Śmierć sędziego Scalii

Odszedł porywający mówca, katolicki konserwatysta zaprzyjaźniony z liberalną żydówką, ojciec 9 dzieci i dziadek ponad 30 wnuków.

Stanowisko sędziego Sądu Najwyższego USA jest marzeniem każdego amerykańskiego prawnika. Pewnie dlatego zazdrośnicy w togach sarkają, że sędziowie SN nie rezygnują nigdy, a umierają rzadko.

I oto zdarzyła się ta rzadkość: zmarł sędzia Antonin Scalia. Był z grupą przyjaciół w ośrodku wypoczynkowym w Teksasie. Gdy nie zszedł do jadalni na sobotnie śniadanie, jeden z jego przyjaciół poszedł go poszukać w jego pokoju. Znalazł go martwego.

Antonin Scalia był postacią wyjątkową. Nie dlatego, że był znakomitym prawnikiem. Na tym poziomie wszyscy są świetnymi znawcami prawa. Scalia był mówcą pełnym pasji, jak przystało na Amerykanina włoskiego pochodzenia. Gdy się go słuchało - a miałem to szczęście - prawo jawiło się jako fascynujące zjawisko, a nie nudne tomy bezdusznych przepisów.

Śmierć sędziego Scalii   Antonin Scalia, sędzia Sądu najwyższego USA - absolwent uniwersytetów Georgetown, Harvarda i w szwajcarskim Fryburgu. Wykładał między innymi na uniwersytetach Stanforda i Georgetown. Mąż Maureen McCarthy. JAKUB SZYMCZUK /foto gość Scalia był konserwatystą. Hołdował tej szkole prawa, która trzyma się ściśle tekstu konstytucji i jej tradycyjnego rozumienia. Przez około 30 lat w SN USA walczył z tzw. aktywizmem sędziowskim i teorią „żyjącej konstytucji”, czyli koncepcją, wedle której przepisy konstytucyjne nie mają jednego, stałego znaczenia, ale że zmienia się ono pod wpływem kontekstu społecznego, nowych nurtów itp. Teoria ta pozwala sędziom sądów konstytucyjnych na orzekanie według - powiedzmy to wprost - własnego ideologicznego widzimisię. Temperamentnego Scalię doprowadzało to do szewskiej pasji, czemu nieraz dawał wyraz.

Z tych pozycji krytykował m.in. ubiegłoroczne orzeczenie SN USA, które zobowiązało wszystkie stany do wprowadzenia tzw. „małżeństw” homoseksualnych, a także sławetny wyrok z 1973 r., który zalegalizował aborcję na życzenie jako prawo konstytucyjne. Kosztowało to już życie blisko 60 milionów nienarodzonych Amerykanów.

Antonin Scalia był więc ceniony przez środowiska pro-life jako obrońca i miłośnik życia. Świadczy o tym zresztą nie tyko jego dorobek prawniczy, ale także 9 dzieci (z jedną żoną - Maureen, poznaną na randce w ciemno podczas studiów na Harvardzie) i ponad 30 wnucząt (choć nie wszystkie dzieci sędziego poszły drogą małżeństwa - jeden z synów, Paul, został katolickim księdzem).

Scalia był katolickim tradycjonalistą, przywiązanym do Mszy trydenckiej, ale zupełnie nie do pomyślenia było dla niego odejście od Kościoła, idącego drogą Soboru Watykańskiego II.

Był też miłośnikiem polowań i operowych arii. W wyjściach do opery często towarzyszyła mu inna sędzia SN USA Ruth Bader Ginsburg. Ich rodziny tradycyjnie spotykały się też na kolacjach sylwestrowych. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że należąca do liberalnego skrzydła sędziów żydówka wydaje się być z zupełnie innej bajki niż katolicki konserwatysta.

Nawiasem mówiąc, po śmierci Scalii doszło w USA do konfliktu podobnego trochę do polskiego sporu o Trybunał Konstytucyjny. Barack Obama oświadczył, że zgodnie z prawem nominuje następcę Scalii. Jednak republikanie, posiadający większość w Senacie, który zatwierdza nominacje sędziów SN USA, stwierdzili, że będą przeciągać sprawę ponad rok, tak, by  opuszczone miejsce w sądzie konstytucyjnym zajął nominat przyszłego prezydenta (którym być może zostanie republikanin).

Cóż, prezydent USA ma prawo nominowania sędziów, a Senat ma prawo procedowania tak długo, jak to uważa za potrzebne. A więc - podobnie jak w Polsce - mamy pat.

Podobne jest zresztą tło konfliktu. Republikanie uważają, że nominacja sędziego przez demokratycznego prezydenta naruszy ideologiczną równowagę w Sądzie Najwyższym. Prawdę mówiąc, sprawa ta jest jeszcze bardziej skomplikowana. Bo uznawany za dość konserwatywny Sąd Najwyższy ze Scalią w składzie zalegalizował przecież „homomałżeństwa” (głosami 5:4, przy czym jednym z czterech oponentów był Scalia). Z drugiej strony, jeśli kolejnym republikańskim prezydentem zostanie Donald Trump, to - wedle jego zapowiedzi - do SN USA wejdzie jego rodzona siostra Maryanne Trump Barry, której poglądy są proaborcyjne.

Historie z nominacjami sędziów sądów konstytucyjnych Polski i USA dowodzą, że gra toczy się o naprawdę wielką stawkę. Jak już kiedyś pisałem, sędziowie takich trybunałów to nieodpowiedzialni przed nikim ludzie o potężnej władzy. Najwyższy czas, aby także polscy wyborcy przypatrywali się bliżej kandydatom do Trybunału Konstytucyjnego i by na temat ich nominacji toczyły się szerokie debaty. Bo dotąd bywało raczej tak, że - z całym szacunkiem - mało kto w Polsce wiedział, jakie były np. poglądy sędzi Wronkowskiej-Jaśkiewicz, a jakie sędziego Granata. Chciałbym, żeby to całe, dość żenujące zamieszanie wokół TK doprowadziło do wzrostu świadomości, czym jest Trybunał Konstytucyjny i kim są jego sędziowie. Pragnąłbym też gorąco, by byli to sędziowie podobni do Antonina Scalii, którego dziś z żalem żegnamy.

 

P.S. Z tym nierezygnowaniem sędziów SN USA to nie do końca prawda, bo stosunkowo niedawno (w 2009 r.) rezygnacje złożył sędzia David Souter. Jego odejście nie naruszyło jednak układu ieologiczno-politycznego, bo choć był nominowany przez republikanina George’a Busha seniora, to zajmował pozycje liberalne, podobnie jak jego następczyni, nominowana przez Baracka Obamę.

P.S. 2. Pierwsze doniesienia mówiły o naturalne przyczynie śmierci. Teraz dowiadujemy się, że sędzia Scalia został znaleziony w swoim pokoju z poduszką na twarzy, na łóżku z nienaruszoną pościelą. Zagadkowa sytuacja...

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała

Jarosław Dudała

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.

Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały