"Więc darujcie sobie jazgot o celibacie...." Jezus powolal sw.Piotra,ktory mial zone i dzieci i zbudowal na nim swoj Kosciol. O wymaganiach,ktore powinien spelniac biskup pisze z kolei natchniony Duchem swietym, sw.Pawel w Liscie do Tymoteusza-"Biskup powinien byc nienaganny, maz jednej zony,trzezwy (!)..." Slowo Panskie sobie,a Kosciol sobie. Celibat w Kosciele rzymskim zostal wprowadzony z wiadomych powodow i nigdy nie cieszyl sie wsrod ksiezy popularnoscia.Oficjalnie nikt tego nie potwierdzi,ale gdyby ktorys kolejny papiez zniosl celibat,to okazaloby sie ,ze wszyscy wczesniej mysleli podobnie jak papiez i kazdy chwalilby jego decyzje.Czy plaga pedofilii,ktora ostatnimi czasy ogarnela Kosciol ma swoje podloze w celibacie? Tego zalozenia tez nikt pewnie nie potwierdzi,ale chyba kazdy sie w duchu zgodzi,ze ksiadz majacy zone i dzieci nie molestowalby nieletnich.
"...ale chyba kazdy sie w duchu zgodzi,ze ksiadz majacy zone i dzieci nie molestowalby nieletnich" - no chyba żartujesz... Ile to już historii było jak to ojciec molestował własne dzieci? Myślę, że na taką dewiację większy wpływ mają inne czynniki niż celibat.
Pięknie napisane. Krótko i na temat. Też uważam, że odejście z zakonu tegoż dominikanina [notabene, to też jak dotąd jakoś nie było dane mi wiedzieć, że taki ktoś - znany bardzo, podobno! - w ogóle istnieje] to właśnie nic innego, jak postawa męża/ojca, który po wielu latach małżeństwa decyduje się na rozwód. I o czym taka postawa świadczy? Wyłącznie o jego niedojrzałości, fałszywej jak dotąd miłości... i tego, że ten krok na który się zdecydował, również na miano dojrzałej decyzji nie zasługuje... mimo jego słów pięknie to maskujących.
Wspaniały artykuł!. Czy jeszcze ktoś pamięta znanego w Krakowie ks.Kuca- Kolibera? Wspaniały kapłan który pomogał dzieciom, młodzieży zagubionej. Dostawał medele i odznaczenia od władz. Napisał kilka wspaniałych książek. Niestety "miłośc" zwyciężyła nad Miłośćią Jezusa.Odszedł od kapłaństwa chwaląc się tym w gazetach ( nie było wtedy internetu)Zapomniał jak śpiewał" Wystarczyła ci sutanna uboga i wystarczył ci ślub". co się teraz się z Nim dzieje? Jak Jego zdrowie fizyczne i psychiczne? Może ktoś wie o Nim?
A co Pana zdaniem miał zrobić? Jeżeli naprawdę już nie chciał tak żyć - miał ze sobą skończyć? Uciec bez słowa wyjaśnienia? Miał trwać w tym zakłamaniu?
Przeczytaj uważnie tekst, felietonista napisał m. in:
"niech ci, co zdecydowali się żyć w upadku, nie podsuwają nam gotowców z osądem samych siebie! Niech nie piszą łzawych elaboratów o tym, jak to teraz dojrzeli do miłości"
Odejść jeśli faktycznie nie czuje powołania.Powiedzieć na 1 mszy ,że zgrzeszył ,pragnie w tym grzechu trwać przeprosić wiernych że ich zawiódł i wystarczy.
Święta prawda o zaprzaństwie, choć to słowo nie pada to jednak 0. Jacek zaparł się Mistrza. Zapierając się dał publiczne zgorszenia - nie zgorszy to ludzi wierzących ale tych już chybotliwych a przeciwników "uzbroił w argument" - tylko nie wiem jaki i czy jakikolwiek argument.YDRZM
Bardzo dobrze napisane! Też nie rozumiem tego ogłaszania wszem i wobec tych odejść "znanych i sławnych". Swoją drogą też pierwszy raz słyszę o tym ojcu. Ja też widzę w tym, co powiedział ogromną ludzką niedojrzałość, wręcz zagubienie emocjonalne i kierowanie się właśnie emocjami a nie tak naprawdę miłością. Decyzja decyzją, ale motyw odejścia podał okrutnie fałszywy i krzywdzący innych, bo istnieje teraz podejrzenie, że wszyscy, którzy siedzą w zakonach są niedojrzali do "zwyczajnej ludzkiej miłości". Ojciec kłamstwa macha ogonem...
"Decyzja decyzją, ale motyw odejścia podał okrutnie fałszywy i krzywdzący innych, bo istnieje teraz podejrzenie, że wszyscy, którzy siedzą w zakonach są niedojrzali do "zwyczajnej ludzkiej miłości".
słuchałam parę razy jego wypowiedzi. nie usłyszałam nic co by dało powody do takich przypuszczeń - to ludzie sobie tak to interpretują.
Nie wiem jaki jest powód - ale myślę, że sami sobie noszą takie podejrzenia i słyszą to co chcą słyszeć - to co by te podejrzenia potwierdzało
Rozmawiałam kiedyś z księdzem który porzucił kapłaństwo i w chwili szczerości przyznał "nie wiedziałem co to jest rodzina,tj. Nawet przy wyborze papieru toaletowego trzeba się liczyć że zdaniem innych.Jedna osoba chce niebieski,druga biały a trzecia w kwiatki." znam też kapłanów którzy wrócili do kapłaństwa po czasie gdy żyli z kobietą i mówią że to była najgłupsza decyzja w ich życiu.Obecnie starają się nadrobić stracony czas.Nie dobrze że zrozumieli swój błąd może będzie tak i w przypadku tego kapłana.
Znam też takiego kapłana 15 lat w kapłaństwie był proboszczem. Po kolędzie zapoznał kobietę i porzucił sutannę dla niej. Niedawno z nim rozmawiałem i po latach przyznał mi się, popełnił wielki błąd. Żona choruje, córka też nie w najlepszym zdrowiu a on teraz tęskni za kapłaństwem ale już bez powrotu.
"kochana" dziwna dla mnie ta Twoja wypowiedź. Jeśli istnieje coś takiego jak np. ZDRADA to nie będę wiedział, co to jest dopóki sam nie zdradzę? Dużo wcześniej każdy wie na czym to polega i jakie są tego konsekwencje. Tylko człowiek niedojrzały może twierdzić, że nie miał pojęcia, że w rodzinie trzeba się liczyć ze zdaniem innych, poza tym to świadczy tylko o tym, że wcześniej się zdaniem innych też nie przejmował i się z nim nie liczył. Po prostu to był człowiek niedojrzały...
Ludzie, którzy porzucili kapłaństwo, zakon całe życie są pokrzywieni. Mówi się, że nawet ci, co porzucili nowicjat, mają potem często z tym spory kłopot.
Kiedyś poznałem pewnego księdza. Mieszkał w akademiku, co prawda męskim i żył świeckim życiem. Twierdził, że kobiety go nie ruszają, więc on nie musi może tak żyć.
Po jakiś dwu latach spotkałem go w fazie porzucania kapłaństwa z powodu "miłości". Sprawiał żałosne wrażenie, wyraźnie szukał wsparcia i usprawiedliwienia. Ale przynajmniej nie pisał tego typu listów pożegnalnych.
To ważne. Człowiek nie jest doskonały i czasami upadnie. Ale każdy wierzący, a zwłaszcza kapłan powinien wiedzieć, że za grzechy trzeba żałować, a nie pisać dla nich obszerne usprawiedliwienia. Samo odejście Ojca, choć bolesne, nie jest tak tragiczne, jak styl tego odejścia, jak bzdury, którymi miesza ludziom w głowach i szkodzi Kościołowi.
Rzeczywiście samo tłumaczenie odejścia jest bardzo pokrętne. Niestety może to namieszać ludziom w głowach. To jest szczyt nieodpowiedzialności!!! Poza tym w wielu miejscach wypowiedź jest niespójna. Szkoda wartościowego człowieka. Jedynie modlitwa za niego, ale przede wszystkim za tych, dla których był ważny jako duszpasterz może choć trochę być odpowiedzią na zło "pożegnania".
Rzeczywiście samo tłumaczenie odejścia jest bardzo pokrętne. Niestety może to namieszać ludziom w głowach. To jest szczyt nieodpowiedzialności!!! Poza tym w wielu miejscach wypowiedź jest niespójna. Szkoda wartościowego człowieka. Jedynie modlitwa za niego, ale przede wszystkim za tych, dla których był ważny jako duszpasterz może choć trochę być odpowiedzią na zło "pożegnania".
To, że go nie słuchaliście, nie wiedzieliście o jego egzystencji to akurat żaden argument. Ja np. obracam się w takim towarzystwie, że większość o nim słyszała. A wcale nie jesteśmy z Gdańska, ale zupełnie przeciwległego krańca Polski. To, co głosił o.Jacek na rekolekcjach i kazaniach było niesamowite i przepełnione Duchem Bożym. Trzymało się kupy i miało teologiczny sens. Natomiast to, że upadł i to jeszcze w taki sposób, jest już niestety rodzajem dramatu. Zgodzę się, że trochę ta mowa końcowa niepotrzebna może, ale z drugiej strony też jakieś wyjaśnienie się ludziom należało. Nie pierwszy i nie ostatnio wojownik trafiony przez Złego. Nie podoba mi się taka niby oczywistość w Waszych osądach. Tacy mądrzy jesteście w swoich osądach, ale tak naprawdę im kto bardziej na świeczniku, tym większe działa w niego Zły kieruje. Upadł człowiek, nie mnie go oceniać dlaczego, choć faktycznie ma teraz przechlapane, jeśli rzeczywiście idzie do kobiety. Smutne, ale na szczęście Bóg jest większych od Złego i wciąż i wciąż mamy wielu, wielu świętych, którzy upadają, ale wstają z twarzą zwróconą ku Ojcu.
Kosma, nie zmyslaj z tym twoim znaniem tego zakonnika i obracaniem sie w towarzystwie jego znajomych. Ty powiedz prawde, ze teraz, jak wszyscy z nas, dowiedziales sie o jego istnieniu, a ze lubisz wciskac kit, tos sie z nim we wciskanie nam kitu zjednoczyl. Do tego sie przyznaj, a bede cie mial za faceta z kobialka i jajmi.
o jejku jak dziecko we mgle, na portalach pełno opłaconych klepaczy szkolonych przez GW albo innych propagandystów. Na zawołanie będzie pisać posty gdańszczanka albo poznanianka, chłop z mazur albo były ksiądz, a faktycznie to jedna albo dwie osoby, które dostają pensje za swoje wpisy. 3 złote od zdania. Codziennie na posterunku.
"Ja np. obracam się w takim towarzystwie, że większość o nim słyszała." - nie oznacza "...moim znaniem tego zakonnika i obracaniem się w towarzystwie jego znajomych." Chyba, że mówimy innym językiem.
Znam chociażby jego rekolekcje z 2004 roku Mężczyzną i Kobietą stworzył ich Bóg. Ale to też przecież może być kit wciskany przeze mnie. Bo przecież nie mam nic innego do roboty niż wciskać Wam kit.
A to za kogo mnie uważasz, akurat mam w dalekim tyle. Ale serdecznie pozdrawiam, niech Pan otworzy Twe serce i oczy.
Super tekst! Gratuluję, brakuje obecnie takich felietonistów, którzy mają odwagę nazwać po imieniu czyjś faryzeizm.
Bóg będzie sądził tego zakonnika, ale to tez jest lekcja dla nas, żebyśmy nie lepili sobie "bożka" na potrzeby chwili, takiego jakiego akurat potrzebujemy.
Panie Franciszku, uważam, że wierni mieli prawo dowiedzieć się z ust swojego dotychczasowego duszpasterza, że odchodzi z Zakonu i jaka jest tego przyczyna. Tym bardziej, iż ma to miejsce po 25 latach działalności. Czy Pan wolałby, żeby o. Jacek prowadził podwójne życie lub nagle przepadł bez wieści (najlepiej gdyby wyjechał z Polski). PRAWDA JEST BOLESNA, ale trzeba się z nią zmierzyć. <Krzyż to takie szczęście że wszystko inaczej> ks. Jan Twardowski
Znam takiego Księdza, który właśnie tak zrobił, żeby niby nie gorszyć. Było to tak naprawdę okropne, bo myśmy mu zrobili niesamowite pożegnanie, z pompą itd., daliśmy swe serca, a potem się okazało, że on już wtedy wiedział, że będzie ojcem (biologicznym ojcem). A to dowiedzieliśmy się od osób trzecich po kilku miesiącach. Był to duży cios, zwłaszcza dlatego, że byłem młody, trochę naiwny i bardzo ceniłem tego Księdza. A gość nie miał jaj, żeby nam o tym powiedzieć. Potem były jakieś próby tłumaczenia rzeczywistości (naginanie prawdy), coś a la o.Jacek, z tym, że ten drugi od razu mówi na czym sprawa stoi i za tę odwagę to właściwie go cenię. Nie są to takie czarno-białe sprawy, aczkolwiek grzech jest grzechem, upadek upadkiem, a Bóg Bogiem... i tego mieszać nie należy. I tutaj jakby zgadzam się w pełni z różnymi wcześniejszymi wypowiedziami.
No i czego się dowiedzieliśmy? Że życie w zakonie i kapłaństwie nie ma sensu (tak w ogólności) i po odkryciu tej "prawdy" ojciec Jacek zrezygnował. Że życie w zakonie jest z definicji złe i nie tego Pan Bóg od nas oczekuje. Brak skruchy, niedostrzeganie żadnej winy , grzechu po swojej stronie. Sugerowanie że Pan Bóg popiera jego wybory. Właściwie domaganie się od innych przyklaśnięcia i współczucia zamiast przyznania się do winy i przeproszenia. Niektórzy pewnie się nabrali.
