczej nie wypali. Bo po prostu poczta nie zdąży na czas. Ale nie ma się czym martwić: idea nowatorską nie jest. Dawno, dawno temu stworzyli ją wcale nie Chińczycy, lecz nasze prababki i pradziadowie. Wtedy chociażby, gdy zaraz po ślubie pozowali do portretów, do zabawnych dagerotypów, a następnie coraz to lepszych technicznie fotografii. Wieszano te miłosne landszafty „ku pamięci” na ścianach, ozdabiano papierowymi kwiatkami. I trwały, mimo burz i naporów, 30, 40, 50 lat. Tyle że dawna Polska to nie współczesne Chiny. Polskim babciom i dziadkom, choć nawet czasem próbowano, nie poszatkowano jak kapusty pekińskiej wielowiekowej tradycji. Nikt też, z mocy prawa, nie wkraczał biurokratycznymi butami między małżonków i np. nie deptał prawa do urodzenia więcej niż jednego dziecka. Więc gdy po 7 latach tradycyjnego małżeństwa po polsku rzeczywiście pojawiał się kryzys, czasem i wystarczyło popatrzeć na uśmiechniętego męża i młodziutką żonę. I serce mocniej zabiło. Współcześni małżonkowie, nie tylko chińscy, w kwestii przepisu na małżeńską miłość po latach mają chyba trudniej. Choćby nawet dwie pozowane ślubne sesje zdjęciowe zamówili. Choćby nawet i poczta (jakimś cudem) z dostarczeniem listu się wyrobiła. Nasze babki, co prawda, do ślubnych zdjęć pozowały. Może i listy miłosne pisały. Ale wiedziały też, że aby coś „odgrzać”, trzeba mieć zapasy. Bo z pustego to już ani Polak po szkodzie, ani zmyślny Chińczyk nie odgrzeje. Więc jak w tradycyjnym przepisie gotowały długo, z dobrych składników i na niewielkim ogniu. I zawsze wychodziło świeże. Zamiast chińskiej zupki instant domowy rosół.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej