Łatwiej zostać taksówkarzem

Rząd chce otworzyć ponad czterdzieści zawodów. Zmiany poprze opozycja?

Stefan Sękowski

|

28.02.2012 10:41 GOSC.PL

dodane 28.02.2012 10:41
1

Ustawę uwalniającą dostęp do 46 profesji chce przedstawić w sobotę Ministerstwo Sprawiedliwości. – Ogółem chcemy zderegulować ok. 200 zawodów, na pierwszy ogień idą te, w których zatrudnienie znajduje duża ilość osób – mówi Gosc.pl doradca ministra sprawiedliwości, Mirosław Barszcz. Jakie to zawody? M.in. przewodnik turystyczny, taksówkarz albo pośrednik nieruchomości. Według informacji, do jakich dotarł Gosc.pl, są wśród nich także zawody prawnicze, nie ma jednak zawodów medycznych. Jednak pełna i oficjalna lista zawodów będzie znana dopiero w sobotę.

Różne drogi do liberalizacji

Do tego czasu projekt zdobędzie jeszcze ostatni szlif. Ale już wiadomo, że deregulacja będzie przebiegać bardzo różnie w zależności od konkretnego zawodu. W niektórych przypadkach ograniczenia zniesie się całkowicie. Do innych ułatwi dostęp. Tak będzie np. w przypadku zawodu taksówkarza, w którym zniesiony ma być obowiązek zdawania egzaminu z topografii. – To bardzo ułatwi kierowcom zdobycie licencji: w ubiegłych latach zdawalność egzaminu wahała się w okolicy 15-20 proc – mówi serwisowi Gosc.pl rzecznik prasowy ministerstwa sprawiedliwości Patrycja Loose. W przypadku zawodu pośrednika nieruchomości ma zniknąć obowiązek ukończenia dwuletnich studiów podyplomowych. Tego zawodu będzie dotyczyło także dwuletnie vacatio legis, by ci, którzy już rozpoczęli naukę, nie byli na tym stratni.

Uwolnienie zawodów to konieczna inicjatywa rządu. Z ubiegłorocznego raportu Fundacji Republikańskiej „Zawody regulowane. Aktualny stan prawny i propozycje zmian” wynika, że Polska zajmuje niechlubne pierwsze miejsce w Unii Europejskiej, jeśli chodzi o liczbę profesji, na wykonywanie których trzeba uzyskać pozwolenie. Jest ich u nas 380. To podnosi ceny usług i utrudnia młodym ludziom wejście na rynek pracy.

Wsparcie dla dobrych propozycji rządu obiecuje poseł Prawa i Sprawiedliwości Przemysław Wipler. – Deregulacja zawodów to sztandar PiS pod którym szliśmy do wyborów. Zresztą w latach 2005-2007 realizowaliśmy ją, np. przez otwarcie zawodów prawniczych. Oczywiście zawsze diabeł tkwi w szczegółach i tym szczegółom będziemy się przyglądać – zapewnia serwisowi Gosc.pl. Te słowa z pewnością ucieszą szefa Gabinetu Politycznego Ministra Sprawiedliwości, Piotra Dardzińskiego. – Z pewnością będziemy szukali wsparcia opozycji. Deregulacja to nie sprawa partyjna, dotyczy ona wszystkich obywateli – mówi serwisowi Gosc.pl.

Nie wszyscy byli „za”

Nie wszystkim jednak podobają się propozycje zmian. Pracownicy rynku nieruchomości twierdzą, że reforma obniży jakość usług; z dotychczas licencjonowanymi doradcami będą konkurować ci, którzy nie mają odpowiedniego wykształcenia. Z tym twierdzeniem nie zgadza się Wipler. – Obecnie licencjonowani doradcy mogą żywić się na cudzej pracy. Często ludzie bez licencji wykonują ich obowiązki, a oni tylko podpisują się tam, gdzie to konieczne. To czysty wyzysk – tłumaczy.

Lista zawodów regulowanych powstała na podstawie wypełnianych przez członków rządu ankiet, którzy wskazywali, które zawody z ich „działki” uważają za możliwe do otwarcia. Łącznie zebrało ich się ok. 200. 46 z nieopublikowanego jeszcze projektu ustawy znalazło się w czołówce. Jednak według naszego, znajdującego się blisko rządu informatora, propozycje wzbudzały kontrowersje także wśród niektórych ministrów. – Bartosz Arłukowicz był przeciwny wszelkiej deregulacji zawodów medycznych, chciał nawet zwiększenia liczby zamkniętych profesji. Urzędnicy ministerstwa finansów byli także przeciwni liberalizacji rynku pracy, ale minister Rostowski ich usadził – mówi serwisowi Gosc.pl. Temu twierdzeniu zaprzecza Piotr Dardziński: - Wszyscy ministrowie są zwolennikami deregulacji, to priorytet naszego rządu. Obiekcje zdarzały się wśród urzędników niższego szczebla.

Przeczytaj komentarz Stefana Sękowskiego Deregulacja: Lubię to!

1 / 1

Stefan Sękowski