"No i czego się dowiedzieliśmy? Że życie w zakonie i kapłaństwie nie ma sensu (tak w ogólności) i po odkryciu tej "prawdy" ojciec Jacek zrezygnował. Że życie w zakonie jest z definicji złe i nie tego Pan Bóg od nas oczekuje"
Nic takiego nie powiedział.
Mówił wyłącznie o sobie a nie "w ogólności".
Coś niedobrego musi się dziać z polskimi dominikanami. Nie jest pierwsza wtopa ostatnimi laty w tym zakonie... Gdzie ci giganci - Bocheński, Krąpiec, Badeni...
Hola, hola! Jest taka scena w Ewangelii: studnia, Samarytanka i Ktoś jeszcze. Jesteście w stanie tego Kogoś tam jeszcze dostrzec? Wiecie Kto to jest i z kim rozmawia? Proponuję, niech ta scena stanie się pryzmatem. Spróbujcie go użyć a potem osądzać. Jesteście bez grzechu? Jeśli tak, to przypomnę, że tym Kimś jest Jezus i rozmawia z kobietą, która miała 5 mężów a ten z kim obecnie żyje nie jest jej mężem. Teraz już można pogonić i Jego i ją. No do roboty!
A rozumiesz człowieku sens tego fragmentu ewangelii? Zdaje mi się, że nie.... Nikt z nas nie odwraca się od Ojca Jacka! To on wykrzywia obraz Boga na swój użytek. Moją wiarą to nie zachwieje, ale już widzę złe żniwo Jego słów. Zaznaczam: słów, a nie samej decyzji o odejściu. I większość komentarzy o tym mówi. Przepraszam, ale kłania się czytanie ze zrozumieniem! Mój ksiądz od religii też odszedł z kapłaństwa i zawsze Go broniłam, ale nie robił przy tym przedstawienia..... i nie mówił, że jak patrzy na Boga to widzi pustkę...
Jezus nie przegonił Samarytanki, rozmawiał z nią, ale nie wstrzymał się od wypomnienia jej grzechu. Szacunek, a nawet i miłość bliźniego nie oznacza bezkrytycznego stosunku do wszystkiego, co ten bliźni robi. A jeśli ten bliźni publikuje jakieś uzasadnienia swojego grzesznego postępowania, to też i nie jest niczym dziwnym reakcja publiki.
Karmelito, nikt nie jest bez grzechu. Czym innym jednak jest grzeszyć, czym innym jest grzech usprawiedliwiać i starać się wmawiać ludziom, że ten grzech jest w istocie czynieniem dobra. Nie, grzech nigdy nie jest dobrem, właściwą postawą dla chrześcijanina jest żal za grzechy, a nie pisanie uzasadnień dla swoich grzechów.
Cóż... traci Kościół, a o. Jacek przeżywa pewnie życiową porażkę. Postulowałbym sensowną rzeczową dyskusję, bo odejść z kapłaństwa i życia zakonnego jest za dużo, a to oznacza, że jest jakiś problem i to poważny, problem nad którym powinni pochylić się i biskupi i przełożeni zakonni. Pastwienie się nad o. Jackiem jest nie na miejscu, no chyba, że komuś bardzo spieszy się aby został osądzony według tego jak sam sądzi innych. Bolesne jest to, że chrześcijanie, którzy na mocy sakramentu chrztu są zdolni do miłości nieprzyjaciół odrzucają tę łaskę i potrafią wieszać psy na swoich współbraciach.
@PiotrG Kilku z komentujących felieton, oskarża niesłusznie autora i innych komentujących, że: "pastwimy się" nad p. Jackiem, byłym dominikaninem. Podłość takiego stwierdzenia polega na tym, że ani autor, ani inni komentujący nie "pastwią się" nad tym człowiekiem, tylko zwracają uwagę na fakt, że swój upadek p. Jacek tłumaczy i oczekuje gestów zrozumienia. Ale zrozumienia nie dlatego, że upadł - bo to doskonale rozumiemy, przeżywając upadki każdego dnia - ale tego, że on z tego upadku nie chce się podnieść i próbuje robić z tego cnotę. Wszyscy jesteśmy obdarzeni ogromnym darem - wolnością. Bardzo często ją źle rozumiemy, ale to nasze złe rozumienie, nie ma prawa doprowadzać innych do zguby, tymczasem p. Jacek właśnie tego chce! Na to nie może być zgody! P. Jacek chce żyć w grzechu - no to niech żyje, tak wybrał, jednak nie dajmy się uwieść szatańskim podszeptom, że to jest coś dobrego. Bo tak na logikę rzecz biorąc... sam fakt chęci trwania w grzechu czyni z niego narzędzie szatana, głos piekła, który sączy jad nienawiści do Boga i Kościoła. I przykre jest to, że kilku komentujących słucha nabożnie tego głosu.
Powiadasz Bronak, że niesłusznie ? Jak czytam niektóre wpisy, także twój i redaktora, to własnie to pastwienie sie nad współbratem w wierze widać gołym okiem. Nieznacie go, nie wiecie jakim jest człowiekiem, jakie motywy i powody nim kierowały, nie słuchaliście jego kazań, nic o nim praktycznie nie wiecie, ale zarzuty stawiacie takie, że w zakładzie karnym dla zwyrodniałych przestepców, z takim "dosier" miałby kłopoty z przyjęciem.
Stawiacie mu zarzut, że sie drogą internetową pożegnał z wiernymi. A co miał nic nie mówić, że po 25 latach odchodzi, kiedy tysiące ludzi go zna i wie, w odróżnieniu od was, kim był, co robił i jak robił. Gdyby powiedział to z ambony też mielibyście pretensje, że rozgłasza ? Kucharczak nawet zrobił z niego zdrajcę i zaprzańca oszukującego wszystkich przez ćwierć wieku.
A może przed osądzeniem, co i tak należy zostawić Bogu, trzeba było postarać się dotrzeć do źródeł, a nie poprzestawać na lekturze skrótu, który ktoś opublikował. Przecież nawet nie mamy pewności, że odszedł do jakiejś kobiety. Z oświadczenia wynika, że w końcu odważył sie, by żyć i kochać. Że nareszcie dojrzał do miłości. Nie mamy pewności, ale wy już wiecie, dlaczego sie zaparł Pana Boga, choć on sam twierdzi, zgoła co innego, że relacji z Bogiem nie zrywa.
Ja mu wierzę, więc jestem pewny, że Bóg na niego czeka. Ale redaktora zdaję sie interesuje news.
"trzy pytania do Ojca odchodzącego" bez nadziei na odpowiedź, ale gdyby coś to: aimjaniec@gmail.com 1. Czy wybierając drogę Kapłaństwa nie kierował się Ojciec miłością? 2. Ile lat przygotowywał się Ojciec do kapłaństwa a ile do podjęcia tej decyzji? 3. Co dla Ojca znaczy miłość?
Ps.: Słyszałem o mniej więcej takiej argumentacji męża, który opuścił rodzinę dla innej w obronie swojej decyzji: "teraz muszę być wierny drugi raz takiego świństwa nie popełnię" Tak jakoś mi się skojarzyło...
Jeśli był dorym zakonnikiem i kapłanem przez te lata to Chwała Panu. Jeśli nie umiał dotrzymać ślubów zakonnych bo jak pisze "dojrzał do miłości" to chyba lepiej, że odchodzi z zakpnu i kapłaństwa pozostając w wierze i Kościele. Tylko ten rozgłos jest zupełnie niepotrzebny. Nie należy go oceniać - to zadanie dla Pana Boga. Trzeba się za niego i wspólnotę parafialną, którą tworzył przez lata pomodlić - też bez rozgłosu.
Niekoniecznie odchodzi z Kościoła. Aktu apostazji chyba nie czyni. Będzie w Kościele, ale, jeśli będzie żył z kobietą, to będzie w ciągłym grzechu ciężkim. Takie jakby obrzeża Kościoła, ale ciągle jednak w Nim. Jak tzw. związki niesakramentalne. Odcięcie się od Sakramentów to pogmatwanie sobie życia na maxa.
Kościoła na pewno nie opuścił w ten sposób - rozwiedzeni też pozostają nadal w Kościele
Daleka jestem od lekkiego potraktowania tej sytuacji. Ale są rozwiązania które pozwolą mu nie żyć w grzechu (jemu i jego partnerce!) - może dostać zwolnienie ze ślubów oraz przeniesienie do stanu świeckiego (mówi o tym abp. Gocławski - mówi, że ma nadzieję że zakonnik o to poprosi - gdzieś tu podałam linka).
Co innego samarytanka, czyli niewierna w opinii żydów, a co innego chrześcijanin, zakonnik, kapłan. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie.
Albo: jeśli twoja ręka jest przyczyną twego grzechu odetnij ją; jeśli twoje oko ...
Wynikiem prawdziwego spotkania z Jezusem było nawrócenie, a nie brnięcie w jeszcze większe grzechy, bo Bóg przebaczy - to jest zatwardziałość i grzech przeciwko Duchowi Świętemu.
Autor w jednym ma racje - nie zna Jacka Krzysztofowicza i nigdy go nie poznał, a już na pewno go nie rozumie i nawet nie chce go zrozumieć. Może się się nim oczywiście nie zgadzać, ma do tego prawo, ale brak podjęcia minimalnego trudu zrozumienia tej decyzji stawia go po skrajnie subiektywnej stronie. W dodatku pokazuje też braki znajomości prawa kanonicznego. A porównanie ze zdrada małżeńską i ten żałosny przykład... Ręce opadają. Widać, że emocje niestety wzięły górę. Więcej pokory, a mniej patrzenia z piedestału. Osąd zostawmy Panu Bogu.
"nie osądzajmy",ale jednak osądził go pan surowo. może zostawiłby pan to jednak Bogu? można zrozumieć ból i dyskomfort wierzących z powodu decyzji dominikanina, ale to jego suwerenna decyzja i miał do niej prawo,oraz obowiązek wytłumaczenia wiernym dlaczego zrobił tak,jak zrobił. nazywając jego krok "wdepnięciem" wykazuje się pan swoją typową dla siebie arogancją i zacietrzewieniem dlatego nie dziwi mnie to. człowiek z czasem zmienia poglądy, dojrzewa do różnych rzeczy, stwierdza że powinien żyć inaczej,bo jego dotychczasowe życie stało się pomyłką. bywa i tak. życzę mu powodzenia w nowym życiu i gratuluję odwagi.
Widzę, że dla pana Kucharczyka osąd człowieka jest prosty - "upadłeś"... Pada pan ofiarą własnej manipulacji słownej. "Znany dominikanin" to nie jest określenie własne "znanego dominikanina", ale mediów, których jest pan pracownikiem. Dyskutuje pan z samym sobą, a nie o drugim człowieku.
W wielu komentarzach powtarzana jest analogia odejścia o. Jacka z Kościoła do porzucenia żony przez męża. A ja tak sobie myślę, że często mówi się, kiedy rozpada się małżeństwo, że nigdy nie jest winna tylko jedna strona. A więc może dotychczasowa Oblubienica o. Jacka czyli Kościół też zastanowiłby się, czy nie ma jego winy w tym, że odchodzą dobrzy księża/zakonnicy. Moim zdaniem jest i podziwiam tych księży/zakonników którzy ciągle trwają. I dzięki Bogu zresztą. I nie chcę być nieuprzejma, ale fakt że część z Państwa nie znała o. Krzysztofowicza świadczy tylko o Państwa niewiedzy w tym temacie - był ( i mam nadzieję będzie jeszcze) ważną postacią Zakonu, stworzył lub współtworzył wiele dzieł, z których Dominikanie i wierni stale korzystają. Słabe jest poniżanie go poprzez sugestie " a kim ty w ogóle jesteś?, my cie nie znamy czyli nie byłeś nikim ważnym?"
@Constance Polecam przeczytać biografię o. Pio. Tam się dowiesz, jakie świństwa potrafili temu świętemu przygotować jego bracia z zakonu i przełożeni biskupi. Po tej lekturze, gwarantuję, że więcej takiej głupoty nie napiszesz.
P.s. Oczywiście Ty głupoty będziesz nadal wypisywał, bo Twoje lenistwo nie pozwoli Ci sięgnąć po biografię o. Pio. Mogę się o to założyć.
A miałam nadzieję, że w Gościu Niedzielnym mozna dyskutowac na innym poziomie niż na popularnych portalach typu onet czy wp. itp. Bez obrażania interlokutorów. Myliłam się?
Znałam nauki O. Jacka i przeczytałam Jego książkę kilka lat temu, po przeczytaniu której..... upewniłam się, aby nie chodzić na Msze Św. z Jego kazaniami. Wszystkie osoby, które znam, a chodzą do Dominikanów, bardzo relatywizują przykazania. Sam O. Jacek mówił np., że Pan Bóg nie ma odjazdu na punkcie seksu i niepotrzebnie się ludzie za dużo z tego spowiadają. To była Jego filozofia, taka "na czasie", nie boska....Podobno do gdańskich dominikanów chodzą ludzie, którzy chcą pocieszenia, a nie moralizowania. Fajnie, ale nie chcę myśleć jak wyglądałaby moja rodzina, gdybym dzieci zawsze tylko pocieszała, a nie upominała itd... O. Jacek jest psychoterapeutą i stosował psychomanipulacje Berta Hellingera, znanego z antychrześcijańskich aspektów swoich terapii, zresztą też był przez 25 lat zakonnikiem..... Święty Michale Archaniele módl sie za nami!
Mimo, iż Dominikanie w Pani ocenie są tak "nie boscy" , polecam. Ja wiem, że w kościele Św. Mikołaja w Gdańsku można się otrzec o prawdziwą świętośc (bez nazwisk, ci którzy chodzą -wiedzą, choc jak wiadomo, świętośc nie musi działac tak spektakularnie). I proszę zwrócic uwagę, że odejścia zdarzają się nie tylko u Dominikanów, nawet nie przede wszystkim u Dominikanów. Więc nie widzę powodu, żeby uogólniac. Raczej należy wspierac gdańskich Dominikanów - Zakon jest jak Rodzina, a oni tracą brata. Łatwo Pani wystawia krytyczne oceny, stawiając siebie za przykład dobrego wychowawcy. A ja tym bardziej bedę chodziła do Dominikanów i wesprę ich gdańską wspólnotę swoją obecnością i modlitwą.
To dziwne, że ksiądz, który odszedł potrafił bardziej ożywić moją wiarę, zachwycić Bogiem, i nakarmić Słowem Bożym niż mój proboszcz, który wprawdzie nie odszedł, ale za to zrobił wszystko, żeby mnie do wiary, religii i Kościoła zniechęcić. To który z nich lepiej służył Bogu? Zanim Ojciec Jacek odszedł zdążył zrobić więcej dobrego dla Kościoła niż większość pozostających w nim księży, czyli biernych, miernych ale wiernych.
Kościół stanowi ciało Chrystusa. Składając śluby poślubił Boga. Nikomu nie zabronię uważać Boga za winnego tej sytuacji, ale pamiętajcie, że go w ten sposób ranicie. Bóg też ma uczucia. Nie wnikam w powody odejścia. Nie mam zamiaru osądzać. Nie znam tego ojca. Proszę was o modlitwę w jego intencji. Pozdrawiam i życzę miłego dnia. :)
święte oburzenie szlachetnego pisarczyka. "jazgot o celibacie"? jest pan agresywny i przemocowy. To kompletny brak kultury pisać do ludzi o ich rzekomym "jazgocie" z powodu odejścia jednego zakonnika. Czytając pana artykuł czuję tylko ścisk w sercu.
Mam wrażenie ,że komentarze w typie ,nie osądzajmy itd. piszą ludzie których jeszcze nie spotkała zdrada. Zdrada nie tylko współmałżonka ale i duchownego któremu się wierzyło. Może tez przeczytać uważniej artykuł ,nie osądza się czyn ani przyznanie do niego tylko "styl". Wszyscy zdajemy sobie sprawę ,że ludzkie jest upaść ale chrześcijańskie jest chęć powstania. Jestem w kościele mój mąż odszedł z młodszą kobietą po 20 latach małżeństwa chodzi z nią do kościoła bo twierdzą ,że kościół jest dla grzeszników.Chodzą z podniesionym czołem ,pokazują się wszędzie ,rodzina ich zaakceptowała a ja ? ale po co mieli się męczyć w swoich związkach wychowywać w nich swoje dzieci skoro od księży słyszą ,że trzeba iść za miłością. A co ja mam zrobić kiedy moją miłością był mój mąż ?Ja nie słyszałam kazań tego księdza ale wiele lat temu słuchałam innego ,którego kazania były piękne ,którego z chęcią słuchała młodzież.Też wybrał miłość ziemską ,widziałam jak bardzo cierpi i nie jestem pewna czy ta decyzja go uszczęśliwiła ,jego i jego rodzinę.Ale on o ty nie trąbił i nie dorabiał do tego grzechu ideologii. Pozdrawiam tych "wyrozumiałych" oby kiedy staniecie wobec zdrady i konieczności pogodzenia się z nią byli tak tolerancyjni.
Z całą pewnością porzucenie kapłaństwa jest dramatem dużo większym niż odejście jednego z małżonków. Bo siła rażenia jest dużo większa. W rodzinie odejście ojca czy matki jest zawsze traumą dla dziecka lub dzieci. Każdy kapłan (a tym bardziej tak znany jak o. Jacek)swoim odejściem powoduje traumę u bardzo wielu swoich duchowych dzieci. Mimo, że do tych duchowych dzieci nie należę - traumę przeżyłem czytając oświadczenie pożegnalne o.Jacka. Dlatego zgadzam się z Redaktorem, że lepiej by było, żeby odszedł w milczeniu. I oby tylko - jak Tadeusz Bartoś nie został dyżurnym "byłym dominikaninem" wylewającym publicznie swoje pretensje do Kościoła, którego był członkiem. Smutne - chyba wciąż za mało modlitwy za kapłanów...
Pan Bóg nie patrzy na ilość, ale na ufność w modlitwie. Jedna osoba która szczerze będzie dążyć do świętości i kochać Boga może podźwignąć cały Kościół(to odnośnie pewnego świętego które imienia nie pamiętam). Każdy może to zrobić, jeżeli naprawdę ten Kościół kocha. To ile jesteśmy w stanie poświęcić jest miarą wielkości naszej miłości. Ufność i ofiara ma ogromną moc przed tronem Boga. Polecam ''Dzienniczek'' św. s. Faustyny. Można legalnie przeczytać na stronie zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia. Otwiera oczy na wiele spraw i jest w moim osobistym odczuciu jak ''relikwia'' naszej kochanej świętej.
> Bo jak na razie, to przekazał nam, między ładnie brzmiącymi słowami, > tylko taki komunikat, że do tej pory był rozpaczliwie niedojrzały. Że > przez te lata nauczania w imieniu Kościoła, nie nauczał we własnym > imieniu. Tak się to czyta.
Panie Redaktorze, Jak widać to, że nie zna Pan człowieka, nie przeszkadza Panu w wyrażaniu bardzo ostrych ocen na jego temat. A szkoda – wystarczyło posłuchać przynajmniej kilku (nie liczę, że odsłucha Pan ponad 230) kazań byłego dominikanina. Są bez problemu dostępne w internecie. Na tej samej zresztą stronie gdzie umieszczono pożegnanie. Może wtedy przyszłaby Panu do głowy myśl, że zamieszczenie takiej mowy pożegnalnej w internecie, było po prostu naturalną konsekwencją umieszczania tam regularnie kazań i chęcią pożegnania się ze słuchaczami (to, że media to nagłośniły, było jak mniemam, kompletnie niezamierzone). Może dowiedziałby się Pan również, że przez lata posługi były ojciec nauczał we własnym imieniu. I podkreślał to na każdym niemal kroku. Trzeba było postarać się dotrzeć do źródeł, a nie poprzestawać na lekturze skrótu, który jak się zdaje, zamieściła "Gazeta Wyborcza". Pozdrawiam
P.S. Dla jasności, chodzi mi o rzetelność dziennikarską, a nie o obronę decyzji o odejściu z Zakonu.
Panie Franciszku, o. Jacek w Gdańsku był bardzo znany. Niejednokrotnie przekonałam się, że słyszały o nim nawet osoby, które niespecjalnie chodziły do kościoła. Msze odprawiane przez o. Jacka gromadziły tłumy. Kilkukrotnie przecierałam oczy ze zdumienia, gdy spotkałam ludzi, którzy przemierzali co niedzielę nawet 40km, by posłuchać kazania o. Krzysztofowicza. Kazań wrzuconych do sieci słuchali także ludzie spoza Gdańska. O. Jacek ukształtował moralnie wiele młodych ludzi. Sama mu wiele zawdzięczam, dzięki niemu odkryłam Boga, który jest Miłością, którego nie trzeba się bać, zaczęłam rozumieć innych ludzi, zaczęłam szukać siebie. Z naszego-wiernych punktu widzenia to ogromna strata, ale patrzę na to inaczej niż Pan. Dla mnie to wyraz męskiej decyzji, odwagi, uczciwości wobec siebie/wiernych/Kościoła. Życzę mu jak najlepiej, mam nadzieję, że spotka wielu życzliwych ludzi, a Bóg mu będzie błogosławił.
do ania ania ...Boga(...), którego nie trzeba się bać... A słyszałaś może o bojaźni Bożej?...Ma ona właśnie związek z grzechami a dokładniej z niechęcią do ich popełniania za tą właśnie przyczyną.
@N7fan Mamy XXI wiek, a widzę, że wciąż nie dotarła do Ciebie Ewangelia :) Nie wiem w jakiego Boga wierzysz i czego doświadczasz, ale Bóg jest bezkresną i bezwarunkową Miłością, która zbawia człowieka. Bóg powołuje do życia, a nie do pokuty.
Pani Aniu, proszę przeczytać uważniej Ewangelię. Z pewnością znajdzie Pani w niej słowa Jezusa, mówiącego: biada niepokutującym miastom. A jak przeczyta Pani jeszcze dalej, np. Dzieje, to się Pani zadziwi jak wiele tych wezwań do pokuty Pani znajdzie. Proszę nie mylić celu z drogą do celu.
Droga Aniu! Trzeba modlić się o miłosierdzie Boże dla ojca Jacka. Pismo św. mówi o tym, że grzechy przeciwko Duchowi Św. Nie będą odpuszczone. To co zrobił o. Jacek niestety jest zdradą Boga. Tylko nieskończenie miłosierny Bóg może mu błogosławić. I o to się módlmy i żeby zgorszenia nie siał.
Szanowny Autorze, rzadko zdarza mi się czytać tekst w którym pod każdym słowem mogłabym się podpisać i to jest jeden z tych rzadkich przypadków. Dziękuję za tak trafne,bez owijania w bawełnę, słowa.
Może go nie znaliście, bo działał głównie w Gdańsku - to w końcu jeden z krańców naszego kraju..
Znam, słuchałam, ceniłam, kilka jego myśli z nauk przedmałżeńskich (10 lat temu) - wyjątkowo celnych - powtarzam w dyskusjach argumentując np potrzebę czystości przedmałżeńskiej. Od kilku lat od znajomych którzy regularnie do dominikanów chadzali słyszałam, że niedobrze się dzieje - jakieś new-age-owskie teksty padają z ust ojców (o. Jacka też), jakieś "róbta co chceta" "najważniejsze jest szczęście człowieka" itd itp Sama mocno sparzyłam się podczas spowiedzi 2 lata temu (nie u o. Jacka u innego o.)- a do dominikanów zawsze w ciemno do spowiedzi szłam i zawsze była to też dobra duchowo rozmowa z porządnymi owocami. Wtedy w konfesjonale siedział pyszny psychoterapeuta, który mnie olał i wydrwił. Bogu dzięki wierzę i wiem, że w sakramentach to kapłan jest jedynie narzędziem...bez tej wiary pewnie bym się po tej spowiedzi wyrżnęła jak długa i nieźle zwątpiła w sens kościoła na długie lata. Odtąd chodzę do księży mojej parafii :). Gorszy mnie to publiczne ogłaszanie ideologii dorabianej do własnej słabości. Gorszy mnie, że te tłumaczenia ojcowie wywiesili na swojej stronie www jak gdyby nigdy nic. Siła rażenia upadku kapłana jest porażająca - wiem, że ten ojciec dla wielu, dla tysięcy osób był przewodnikiem i lampą, wielu po jego słowach wracało/umacniało się/szło wytrwale. Co z nimi? Dostali kopniaka w kolana od tyłu. Kto ma mocne nogi ustoi, ale tu naprawdę potrzebna jest krucjata modlitwy, za o. Jacka i w ogóle za dominikanów. A felieton pana Franciszka - no cóż, jak zwykle - nic dodać nic ująć. Najcelniejsze dla mnie jest zdanie "skoro chcesz leżeć to nie gadaj że fruwasz". Dziękuję.
@ nordynka > Gorszy mnie, że te tłumaczenia ojcowie wywiesili na swojej stronie > www jak gdyby nigdy nic
Jest to NIEPRAWDZIWA informacja. Ktoś coś napisał, media powieliły, a teraz wierni powtarzają (i niektórzy potępiają). Nie dziwi mnie, że dla świeckich mediów nie ma to większego znaczenia (nie robią zresztą z tego zarzutu), o tyle katolickie (np. Fronda) powinny to sprawdzić, bo w ich ustach pojawia się słowo zgorszenie, a jest to bardzo poważne oskarżenie. Powtarzam – jest to NIEPRAWDA. Kazania i pożegnanie znajdują się na niezależnej stronie (własna domena), a pliki na niezależnym od ojców serwerze. Ojcowie dominikanie nie mają z tym nic wspólnego. Do poniedziałku podawali jedynie link do niej, który był umieszczony pod danymi kontaktowymi Jacka Krzysztofowicza. Z chwilą odejścia z Zakonu odnośnik został usunięty.
Drogi Panie Franciszku, na szczescie Kosciol jest madrzejszy i wie, ze napiecie pomiedzy Bozym tchnieniem i glina jest stale obecne w kazdym z nas. Jestesmy grzeszni i ulegamy pokusom. A kaplan z ludu wziety i dla ludu ustanowiony, jak kazdy czlonek Kosciola jest wystawiony na walke duchowa z jednej strony, oraz na slabosc natury z drugiej. Kosciol sie niedziwi, nie ocenia, ale pochyla sie z troska. Dlatego daje mozliwosc rozwiazania nawet slubow wieczystych i przejscia kaplana do stanu swieckiego, wlacznie z malzenstwem. Dlatego tez, tak czesto ostatnio, korzysta z kanonu 1095 Prawa Kanonicznego stwierdzajac niewaznosc malzenstw, ktore blogoslawil. Czasami mlody czlowiek porywa sie na rzeczy, ktore go przerastaja. Ja to wiem, bo jestem psycholoiem, Kosciol to wie, bo jest madra Matka, Bog to wie, bo jest milosierny. Panu tez zycze wiecej tej madrosci a mniej "swietego oburzenia", panie Franciszku. Pozdrawiam.
w pełni podpisuje sie po tym wpisem. Redaktor Kucharczak jest przykładem dziennikarza, gdzie bardzo często słowa wyprzedzają myślenie. Jego "święte oburzenie" daleko wyprzedza mądrość Kościoła i Boże miłosierdzie. Nie popieram takiej postawy. Sądzę, że prawda podana w takim sosie własnym, nie zbliża ludzi do siebie, ani do Boga.
@też ex To co napisałeś o Bogu, Kościele i o miłości, to wszystko prawda. I jestem przekonany, że wie o tym również red. Kucharczak. Problem w tym, że podłością jest wykorzystywanie tych przymiotów Boga i Kościoła do mętnego tłumaczenia się z upodobania w grzechu. Z Twojego komentarza wynika, że i Ty do końca nie jesteś szczęśliwy z tego, że jesteś "też ex". Na szczęście Ty, mam nadzieję, swoim upadkiem nie chełpiłeś się.
nie jestem przekonany, czy redaktor Kucharczak o tym wie i to rozumie. Czytając jego artykuły mam wątpliwości. Nie mam ich za to w stosunku do ciebie, że twoje wpisy służą z reguły pyskuwie i awanturze na tym portalu. Ty zawsze szukasz wiejskiej remizy, gdzie zgiełk, wrzawa i mordobicie. Nie interesuje cię miłość płynąca z betlejemskiego żłobka. A jeżeli juz to nie jest ona najważniejsza w twoich wpisach.
Jestem szczesliwy i nie zaluje niczego co zrobilem w zyciu. W szczegolnosci, nie zaluje tego, ze wstapilem, ani tego ze wyszedlem. Sprawy wyjasniam tylko tym, ktorzy mnie znali jako ksiedza i mnie o to pytaja, bo uwazam, ze maja do tego prawo. Bylem w Kosciele osoba publiczna. Jesli czegos zaluje, to braku kontaktu z wieloma oaobami, ktore uwazalem za swoich przyjaciol.
A gdy Pan Ex-Dominikanin po pewnym czasie zamieni wybrankę na "nowszy model", to też będzie mówił, że dopiero teraz znalazł prawdziwą ludzką miłość. Żaden problem, co panie psychologu?
> Dlatego daje mozliwosc rozwiazania nawet slubow wieczystych i przejscia kaplana do stanu swieckiego, wlacznie z malzenstwem. Dlatego tez, tak czesto ostatnio, korzysta z kanonu 1095 Prawa Kanonicznego stwierdzajac niewaznosc malzenstw, ktore blogoslawil. Czasami mlody czlowiek porywa sie na rzeczy, ktore go przerastaja. <
Zestawienie obu spraw sugeruje, że można rozwiązać małżeństwo. A nie można. Poza tym wiele z orzeczeń o nieważności małżeństwa może sama być nieważna. Monitował w tej sprawie JPII.
Kiedyś ludzie pobierali się w wieku nastu lat i trwali w małżeństwie. Trwali też w powołaniu kapłańskim i zakonnym. Dzisiaj tak postępuje znaczna część ludzkości, np. jest to częsty zwyczaj w Indiach.
Jeśli u nas ludzie w wieku 25 a nawet 30 lat są niedojrzali, to kiedy dojrzali będą? Kiedy wezmą odpowiedzialność za swoje czyny? Dzisiaj tak, a jutro inaczej? Na emeryturze? Jest wiele niedojrzałych emerytek i emerytów, różnych Madziuń, Kasiuniek, Aniuś itp. A może na łożu śmierci? No bo kiedyś trzeba.
I jeszcze jedno. Często decyzja co do starania się unieważnienie małżeństwa zapoda dopiero po tym, jak ono się z jakiś względów rozsypie. Często niestety pomagają w tym "życzliwi" księża: a może tak spróbować przed sądem biskupim, skoro jest jak jest?
To oczywiście nie ma nic wspólnego z dojrzałością decyzji. Zresztą, jeśli ktoś przez 25 lat był ojcem zakonnym, a nawet przełożonym wspólnoty, to raczej jego decyzja była podjęta nie tylko dojrzale, ale i zgodnie z powołaniem.
Oczywiście nie wypowiadam się na temat tego konkretnego przypadku. Jednak często u podstaw decyzji porzucenia kapłaństwa lub małżonka stoi człowiek cielesny, jak to nazywa św. Paweł, czyli wiadomy grzech. Dopiero potem pojawia się próba racjonalizacji. Np. ucieczka w niedojrzałość, niewiedzę lub obwinianie innych, KK, współmałżonka itp.
Calkowicie sie z Toba zgadzam (jesli pozwolisz na "Ty"). Pewne osoby nigdy nie dojrzewaja. Obawiam sie, ze jest ich procentowo coraz wiecej. Zyjemy w epoce Piotrusiow Panow. Duza czesc wspolczesnej kultury promuje narcyzm i niedojrzalosc. Zapewne niektore osoby nigdy nie dojrzeja do wziecia odpowiedzialnosci za zycie swoje, a co dopiero za innych.
Oczywiscie, ze kryzys jest proba dla malzonkow, ktora kaze tez czasami zrewidowac szczerosc ich intencji. Mam nadzieje, ze procesy przed Sadem Biskupim sa szczere, nawet jesli intencja malzonkow moze byc nieszczera. To jest juz kwestia ich sumienia jesli probuja "zalatwic sobie" uznanie niewaznosci. O ile wiem, w sadzie orzeka w takich sprawach piatka sedziow, z ktorych trojka nie widziala petenta. Oni podejmuja decyzje w swoim sumieniu i powinni to zrobic zgodnie ze stanem faktycznym. Oczywiscie, moze byc taka sytuacja, ze zostali celowo oszukani przez petentow i swiadkow. Jakiez to jednak chrzescijanstwo? Podobnie z kaplanami, czesc z nich dojrzewa w czeasie formacji i kaplaskiej poslugi i odchodzi (albo zostaje w nowy sposob), a czesc nigdy nie dojrzewa i odchodzi z tych samych niedojrzalych powodow, dla ktorych wstapila (albo zostaje "w swoim kaplanskim grajdolku"). Ja staram sie nie oceniac swojej sytuacji.
szanowny autorze artykułu, tak jak pan zaznaczył, nie zna pan (ojca) Jacka. i może stąd właśnie te wszystkie bzdury poniżej. inaczej się osądza ludzi w zależności od tego, kim są własnie jako ludzie. proponuję więcej rozeznania a materiale, na temat którego pan pisze.
oczywiście, ma pan prawo do własnej opinii, proszę jedynie pamiętać, jak bardzo dyletancka jest ona w obliczu takiej powierzchowności, jaką pan zaprezentował.
Mimo, że redaktor Kucharczak prosił, by na temat celibatu nie jazgolić, to nie da sie uciec przy ocenie takich zdarzeń od tego tematu. Stawiam tezę, że wszystkiemu winien właśnie on-celibat. W Piśmie Świętym nie ma wyraźnych tekstów nakazujących zachowywanie celibatu członkom jakiejś grupy społecznej lub religijnej. W Starym Testamencie są tylko nieliczne wzmianki o osobach pozostających w bezżenności, np. Bóg Jahwe zaleca Jeremiaszowi, aby nie brał sobie żony (Jr 16,2). W stanie bezżennym żyli prorocy Eliasz i Elizeusz.
W Ewangelii Mateusza Jezus wypowiada słowa, w polskim tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia oddane jako "(...) są także bezżenni, którzy ze względu na królestwo niebieskie sami zostali bezżenni" (Mt 19,12)[3]. Drogę bezżenności wybrali także Jan Chrzciciel, Jan Ewangelista, a także Święty Paweł, który zachęca chrześcijan do bezżenności słowami: "Dobrze będzie, jeśli pozostaną jak ja" (1 Kor 7,8), zaznaczając wszakże na wstępie swojego wywodu, że "każdy jest obdarowany przez Boga inaczej" (1 Kor 7,7). Zwracając uwagę na trudności życia małżeńskiego argumentuje, że "człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to jak się Panu przypodobać. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie" (1 Kor 7,32-33).
Jedno jest pewne, że celibat nie od początku w Kościele Katolickim obowiązywał. Od pierwszych wieków istnieli jednak ludzie, którzy dobrowolnie rezygnowali z założenia rodziny, by poświęcić się służbie Bogu i Kościołowi. Z czasem dopiero powstały zakony, ale do nich też wstępuje się dobrowolnie.
Osobiście sądze, że w kościele katolickim problemy pedofilii, coraz bardziej licznego wychodzenia ze stanu kapłańskiego, czy zakonu, molestowania są prostą konsekwencja funkcjonowania tego zakazu. Celibat jest wbrew naturze człowieka, a skoro Bóg zna ją doskonale, to nie sądzę, aby to On go wprowadził i skazywał mężczyznę na męczarnie.
Jakby księża mieli żony, to nie mieliby tyle czasu na pełnienie funkcji księdza ile powinni by mieć.
Większość księży ceni jednak celibat, bo uważają, że z niego płynie wielka siła. To nie jest takie bezsensu jakby się niektórym wydawać mogło.
Problem pedofilii jest znacząco wyolbrzymiony. Statystycznie to raczej ojcowie częściej gwałcą swoje dzieci, niż księża ministrantów. Aczkolwiek wiadomo i to i to jest okropne. Nie mniej nie wynika to z celibatu, a raczej ze stanu danego człowieka.
Zgadzam się z redaktorem, że bezsensu jest w kontekście odejścia o.Jacka poruszać znowu temat celibatu.
Celibat jest problemem i to nie tylko w kontekscie dotyczacym czlowieka jako jednostki seksualnej. Przede wszystkim bardzo czesto ludzie, ktorzy nie wchodza w zwiazek malzenski nie sa bezposrednio odpowiedzialni za druga osobe dzien po dniu. Nie dojrzewaja w intymnosci w zwiazku z druga osoba. A relacje w grupie to zupelnie cos innego. Dlatego ksieza moga w pewnym czasie doswiadczac samotnosci i to bardzo dotkliwie. To sie bedzie dokonywac w aspekcie emocjonalnego wyizolowania i w aspekcie fizycznej bliskosci z drugim czlowiekiem. NA DODATEK stan CELIBATU moze sie podobac ludziom o roznych innych orientacjach seksualnych, bo tu beda bezpieczni. Jesli CI LUDZIE sa czlonkami tak poteznej organizacji jaka jest Kosciol Katolicki czesto nie musza sie martic o skutki swoich czynow w zakresie legalnym czy moralnym. W Polsce to widac szczegolnie mocno. W dodatku bardzo chetnie my Katolicy winimy ofiary molestowania i kobiety, ktore maja dzieci z ksiezmi, ze sa same sobie winni i winne. Niewatpliwie zarowno dzieci jak i te kobiety sa emocjonalnie niedojrzali. Dzieci winic - to glupota, winic tylko kobiety to szowinism. Czesto sa to kobiety pochodzace z domow gdzie albo wogole nie ma ojca, albo jest to dysfunkcjonalna rodzina. Wiec te kobiety beda rowniez latwym "lupem". Pamietajmy jednak ze " do tanga trzeba dwoje" , a ksiadz powinien byc zdecydowanie tym - bardziej dojrzalym. No ale jak mowilismy wczesniej - nie dojrzal on czesto do relacji i odpowiedzialnosci, a poza tym jesli dodatkowo czuje sie samotny jak wskazalem wyzej - mamy idealne warunki dla zaistnienia grzechu. Na zachodzie poradzono sobie wreszcie dosc dobrze z problemem molestacji, bo to kraje o mieszanym chrzescijanstwie: katolicko - protestanckim. Duzo gorzej bedzie w Polsce czy Irlandii. My nie chcemy znac prawdy! Wiec niechcac oceniac ksiezy, widze jednak niezwykle skomplikowany problem jaki celibat niesie za soba. Wielu wspanialych ksiezy odejdzie do "normalnosci" ale oni juz nie ida z wolnej stopy i czesto przesladuje ich potem mysl, ze zawiedli. Inni zostaja w kaplanstwie z wygodnictwa i udaja, ze wszystko jest ok. Inni dojezdzaja do dzieci, placa alimenty. Inni zostaja " wyslani na Ukraine", Jakos nie slyszymy o tych co powinni a nie siedza w wiezieniu, jak "cywile" co sie dopuscili podobnych czynow. Inni - sa wierni Bogu do konca i czesto cierpia bardzo dotkliwie wsrod swoich. Znam wspanialych ksiezy i dzieki nim ma wiara nie upadla. Ale nie twierdze, ze zla w Kosciele nie ma, ze celibat jest potrzebny wszystkim i cierpie ze tak jest w naszym Kosciele jak jest, ze jestesmy hipokrytami. Na tej pozywce zywia sie Palikoty i spolka. Wiec dazmy do uczciwosci, do oczyszczenia, do milosci do ludzi skrzywdzonych. I pamietajmy o slowach naszego wieszcza Norwida: " nie ten ptak kala wlasne gniazdo co je kala, lecz ten co o tym MOWIC NIE POZWALA".
Tu akurat celibat nie ma nic do rzeczy - o. Krzysztofowicz był zakonnikiem i złożył śluby zakonne a to zupełnie co innego.
Natomiast co do pedofilii - trudno to, że "jesteś przekonany" uznać za przekonujące. Pedofilia to zaburzenie orientacji seksualnej którego nie nabywa się o tak, po prostu przez brak mwspółżycia z kobietą.
Zresztą o czym my tu mówimy - jakby ksiądz chciał utrzymywać stosunki sekisualne z kobietą/kobietami to by to robił - to żaden problem znaleść dyskretną partnerkę daleko od parafi i sprawę utrzymać w tajemnicy.
Celibatu nie praktykuje się w pierwszym rzędzie z powodów praktycznych, ale wynika on z wiary i karmi się wiarą. Wszelkie próby rozpatrywania go inaczej niż w duchu wiary są chybione. Jezus żył w celibacie, Jego Apostołowie również, skoro poszli za Nim pozostawiając swoich ojców, matki, braci, żony i dzieci. Od samego początku zatem zachowywano celibat, nawet jeśli formalnie taką dyscyplinę ustanowiono później.
Tak, tak kościelne funkcje niejednego już wykończyły, ale że przyjaciele tego nie (prze) widzieli...
Wiadomo, że w obecnym kryzysie ojcostwa w kulturze nikt nie pali się do odpowiedzialności. Walka o wartości mniej kojarzy się z cicha pracą i służbą, a raczej z hałaśliwym powiewaniem sztandarami, obroną krzyża gdzieś tam etc. Wymieniany często inny znany zakonnik mawiał ..."módlcie się (dziewczyny), żeby mnie pochowali w habicie"...
> hałaśliwym powiewaniem sztandarami, obroną krzyża gdzieś tam ...
Cóż, obecność krzyża jest probierzem chrześcijaństwa i często wiele kosztuje. Nie ma chrześcijaństwa prywatnego, na własny użytek. Wielu takich, co zdejmuje krzyż w domu, robi zakupy w niedziele, je mięso w piątki, ... z czasem oddala się od Kościoła.
Dziękuję za ten artykuł. Oburzanie się celibatem, czy jakies wywody w stylu ,, to miał żyć w kłamstwie?" są zupełnie bezsensowne. Dla Boga nie ma nic niemożliwego, jeśli zaparłby się w pragnieniu wierności Bogu (poczytajmy troche u np. św. Tomasza z Akwinu czy św. Anzelma o godności kapłańskiej jaka to odpowiedzialność może wtedy się sprawa troche rozjaśni co niektórym) przetrwałby nie taką próbe. Pozostaje się za takich pogubionych modlić, bo życie w grzechu śmiertelnym i to takie, to bardzo świadome narażanie sie na potępienie. A kapłan ma na karku nie tylko swoją dusze ale i tych, którym zobowiązany był zanieść Chrystusa.
Czy wy wierzycie w Boga? Czy w Boga , któremu przysiągł wierność, wierzył ten zakonnik?Chodzę na wykłady dominikanów i przyznam ,że czasem jestem zniesmaczona. Czasem wątpię, czy oni naprawdę w Boga wierzą, Czy naprawdę wierzą w Jezusa Chrustusa.Czasem mam wrażenie, że sami nie wierzą w to co mówią. To przykre niestety.Sędzią jest Bóg i On go mosadzi.
Wspaniały tekst. Dziękuję. Dodam anegdotę. Kobieta zgubiła portfel i modli się do Boga: "Panie Boże, żeby mojego portfela nie znalazł żaden ksiądz, bo on sobie już to jakoś wytłumaczy". Postuluję - dość tłumaczeń, dość lęku przed jasnym mówieniem co jest tak i tak a co nie. Jeszcze raz dziękuję.
Czyli wszystko ponad wierność? Nawet, gdyby zrobił najgorszą rzecz, ale zostałby w Kościele (w sensie nie skaził idealnego wizerunku) - byłoby ok. Uważam, że Bóg jest bardziej wspaniałomyslny od niektórych wypowiadających się w tych komentarzach. Tyle mówienia o miłosierdziu, a wokół ciągłe potępianie i ocenianie, jak powinno być. Czy naprawdę nie próbowaliście zrozumieć tego człowieka?
To jest dziwne, że bardziej od drugiego człowieka ceni się instytucję - kościół - i dba się o wyłącznie o jego wizerunek. Jeszcze tydzień temu dziękowano by temu ojcu za odprawioną mszę i mądre kazanie, dziś wielu zmiażdżyłoby go jednym palcem...
To naprawdę smutne...
Jezus nie potępiał. Dlatego coraz częściej przekonuję się do tego, że w machinie kościoła wybiórczo manipuluje się słowem Jezusa - jak telewizji TVN faktami.
Czytam komentarze i jestem pewna, że ich autorzy mają dość duży kłopot w czytaniu ze zrozumieniem. Zachęcam, by artykuł przeczytać choć dwa razy, aby na pewno wszystko zrozumieć i wtedy się odnieść. W przeciwnym wypadku komentarze dotyczą tego co zrozumieliśmy, a nie artykułu i myśli autora.
Racją jest, że powinniśmy znać prawdę i to, że nie powinien żyć w zakłamaniu, ale gdzie jest miłość, "która nigdy się nie kończy"? Czy Miłością było to, co kazało Mu służyć wspólnocie przez ćwierć wieku, czy to, co kazało Mu tę wspólnotę zostawić? Czy jeśli okazał się niewiernym księdzem, okaże się wiernym "mężem"? Niech Go Pan Bóg ma w swojej opiece. Modlę się za kapłanów i małżonków niewiernych. Niech Bóg okaże im swoje miłosierdzie i da czas na nawrócenie.
nie ma się co obrażać na fizjologię, u każdego działa tak samo; reakcja hormonalna oparta na oksytocynie jest podstawą do budowania więzi miedzy matka i dzieckiem, ale też między kobieta i mężczyzną; dlatego nakaz kościelny wstrzemięźliwości seksualnej jest bardzo mądry, nie podejmuj współżycia dopóki nie będziesz pewny swego wyboru życiowego; inaczej to hormony zdecydują za ciebie, chociaż może się wydawać że sam tak zdecydowałeś (dojrzałeś?); lekcja w sam raz dla jasia
dziekuje panie Franku że pan pisze,że pan jest! komentarze,jak kazdy sa werbalnym przedstawieniem emocji, uczuć.Rzeczywiście wiele mnie w wypowiedzi o.(!)Jacka , zabolało, zadziwiło,a na pewno żal mi go oraz kobiety (?)jego życia! powiem,żenajbardziej domnjie przemówił komentarz pana Franka zamykający sie w zdaniu "skoro chcesz leżeć nie gadaj że fruwasz"!!A tak na marginesie,przysięgłam sobie że więcej nie bedę tego zdarzenia komentować!pozdrawiam wszystkich!!!jeszcze jedno pytanie :czemu Jacek nie "opublikował się" w Gościu?! tylko w GW?ciekawam...choc niekoniecznie...
NIE opublikował się w Gazecie Wyborczej. Zamieścił swoją wypowiedź w formie nagrania w internecie. Gazeta Wyborcza sama to spisała (robiąc skrót) i opublikowała. Nagranie zostało umieszczone na tej samej stronie, na której od lat "zbierane" były kazania Jacka Krzysztofowicza.
Miejmy chociaż nadzieję, że o. Jacek nie dołączy teraz do grupki byłych księży, którzy są zapraszani do telewizji jako eksperci kościelni i których wypowiedzi sa bardzo po myśli zapraszającyh.
Przypomniała mi się pewna wypowiedź o. Salija. Wspominał, że nieraz przychodzą do niego panowie z problemem "przeciwnym". Mówią, że mają poważne wątpliwości, czy małżeństwo jest ich powołaniem, że się w nim nie odnajdują i rozmyślają o ... kapłaństwie.
Na to o. Salij im odpowiada, że być może wielebni mieli powołanie, ale Wola Boża na dzień dzisiejszy jest taka, żeby w małżeństwie trwali. Zresztą nie jest on tu oryginalny, bo taka powinna być rada w podobnych sytuacjach.
Żaden człowiek nie "spada z nieba" jego działanie praktycznie zawsze bardziej lub mniej umotywowane jest w kontekście czasu w którym żyje i wpływa na jego myślenie. Tego typu styuacje uderzają przed wszystkim Chrystusa, który czuje się zdradzony a także w wierzących ponieważ odbiera im moc w wierze. Fałszywa teologia katolicka odpowiada za lęki w wierze i jej upadek. Widzmy coś się stało z krajami na zachodzie, które były zagłębiem powołań kapłańskich. Te "biblijne małe lisy", z biegiem czasu potrafią doszczętnie objeść winnice pańską mimo, że są z początku takie niepozorne. Tego typu "wyskoki" na początku mają coś z fascynacji ale z czasem a zwłaszcza u końcu życia porafią dawać niezłego "kaca moralnego". "Czas na ziemi w gruncie rzeczy jest krótki." Matka Boża uprzedziła, że Kościół doświadczy wielkiego prześladowania, że niektórzy porzucą kapłaństwo. Kto wytrwa w wierze będzie zbawiony.
Treść bardzo dobra. Zapytać warto tutaj o miłość do Boga w tyloletnim kapłaństwie. To podobnie jak mąż trwający w związku z żoną od początku małżeństwa nic do niej nie czuje. więc pytanie po co się żenił? Po co przyjmował świecenia kapłańskie i sluby? to oznacza niepoznanie miłości Bożej, a przecież Bóg daje siebie poznać tylko jak człowiek chce. Nawet jezli wybierze powołanie które Bóg ecześniej dla niego nie zaplanował to szanując człowieka da mu łaski i siłe by wytrwał w tym powołaniu, ale warunek jest taki by trwał i poznawał miłośc Bożą. I tutaj raczej zaszwankowała relacja między człowiekiem a Bogiem.
Wszyscy sie rozplywamy nad bylym ojcem. Ale popatrzmy tez na kobiety, ktore z "milosci" pragna kaplana dla siebie, obojetnie, czy diecezialnego czy zakonnego. Nie dziwie sie, to mezczyzni wyksztalceni, wrazliwsi, delikatniejsi (przewaznie), wiec przyciagaja. Znam takich historii na peczki. Wiec BLAGAM jezeli znalazlas sie w takiej sytuacji i stal sie dla ciebie atrakcyjny kaplan to JEZELI KOCHASZ NAPRAWDE - odejdz bez slowa i zniknij w tlumie. Bo prawdziwa milosc to pragnienie NAJWYZSZEGO dobra dla osoby kochanej. Wniosek prosty - jezeli z "milosci "pragne aby ukochany czlowiek zlamal przysiege/slub, ktory skladal przed BOGIEM, to jaka jest moja milosc????????
Nie rzadko u kobiety występuje desperacja na punkcie założenia rodziny wsparta fizjologicznie wtedy wiele poważniejszych argumentów przestaje się liczyć
W takich przypadkach uświadamiam sobie jak mało modlimy się za osoby duchowne!więcej modlitwy, ofiar ! Wiem ,ze duchownym czasami jest bardziej trudno wytrwać przy Panu Bogu, szatan czuwa! módlmy sie za nich, nie potępiajmy, człowiek po tak wielkiej zdradzie , jaką jest zdrada Boga jest człowiekiem nieszczęśliwym, pamiętajmy o tym. Zycie tak zwane normalne nigdy mu pełnego szczęścia nie przyniesie AA
Ojciec Jacek skarży się na nadludzkie ciężary, które ktoś, a najlepiej Kościół mu nałożył. Czyliż ktoś go przymusił do złożenia ślubów i święceń. Wtedy pewnie mówił o wielkiej miłości Boga, jaką ma w sercu, jak i teraz ją ma, na chwilę. No bo jaką wartość ma u niego słowo. Jeśli jest się zakonnikiem, to nie zadaje się z panienkami, bo ma sie wspólnotę z którą się zyje. Jego zdrada Boga i współbraci nastąpiła dużo wcześniej, bo nie zrozumiał zupełnie na czym polega Reguła Św Dominika i jakimi środkami ma się ją wypełniać, czym karmić i jak się rozwijać. Żadna miłość nie karmiona i nie rozwijana, nie będzie zyła. W zakonie było jak "u mamy za piecem", a teraz zobaczy sam, gdy inni go zdradzą, właśnie ta kobieta, a i dzieci nie będą mocni w wierności, bo przykład idzie z góry. Jeśli Bogu nie dotrzymuje się wierności, to komu?... Jak Bóg to widzi, to niech O. Jacek lepiej się nie wypowiada, bo ogrom odpowiedzialności za wszystkie zgorszenia i ich konsekwencje wśród wiernych spotka go i na progu wieczności o nich się dowie. Radzę O. Jackowi pójść chociaż na tydzień milczenia do OO Kamedułów i zobaczyć oraz przemyśleć na czym polega życie i czym jest życie. Niech zapyta osób starszych, czy długo żyli i co najbardziej pamiętają, co im dodaje skrzydeł, a co ich najbardziej smuci, jak oceniają swoje życie. Może przejrzy chociaż na jedno oko. Nasz O. Św. Jan Paweł II o takim kapłanie i w tej sytuacji mówił - "biedaczyna" i w całej rozciągłości słowa ma rację. Za brak samodyscypliny zapłaci sromotnie i wkrótce sie o tym przekona jak duze są jego błędy.
"Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł" Zgorszenie i niesmak - owszem. Ale też refleksja, że mam bacznie przyglądać się sobie i bliźnim, by w porę ratować się przed kataklizmem. Miłosiernie napominać błądzących i pozwolić, by i mnie roztropni napominali. Czytam, że o. Jacek głosił przez lata jakieś "podejrzane" teorie. Czy ktokolwiek naprostowywał jego drogę, widząc, że nie zmierza w dobrym kierunku? A co do tych, którzy czują się opuszczeni przez duszpasterza (a pewnie nawet oszukani): Jezus nigdy się nie waha, nie wycofuje, nie zmienia zdania, nie tłumaczy się pokrętnie. Nie budujmy naszej Wiary na kapłanie - ułomnym człowieku (czyli na piasku) tylko na Jezusie - czyli na Skale. Ojciec odszedł - został Jezus.
Moim zdaniem - skoro o.Jacek był tak dobrym kapłanem, przemieniał swymi kazaniami zatwardziałe serca, głosił Bożą Miłość, nawoływał do wiary - to diabeł wiedział na kogo zagiąć parol i jak to zrobić. I mu się udało, niestety.
Ja bym to określiła kryzysem wieku średniego - sporo mężczyzn tak ma. Jedni wymieniają model żony na nowszy inni rezygnują z życia zakonnego. Ci drudzy raczej bardzo rzadko, ale i tak bywa.
Czy gościu dojrzał do miłości? Smiem w to wątpić - na moje rozeznanie on nie potrafi miłować, bo gdyby to umiał byłby wiernym. Owszem, można się pomylić w wyborze swojego powołania, ale to się rozeznaje wcześniej, nie aż po tylu latach. Jego partnerce można tylko współczuć.
"Czy jeszcze ktoś pamięta znanego w Krakowie ks.Kuca- Kolibera? Wspaniały kapłan który pomogał dzieciom, młodzieży zagubionej. Dostawał medele i odznaczenia od władz. Napisał kilka wspaniałych książek. Niestety "miłośc" zwyciężyła nad Miłośćią Jezusa.Odszedł od kapłaństwa chwaląc się tym w gazetach ( nie było wtedy internetu)"
***
Miałam okazję poznać Kolibra, długo z nim rozmawiałam. Praktycznie do teraz interesuję się jego losem. To nie było tak, jak widzisz. Ks. Kazimierz był tzw. późnym powołaniem, miał za sobą nieco przejść, chyba też narkotyki. Za Jezusem poszedł ze szczerym sercem, nawet mu przez myśl nie przeszło, że to tak się może skończyć. Przeszedł formację zakonną, przyjął święcenia, złożył śluby. Zajął się trudną młodzieżą, założył Dom Otwartych Drzwi, w którym schronienie znalazły trudne dzieci, narkomanii i bezdomni. Podziwiano go w mediach nie tylko lokalnych. Pochłonięty pracą zaniedbał nieco życie duchowe, i stało się tak, że któregoś dnia "zapomniał się z jedną wolnotariuszką", co niestety zaowocowało ciążą. Odwrót był już nie bardzo możliwy. Kazik poinformował o tym fakcie swoich przełożonych, a ci zaproponowali mu, że mogą go wysłać za granicę, ale będzie musiał zerwać kontakty z całym swoim dotychczasowym środowiskiem, nikt z jego świeckich przyjaciół nie będzie wiedział, gdzie przebywa. Koliber był uczciwym człowiekiem i na to się nie zgodził, bo takim krokiem zaprzeczył by swojej dotychczasowej posłudze. On, który opiekował się dziećmi z patologicznych rodzin, miałby teraz własne pozostawić? To, że zakon zobowiązał się płacić alimenty nie było wcale dobrym rozwiązaniem. Kolibra bardzo zabolała postawa jego współbraci, szczególnie przełożonych. Zabronili innym zakonnikom mieć z nim jakiekolwiek kontakty, w założonym przez niego Domu zmieniono formułę, został już zamknięty przed narkomanami. Zakonnik wyszedł z klasztoru mając przy sobie 250 zł. obok siebie miał kobietę w ciąży i żadnych perspektyw. Zamieszkali na wsi, Koliber został zatrudniony za marne grosze w nocnych audycjach radiowych prywatnej rozgłośni. Obecnie jest pracownikiem socjalnym, w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, ma dwóch synów. Pomaga ludziom bezdomnym, nie udziela wywiadów.
Przyznaję, że ta historia mocno mnie poruszyła, bo uważam, że akurat w tym przypadku Kościół urzędowy zachował się podle. Każdemu może się przytrafić upadek i nie w ten sposób powinien był być rozwiązany ten problem.
> uważam, że akurat w tym przypadku Kościół urzędowy zachował się podle.
Łatwo potępiać. To tak chwytliwi brzmi: Kościół urzędowy postąpił ...
Nie osądzaj, bo nie znasz, i pewnie nie rozumiałabyś przyczyn tej decyzji. Akurat decyzja oddalenia go od ośrodka, gdzie byłby narażony na ponowne pokusy, była jak najbardziej słuszna. Bez tego pewnie nie wytrwałby pewnie w wierności: jeśli twoja ręka jest przyczyną twego grzechu, odetnij ją. Poza tym, jakby na to nie patrzeć, podstawową rolą kapłana nie jest pomoc socjalna.
" Akurat decyzja oddalenia go od ośrodka, gdzie byłby narażony na ponowne pokusy, była jak najbardziej słuszna."
Taaak??? Przy tym nakaz żeby opuścił kraj i nie zostawił nikomu ze znajomych na siebie namiarów? A dziecko - pomyślałaś o nim? Co ono zawiniło, że rodzice okazali się mało odpowiedzialni? Każde dziecko powinno mieć możliwość kontaktu ze swoim biologicznym ojcem, to jest jego (dziecka) niezbywalne prawo. Owszem Koliber postąpił źle, zgrzeszył - jednak gdyby opuścił swojego synka, to by zaprzeczył wszystkiemu temu, co robił wcześniej. Opiekował się z dużą troską problemowymi dziećmi, a własne miałby porzucić na pastwę losu?
"Poza tym, jakby na to nie patrzeć, podstawową rolą kapłana nie jest pomoc socjalna. "
Nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi? O posługę wśród najbardziej potrzebujących? To jest chyba zasadniczym powołaniem każdego ucznia Chrystusa, a nie: celebra Mszy św. i innych sakramentów tylko. Kapłan ma być sługą tych najbiedniejszych właśnie. Jeżeli miałaś na uwadze świadczenia materialne, to o takowe jak najbardziej powinien troszczyć się ten, kto dzieciaka zmalował.
Zapewne nie było by tej ciąży, gdyby dziewczyna była cwana i jak to jest teraz w modzie "zabezpieczała się".
To był tylko jeden raz, który niestety zaowocował.
Być może jestem już przyzwyczajona do kultury, jaka panuje w Kościele urzędowym, w Niemczech. Tutaj w podobnej sytuacji są dwa wyjścia: 1. Kapłan pozostaje na swoim miejscu i z pensji którą otrzymuje płaci alimenty. Jak najbardziej ma kontakty z dzieckiem, stara się pomagać matce w jego wychowaniu. To trudne, bo pokusy nachodzą, ale możliwe w realizacji. 2. Kapłan odchodzi do "cywila", przełożeni ułatwiają mu start na początku, jeżeli nie miał pieniędzy (zakonnicy oszczędności nie mają), to zakon wypłaca mu pewną sumę, na okres zanim znajdzie pracę. Współbracia nie pozostawiają go samego, zawsze mu służą swoją radą i pomocą.
Jest też możliwość zwolnienia ze złożonych ślubów i otrzymania dyspensy na małżeństwo (z Watykanu), ale to się praktykuje dopiero po upływie znacznego czasu, nie w pierwszych latach.
Przede wszystkim nie denerwuj się;) Pisałem, że nie znasz szczegółowych przyczyn decyzji. A w takim razie osądy są raczej wyrazem emocji i niewiedzy.
Masz typowe dla "wierzących niepraktykujących" i niewierzących spojrzenie na Kościół. Rolą zasadniczą kapłana nie jest pomoc socjalna. W nim chodzi o nieskończenie(!) więcej. Kapłan nie jest po to, żeby ojcować biologicznemu dziecku, ale wiernym w sprawach życia i śmierci i to wiecznej(!). Tego niewierzący nigdy do tak naprawdę nie zrozumieją.
Nie miejsce tu na wyjaśnianie, czym jest jego rola. Warto jednak tym się zainteresować. Warto jednak, wiedzę i przede wszystkim zrozumienie pogłębić.
Dziękuję bardzo za informacje które wyjaśniają motywy odejścia tak Wspaniałego Kapłana.Pomogła mi a może też innym w ocenie moralnej i religijnej takiej decyzji. Masz rację że Zgromadzenie niewłaściwie z Nim postąpiło. Może dlatego że w tamtych latach bardzo rygorystycznie oceniano kapłana który miał dziecko. Teraz może tak nie jest. Jeżeli masz z Nim kontakt przekaż wyrazy szacunku i wytrwałości w pracy dla innych.
"Można i trzeba rozumieć ludzką słabość i grzeszność, ale nie można robić z niej cnoty. Skoro odchodzi, to niech odejdzie. W ciszy. Bez trąbienia dookoła, bez pisania nadętych epistoł. Upadłeś, człowieku, to wstawaj. Ale skoro chcesz leżeć, to nie gadaj, że fruwasz." Piękne zdanie, które w zasadzie kończy całą dyskusję. Dedykuję to zdanie tym, którzy w komentarzach plują na autora tego artykułu.
Rozumiem, że w Polsce są inne warunki, aniżeli mamy w Niemczech, ale twierdzę, że przełożeni powinni byli zachować się inaczej. Na tego typu zachowanie Kościoła urzędowego ja się nie zgadzam i chyba nie jestem w tym odosobniona. To na pewno nie było rozwiązanie w duchu Chrystusowej Ewangelii.
Od tego są przełożeni duchownego, żeby ktoś go kontrolował z przestrzegania w życiu reżimu, żeby nie zaniedbywał życia duchowego na rzecz innej działalności nawet godnej pochwały. To są owoce postawy róbta co chceta, wymagań, że duszpasterz ma być przede wszystkim fajny i ludzki i takie różne tym podobne. Potem się martwią, jak mleko się rozlało.
Uważam, że w opisywanej przez Ciebie sytuacji postawa przełożonych była najwłaściwsza z możliwych. Materialna pomoc matce i dziecku, oraz zmiana środowiska dla księdza. Tylko odcięcie księdza-zakonnika od środowiska, w którym się znajdował, dawało szansę na uratowanie jego kapłaństwa.
Oczywiście, że dziecko nie jest winne błędom rodziców. Ale czy uważasz, że jeśli jakiś żonaty mężczyzna zrobi skok w bok, i zaowocuje to poczęciem dziecka, to jego obowiązkiem musi być porzucenie żony i zamieszkanie z kobietą, spodziewającą się dziecka? Nie wolno zdradzać swego powołania, nie wolno zdradzać kapłaństwa, nie wolno zdradzać żony, bo to prowadzi do bardzo trudnych sytuacji, w których nie ma tak naprawdę dobrego rozwiązania, są tylko złe i jeszcze gorsze. Czasami niestety alimenty pozostają jedynym rozwiązaniem. Winowajcą jest ten, co myślał po, zamiast przed, a najbardziej cierpi dziecko.
Wyobrażam sobie mężczyznę żonatego, ktory gdy jego zdrada zaowocowała ciążą nie odszedł od żony i nie ożenił się z matką dziecka - że jako ojciec zachowuje się przyzwoicie tzn. utrzymuje z nim konim kontakt (gdyby opłacał wyłącznie alimenty uznałabym to za draństwo).
Kontaktuje się z nim o ile to możliwe - zabiera na weekendy, wakacje, telefonuje w tygodniu co słychać, prowadzi rozmowy o jego problemach i o życiu w ogóle - jednym słowem stara się być obecny w jego życiu.
Nie wiem jakby to miało wyglądać w przypadku księdza....
Jest to omówienie książki pt."Raport o stanie wiary w Polsce".
M.in. czytamy tam: "Nie brak wreszcie arcybolesnej sprawy wypaczeń seksualnych i ich pełnych roztropności rozwiązań - choćby to, że w przypadku konfliktu ojcowskiego kapłaństwa niech raczej ucierpi Kościół aniżeli pozostawione bez ojca dziecko."
Nikt nie wymaga od żonatego, żeby porzucił swoją żonę (nawet gdyby była bezdzietna) i poszedł do kobiety z którą spodziewa się dziecka. Również nie każdy kawaler żeni się z powodu zajścia w ciążę swojej dziewczyny i przyznajmy, że często jest to lepsze rozwiązanie, niż ślub na siłę i wkrótce rozwód. Czasami po prostu lepiej (również dla dziecka), żeby rodzice się nie pobierali. Dlaczego więc za najlepsze uważa się rozwiązanie, że zakonnik ma odejść z kapłaństwa? Czy śluby zakonne znaczą mniej niż ślub wobec żony, której nie należy porzucać, chociażby była niepłodna?
Każdy preparat farmakologiczny ma długą listę skutków ubocznych. Zwykla etopiryna (tabletka "goździkowej" od bólu głowy)
".....krwawienia z przewodu pokarmowego, uszkodzenie śluzówki żołądka, uczynnienie choroby wrzodowej, perforacje; zwiększenie aktywności aminotransferaz, fosfatazy alkalicznej i stężenia bilirubiny we krwi, ogniskowa martwica komórek wątroby, tkliwość i powiększenie wątroby szumy uszne (pierwszy objaw zatrucia salicylanami), zaburzenia słuchu, zawroty głowy; białkomocz, obecność leukocytów i erytrocytów w moczu, nerfoparia z martwicą brodawek nerkowych, śródmiąższowe zapalenie nerek; niewydolność serca; nadciśnienie; małopłytkowość, niedokrwistość hemolityczna u pacjentów z niedoborem dehydrogenazy glukozo-6 fosforanowej, leukopenia, niedokrwistość wskutek mikrokrwawień z przewodu pokarmowego, agranulocytoza, eozynopenia, zwiększone ryzyko krwawień, wydłużenie czasu krwawienia, wydłużenie czasu protrombinowego; reakcje nadwrażliwości (wysypka, pokrzywka, obrzęk naczynioruchowy, skurcz oskrzeli, wstrząs). Owrzodzenie żołądka występuje u 15% chorych przewlekle stosujących kwas acetylosalicylowy."
Więc mówienie o szkodliwości antykoncepcji ma paść na podatny grunt ignorancji ludzi co do działania środków farmakologicznych. A nuź się ktoś przestraszy...
Czegoś tu nie rozumiem - czyżby argumenty jakimi posługuje się Kościół Katolicki nie były wystarczającymi by ludzie ich nie stosowali? Trzeba je wzmocnić koniecznie argumentem o szkodliwości zdrowotnej?
Problemem dzisiejszych czasów, a raczej jednym z wielu, jest brak odpowiedzialności i czegoś, co się nazywa po angielsku 'commitemt' (oddania na stałe, zaangażowania na dobre i złe, ...).
Np słyszałem wczoraj rozmowę studentów na przystanku: czy ona ma teraz(!) jakiegoś chłopaka. Czyli chodzenie nie jest po to, żeby się w przyszłości pobrać. Nie jest żadnym zobowiązaniem. Ot mam kogoś na teraz, bo tak mi wygodniej. A jak będzie niewygodnie, to się rozstaniemy. Podobnie jest z małżeństwem. Dla wielu, szczególnie dla kobiet, jest to tylko pewna dogodna forma bycia z drugim człowiekiem. A jak coś nie tak, to ... Podobnie jest z rodzicielstwem.
Niestety, takie podejście występuje też czasem wśród kapłanów - w końcu są częścią społeczeństwa.
Dokladnie jest tak jak piszesz.
To syndrom naszych czasów.
Zastanawiam się czy jest coś takiego jak nieważność ślubów zakonnych ze względu na niedojrzałość psychiczną do życia zakonnego (analogicznie jak jest nieważność przysięgi małżeńskiej).
Ten człowiek wyraźniemówi o swojej niedojrzalej, niewłaściwej (ja nazwałabym ją wręcz "patologicznie niedojrzałą") motywacji złożenia ślubów zakonnych (ucieczka od odpowiedzialności, od prawdziwego życia, niedojrzałość do ludzkiej miłości itp ).
Czy śluby złozone przez tak niedojrzałego człowieka są ważne??? (biskup Gocławski wyraża w zalinkowanej rozmowie nadzieję, że zostanie on zwolniony ze ślubów zakonnych oraz przeniesiony do stanu świeckiego).
Jeżeli śluby mogłyby być nieważne, a więc święcenia kapłański również, to jakie są konsekwencje? Wg mnie niewyobrażalne. Bo to oznaczałoby, że dana osoba nigdy nie była kapłanem, że nie było ważnej mszy świętej, że wierni nie przystępowali do prawdziwej komunii, itd. Czy jakiś kapłan mógłby to wyjaśnić?
Sakramentu kapłaństwa nie można "cofnąć" kapłanem się jest zawsze, nawet gdy papież przeniesie takiego człowieka do stanu świeckiego. Msze odprawiane przez takiego człowieka są jak nabardziej ważne ale niegodziwie odprawiane.
Ze ślubami zakonnymi sprawa jest inna - nie są sakramentem. Można zostać z nich zwolnionym (z wieczystych zwalnia wyłącznie papież).
Ale to inna kwestia niż przeze mnie poruszona. Chodzi mi o ważność ślubów (i ewentualne orzeczenie ich nieważności).
Masz rację - dobrze by było, że by osoba kompetentna wyjaśniła szerzej tą kwestię.
Nie jestem prawnikiem tylko psychologiem, ale kilka uwag. Po pierwsze sluby sklada zakonnik (jego wola, jego akt). Moze wiec je zlozyc niewaznie jesli jego intencja nie jest dostatecznie dojrzala. Prosciej pewnie jest zwolnic ze slubow niz przeprowadzac proces uznania ich za niewazne. sluby nie sa sakramentem. Szafarzem swiecen jest biskup (jego wola jest wazna i on dziala). Jesli ksiadz wyswiecany byl niedojrzaly, nieswiadomy podejmowanych obowiazkow itp. to moznaby mowic co najwyzej o swieceniach niegodnie przyjetych. Waznosc zalezy jednak od szafarza, czyli biskupa. Inaczej jest z malzenstwem, bo tutaj kaplan jest tylko swiadkiem urzedowym, a sakramentu udzielaja sobie nawzajem malzonkowie! Tak wiec, aby to zrobic waznie musza miec intencje zgodna z intencja (nauka) Kosciola w tym wzgledzie.
Nie jestem prawnikiem tylko psychologiem, ale kilka uwag. Po pierwsze sluby sklada zakonnik (jego wola, jego akt). Moze wiec je zlozyc niewaznie jesli jego intencja nie jest dostatecznie dojrzala. Prosciej pewnie jest zwolnic ze slubow niz przeprowadzac proces uznania ich za niewazne. sluby nie sa sakramentem. Szafarzem swiecen jest biskup (jego wola jest wazna i on dziala). Jesli ksiadz wyswiecany byl niedojrzaly, nieswiadomy podejmowanych obowiazkow itp. to moznaby mowic co najwyzej o swieceniach niegodnie przyjetych. Waznosc zalezy jednak od szafarza, czyli biskupa. Inaczej jest z malzenstwem, bo tutaj kaplan jest tylko swiadkiem urzedowym, a sakramentu udzielaja sobie nawzajem malzonkowie! Tak wiec, aby to zrobic waznie musza miec intencje zgodna z intencja (nauka) Kosciola w tym wzgledzie.
Do tez ex Jeżeli ważność święceń miałaby zależeć od biskupa, to znaczyłoby że mógłby ważnie wyświęcić kogoś na siłę, pod przymusem. Specjalnie podaję taki drastyczny przypadek, ale jest przecież wiele sytuacji pośrednich. Więc ważność nie zależy chyba jednak tylko od biskupa. Zresztą kiedyś na tym portalu jeden ksiądz podawał nazwę jakiś przepisów kościelnych, wydanych przez papieża, o nieważności święceń. Mam nadzieję, że nie ma tylu nieważnych święceń co małżeństw. Zresztą z nieważnością małżeństwa to też podejrzana sprawa, bo sam papież upominał, że uznaje się nieważność z błahych, niewystarczających, powodów. Czyli nieważnie oświadcza się nieważność;-).
Szymonie, wedlug mnie jest mozliwe wyswiecenie kogos wbrew jego woli. Przyklad? Wyobrazmy sobie agenta SB w seminarium w czasach PRL. Obawiam sie, ze nawet wbrew jego niewierze moznaby go wyswiecic waznie. Gorzej gdyby biskup stracil wiare i swiecil wbrew swojej woli. Teoretycznie wszystko jest mozliwe. Co do blahosci spraw w sprawach dotyczacych waznosci malzenstwa, to uwierz mi, ze bieda ludzka nie ma granic. Trudno pewne sprawy ocenic z zewnatrz.Jak pisal wieszcz: "Sad moj procz Boga nie dany nikomu, jesli mnie sadzic chcesz, we mnie byc musisz, nie ze mna."
sprawdziłam w Kodeksie Prawa kanonicznego - święcenia kapłańskie mogą być nieważne i można orzec ich nieważność. W przeszkodach, których zaistnienie skutkuje nieważnością święceń nie znalazłam niedojrzałości psychicznej (jest to przeszkoda w wypadku małżeństwa).
Tak, szczególnie brak odpowiedzialności dotyczy młodych ludzi, małżeństw, w ogóle ich podejścia do miłości, rodzicielstwa... W ostatnich czasach znacząco wzrosła liczba rozwodów (niestety), a najbardziej cierpią na tym dzieci - jeśli są. Świat się zmienia, więc w sumie nie ma się co dziwić, że któryś tam kapłan jest nieodpowiedzialny...
PANIE Franciszku, jest to bardzo sarkastyczny artykuł. Co jest w Panu, ze takie Pan głosi słowo? Czy ta choroba nazywa sie zamalo krzyża ? CZY tez sie Pan czegos boi, moze siebie samego? SKAD Pan wie z cała pewnością, ze były zakonnik nie dostanie ślubu kościelnego w przyszlosci? CZY to by było pana marzeniem, ukarać go do końca zycia? TAKIE POTRZEBY wynikają z braku umiejętności budowania właściwych struktur obrony siebie, niewłaściwych kontaktów z ludzmi, braku wywazonej intymności. Trzeba wiecej pokory.
JACUSIU ( patrząc na zdjęcie ) a co to jest PRAWDA ? I czyja jest ta Prawda? Prosze, nie odpowiadaj zanim dobrze nie przemyslisz. I prosze posłuchaj biskupa Goclawskiego, bo pewnie on sie trochę lepiej orientuje w tych sprawach niz pan Franciszek. A potem jesli Ci na prawdzie zależy, pomedytuj nad tym zdaniem biskupa: "człowiek jest Tajemnica..."
JACUSIU ( patrząc na zdjęcie ) a co to jest PRAWDA ? I czyja jest ta Prawda? Prosze, nie odpowiadaj zanim dobrze nie przemyslisz. I prosze posłuchaj biskupa Goclawskiego, bo pewnie on sie trochę lepiej orientuje w tych sprawach niz pan Franciszek. A potem jesli Ci na prawdzie zależy, pomedytuj nad tym zdaniem biskupa: "człowiek jest Tajemnica..."
"Co to jest prawda". Już dwa tysiące lat temu takie samo pytanie zadał niejaki Poncjusz Piłat jednemu takiemu Jezusowi, który twierdził, że się na to narodził i na to przyszedł na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Nie czyjejś prawdzie, nie jakiejś prawdzie, ale po prostu prawdzie. Prawda jest jedna, konkretna, nie ma kilku prawd, nie ma prawdy czyjejś.
"Znany? Ja go nie znałem" - i w tym momencie Pana wywód powinien się zakończyć, bo niby na jakiej podstawie Pan go opiera? Własnych domysłów? To chyba jednak trochę zbyt mało by wydawać opinię o czyimś życiu.
Łatwo jest osadzać, nie mając tak naprawdę pojęcia jak wygląda życie zakonne czy kapłańskie od środka. Jeśli ktoś spędził w zakonie lub w seminarium choćby rok to ma pojęcie jaki to jest "wir". Jakich się doświadcza lęków, napięć, jak smakuje samotność. Z tamtej strony wszystko wygląda inaczej, uczucia są bardziej spotęgowane, zarówno te pozytywne jak i negatywne. Żyje się tak naprawdę na "ostrzu noża", choć się tego nie okazuje. Chwała tym którzy zostają i pomimo tych wszystkich trudności pozostają autentycznymi świadkami Jezusa. Biada natomiast błaznom w sutannach i habitach. Bezrefleksyjnym, bezuczciowym, antyintelektualnym stworzeniom przekonanym o własnej świętości, klepiącym bezmyślnie pacierze i głoszacym drętwe kazania którymi wyludniają kościoły. To oni powinni odejść. Zrobić to dla własnego dobra i dobra Kościoła, ale tego nigdy nie zrobią bo nie mają "jaj". Okaleczeńców z Wietnamu, koreii i Afganistanu mogą osadzać tylko ich towarzysze broni. Reszta nie wie o czym mówi. Amen
Baracuda nie przesadzaj. W sumie wygodne zycie bez wiekszych zmartwien, trosk. Jest wspolnota, ktora wspiera; przelozeni, ktorzy nieba chca uchylic. Sa tez, oczywiscie, pokusy, jak w kazdym zyciu. Ostatecznie chodzi jednak o autentyzm zycia wiara. Mozna sie okopac w kalpanskim, cyz zakonnym, "grajdolku" i nigdy nie dojrzec do pelni dojrzalego czlowieczenstwa (nie mowiac o chrzescijanstwie) - to twoj przyklad, mozna tez dawac piekne swiadectwo zycia Bogiem, ktory jest prawda, droga i zyciem. PS. Piszesz jakbys przeszedl co najmniej kilkuletnie szkolenie w jednostce Grom. Lepiej tu skoncze, bo mam ochote na zlosliwosc.
Panie Franciszku dobrze ze ma Pan odwage madrze pisac uwazam to za Madrosc Boza Jezus tez byl odwazny i mowil bezkompromisowo, grzech zawsze nalezy nazywac grzechem, czysta prawda. Chwala Bogu
Piękna "dyskusja" ćwierćinteligentów w stylu "moja jest racja i tylko moja, bo nawet jeśli jest twoja, to moja racja jest mojsza niż twojsza, bo to moja racja jest racja najmojsza!" Żal.
W przypadku Ojca (byłego ojca) Krzysztofowicza jest jescze jeden wątek:
cytuję za TP.
Jego znajomi są przekonani, że to nie kobieta jest sednem sprawy, lecz ewolucja światopoglądowa, która rozpoczęła się w nim od momentu fascynacji psychologią.
– Warto podkreślić, że szczególną formą psychologii – mówi Kazimierz. – On się specjalizował w ustawieniach rodzinnych Hellingera i hipnozie ericksonowskiej. To są metody, które wielu profesjonalnych psychologów uważa za szamanizm. Bert Hellinger sam był zakonnikiem, i opuścił swoją wspólnotę po 25 latach. Doprowadziły go do tego koncepcje, które wymyślił. Stał się osobą świecką, związał się z kobietą – zresztą też zakonnicą. Mówiliśmy Jackowi, że to szamanizm, żeby uważał. Niemieckie Towarzystwo Psychologiczne zwalcza metodę Hellingera, uważa, że opiera się na psychomanipulacji i grozi trudnymi do przewidzenia konsekwencjami. Jacek odpowiadał, że nie widzi problemu. Metoda jest skuteczna psychoterapeutycznie i tylko to go interesuje.
O. Giżyński (dominikanin - dobrze znał Krzysztofowicza) mówi o "psychologizacji życia duchowego" i to podaje jako przyczynę tego co stało się z o. Krzysztofowiczem.
Rzeczywiście dzieje się tak, że wielu ludziom wydaje się, że psychologia jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania natury moralnej i egzystencjalnej.
Psychologia staje się wyrocznią a psychoterepeuci aspirują do miana "przewodników duchowych".
I tu zaczyna się katastrofa...
Jeszcze zanim o. Krzysztofowicz wystąpił z zakonu zwracano uwagę, że za bardzo psychologizuje w swoich kazaniach (większości ludzi się to podobało - to ich podciągało).
Próbuję to zrozumieć, co powiedział ex-ojciec. Jacek K.
„Wierzę w Boga, który stoi po stronie życia i miłości". - A więc wierzy w Boga jako rzec znika życia i miłości.
"Zwyczajnego życia i zwyczajnej miłości". - Być może to co robił, odgrodzony od ludzi habitem jak pisał, nie było zwyczajnym życiem ani zwyczajną miłością. Może było niezadowalające, może nieautentyczne.
"I mam takie głębokie poczucie, że się w końcu odważyłem, by żyć i kochać." - To ważne wyznanie - odszedł dla miłości, nie z racji doktrynalnych, finansowych, czy innych. Jego sprawa. Gdybym był z kręgu jego przyjaciół, jego żarliwych słuchaczy, zapytałbym go: czy to ta pustka, o której pisze, że ją odczuwał wobec Boga, sprawiła, że nie mógł być kochającym kapłanem? Oraz - czy ma przekonanie, że dotknie go ona w zwiazku z wybraną osobą?
"Że nareszcie dojrzałem do miłości”. - Cenię sobie dojrzałość, a także dojrzewanie do miłości. Lepiej późno niż wcale. I chyba dobrze, że odszedł z tego stanu. Duchowego, nie tylko duchownego. Bo nie do pozazdroszczenia byłoby życie w takim napięciu, w nieautentyczności wobec ludzi i siebie. No i tej pustki o nawie Bóg. Czy można Go wtedy głosić?
--> Ojciec J.K. nie był mi znany. Ale z pewnością był ważny dla wielu osób. Czy nikt ze współbraci/ojców nie mógł mu wcześniej pomóc, słuchając jego kazań, nauk itd.? --> Wiele osób przychodziło "na Krzysztofowicza". Teraz pewnie oni cierpią szczególnie. Pewnie był wielu osobom pomocny, ale chyba atrakcyjny głównie przez to, że głosił siebie, tj. swój punkt widzenia, swoją wrażliwość, tożsamość,swoje odkrycia i wątpliwości. Być może jednak ze stratą dla sedna kapłaństwa.
To wszystko mogę zrozumieć jako człowiek mający swoje problemy z wiarą. Jednak wywieszanie elektronicznego "ogłoszenia o stanie ducha" razi mój gust. Trzeba było zaprosić swoich słuchaczy i powiedzieć twarzą w twarz: "poszukiwałem, nie oszukiwałem, błądziłem, przepraszam Wszystkich zawiedzionych. Co o tym myślicie?" Może ktoś miałby coś ważnego do powiedzenia na nową drogę życia? Jemu i jego wybrance. No bo nie wszyscy zainteresowani teraz zechcą zabrać głos.
w tym przypadku celibat - to po prostu ślub CZYSTOŚCI , jakże dla niektórych trudny do realizacji i do zrozumienia. Na tym polega całe piękno życia zakonnego- żyć w czystości. Jeśli się go łamie to jest też grzech przeciwko cnocie religijności ( tak jak np. kielich przeznaczony do Mszy nie może być przeznaczony do innych funkcji) a nie tylko złamanie 6. przykazania. Osoba konsekrowana - czyt. poświęcona Bogu-w tych ślubach, jakby ofiara całopalna- oddaje się Bogu we wszystkim. Tak jest od 2000 lat. i nic i nikt tego nie zmieni. I mnie to raduje. amen. Kto chce, niechaj słucha.
Były ojcze, to się nazywa zdrada, dwudziestopięcioletnia rocznica oszustwa,biedna ta kobieta, zaufać takiemu człowiekowi !Były ojcze, niech Ci Bóg wybaczy.
Do "poznanianki". Zgadzam się, że wierni mają prawo wiedzieć... Zresztą bez tej wiedzy mogą sobie niepotrzebnie dorabiać różne "przypuszczenia". Problem jest inny. Chodzi o to, aby do swoich grzesznych decyzji nie dorabiać teologicznego usprawiedliwienia. Pobłądziłem, odchodzę, kropka. Umieć się przyznać do grzechu, a nie mówić, że moje grzeszne postępowanie Pan Bóg i tak usprawiedliwi. Bo to otwiera innym furtkę, przepraszam, szeroką bramę... Zwłaszcza tym, dla których wcześniej był autorytetem, a może dalej wydaje się być.
Apeluję - nie tyle o dyskusję, ile o modlitwę, o szczerą i gorącą modlitwę. Demony wiedzą z Kim mają do czynienia (Mk 5,7). Powołani, wybrani, a tym bardziej konsekrowani są szczególnie wystawni na działanie Złego, który wścieka się, że przegrywa z Jezusem, Synem Boga Najwyższego. Każdy kapłan jest umiłowany przez Mistrza, stąd tyle ciosów, pokus, lęku..., upadków i grzechów, ale i umizgów ze strony "złych mediów". Módlmy się: "(...) nie dozwól, byśmy ulegli pokusie". Módlmy się, byśmy słuchali i rozważali słowo Boże - "siadali u stóp Jezusa" (orędzie na W.Post). Niech ci, którzy "odeszli" czynią to, co uzdrowiony z Gerazy/Gergezy: "Odszedł i zaczął rozpowiadać... o tym, co Jezus dla niego uczynił, a wszyscy się dziwili" (5,20). Jezu, pomagaj Braciom i Siostrom, którzy ulegli, zgrzeszyli. Proszę - uwalniaj, uzdrawiaj, wyrzucaj demony, nazywaj ich "po imieniu"...: "Duchu nieczysty, wyjdź z tego człowieka" (5,8). Amen, amen...!
Nie znam Pana, ale jego tekst mnie głęboko poruszył, gdyż w przeciwieństwie do Pana nie znam owego ojca inaczej, jak tylko z czasu gdy był Dominikaninem i takim go zapamiętam, bez względu na to co robi teraz. Uważam, że taki internetowy "lincz" na tego człowieka jest niesprawiedliwy. Owszem, jest to wielka strata dla Kościoła, gdy duchowny przestaje pełnić powierzone mu funkcje, ale przypadki owe są potwierdzeniem, że ich posługa jest czymś wielce trudnym, nawet - nadprzyrodzonym, w przeciwieństwie do związków naturalnie w małżeństwa się dobierających. I nawet jeśli jest periodyczna - zasługuje na wdzięczność, albo przynajmniej medialne milczenie. Reguła - nie gryzie się ręki ,która cię karmi rozciąga się jak dla mnie na- broni się dawcę, który cię żywił w przeszłości.
Wystarczy ,żeby powiedział przepraszam kochani nie potrafię sobie poradzić...odchodzę.Módlcie się za mnie...
Nie znam ks.Krzysztofowicza .Jego zachowanie to znak dla wielu ludzi,że jeśli się zakochamy ...to wszystko można....Jeśli zakocham się jako mężatka to mogę powiedzieć,że po 20 latach małżeństwa.....dojrzałam do miłości..i mogę wybrać tego,którego naprawdę kocham ...a Bóg będzie po mojej stronie??????????????
Bardzo dobry komentarz. Niestety o skrajnej niedojrzałości świadczą słowa o. Jacka. W wieku 44 lat dopiero jest w stanie dokonać wyboru! Czy aby na pewno, czy ten wybór już na stałe? No i jeszcze brak wstydu w obliczu grzechu... Wszystko to raczej nie dobrze wygląda i rokuje na przyszłość dla niego i jego nowej miłości.
Chwali się??? Przecież to nie on pisze te artykuły w gazetach i portalach. A że nagrał wyjaśnienie swojej decyzji uważam za bardzo w porządku - ja chodziłam na te msze - on wielu ludzi prowadził do Boga, swoim spokojnym głosem nadawał tym Mszom szczególną atmosferę, bardzo intensywnie modlitewną. Cieszę się że potraktował ludzi poważnie i coś do nich powiedział a nie chyłkiem po cichu... Ale szkoda... Bardzo szkoda. Głupio mi czytać jak w taki prymitywny sposób komentuje Pan działania, myśli i słowa osoby bardzo mądrej i dobrej - nawet jesli się Pan z tym nie zgada to nie zawsze trzeba jadaczkę rozwierać czasami lepiej zmilczeć albo się wypowiedzieć z szacunkiem. Prymitywizm na prawicy jest taki częsty - myślicie wszyscy że jesteście mieczem Boga Wszechmogącego i rąbiecie na prawo i lewo grzeszników czy co? Ludzie!
Czytam i nie dowierzam -osądy...okropne.Chrześcijanie opamiętajcie sie . serce ludzkie zna jedynie Bog. ojciec Jacek dla mnie osobiście jest był zawsze wrażliwym uduchowionym znającym poszukujacym Boga w człowieku kaplanem.Ubolewam ,ze nie bede mogła słuchac Go ale ,chwalic Boga słucham nadal nagranych Kazań.Modle sie by był Szczesliwy pełen pokoju i Miłości i modle sie by móc chodz raz spotkac sie z Nim dziękuje ojcze Jacku za wszystko -Dziewczyna z Gdanska
Nie wszyscy tak mają, że mogą być zwolnieni od ślubów i ...kapłaństwa (chociaż do końca życia ma władzę w razie czyjejś ostatniej godziny, rozgrzeszyć, bo kapłaństwo to niezatarte znamię, jak chrzest). W małżeństwie to niemożliwe, by się zwolnić, chyba że udowodni się nieważność od początku. W przypadku o. J., to przychodzi mi do głowy AmberGold i to pseudonim "ojciec Jacek..?
Redaktor Kucharczak nie jest prymitywy, tylko dosadny. I atakuje nie tyle zakonnika, co pewną postawę łatwego i złudnego usprawiedliwiania niewierności. No i czyż dla wiernych jego słowa z ambony nie wydadzą się teraz pustosłowiem? Czy nie jest to zgorszenie maluczkich, przed którym tak srogo ostrzega Ewangelia?
Jeśli jego postępowanie jest wzorem dla Ciebie to współczuję Twoim bliskim którzy muszą tylko czekać kiedy ich zdradzisz - złamiesz przysięgi. Sama nie czujesz się oszukana że ten który " swoim spokojnym głosem nadawał tym Mszom szczególną atmosferę, bardzo intensywnie modlitewną " noce pewnie spędzał z kochanką ?
Bardzo to smutne. Nie wiem, czy ojciec zdaje sobie sprawę, jak to uderzy w najbliższych, jak będą dokuczać rodzicom, jaki koszmar przeżyją. Wiem, co mówię. Mam znajomą, która od wielu lat boryka się z depresją z powodu takiego właśnie postępku jej syna. Decyzja ta uderzy w młodzież, która ufała ojcu i podkopie fundamenty jej wiary, bo to kapłani oprócz rodziców są jej nośnikami... Będę się za niego modliła.
Jedna ważna uwaga: śluby wieczyste to nie sakrament, może z nich zwolnić Stolica Apostolska, a wówczas nawet prezbiter (oczywiście przeniesiony też do stanu świeckiego) może zawrzeć sakramentalny związek małżeński i nie żyć w grzechu. Oczywiście jeśli stanu wolnego jest też kobieta, z którą się związał. Nie wiem, jak jest w przypadku o. Jacka, ale grzmienie od razu, że odchodzi grzeszyć, jest co najmniej wyciąganiem zbyt daleko idących wniosków, jeśli nie fałszywym oskarżeniem. Co nie zmienia postaci rzeczy, że cała historia jest bolesnym doświadczeniem dla Kościoła, a zwłaszcza dla tych, dla których o. Jacek był autorytetem i duchowym przewodnikiem.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji,
w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu.
Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11.
Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w
Polityce prywatności.
Franciszek KucharczakDODANE 15.01.2013AKTUALIZACJA 06.07.2019
znanego w Krakowie ks.Kuca- Kolibera? Wspaniały kapłan który pomogał dzieciom, młodzieży zagubionej. Dostawał medele i odznaczenia od władz. Napisał kilka wspaniałych książek. Niestety "miłośc" zwyciężyła nad Miłośćią Jezusa.Odszedł od kapłaństwa chwaląc się tym w gazetach ( nie było wtedy internetu)Zapomniał jak śpiewał" Wystarczyła ci sutanna uboga i wystarczył ci ślub". co się teraz się z Nim dzieje? Jak Jego zdrowie fizyczne i psychiczne? Może ktoś wie o Nim?
Jeżeli naprawdę już nie chciał tak żyć - miał ze sobą skończyć? Uciec bez słowa wyjaśnienia?
Miał trwać w tym zakłamaniu?
"niech ci, co zdecydowali się żyć w upadku, nie podsuwają nam gotowców z osądem samych siebie! Niech nie piszą łzawych elaboratów o tym, jak to teraz dojrzeli do miłości"
"skoro chcesz leżeć, to nie gadaj, że fruwasz"
Zapierając się dał publiczne zgorszenia - nie zgorszy to ludzi wierzących ale tych już chybotliwych a przeciwników "uzbroił w argument" - tylko nie wiem jaki i czy jakikolwiek argument.YDRZM
"Decyzja decyzją, ale motyw odejścia podał okrutnie fałszywy i krzywdzący innych, bo istnieje teraz podejrzenie, że wszyscy, którzy siedzą w zakonach są niedojrzali do "zwyczajnej ludzkiej miłości".
słuchałam parę razy jego wypowiedzi. nie usłyszałam nic co by dało powody do takich przypuszczeń - to ludzie sobie tak to interpretują.
Nie wiem jaki jest powód - ale myślę, że sami sobie noszą takie podejrzenia i słyszą to co chcą słyszeć - to co by te podejrzenia potwierdzało
"nie wiedziałem co to jest rodzina,tj. Nawet
przy wyborze papieru toaletowego trzeba się liczyć że zdaniem innych.Jedna osoba chce niebieski,druga biały a trzecia w kwiatki."
znam też kapłanów którzy wrócili do kapłaństwa po czasie gdy żyli z kobietą i mówią że to była
najgłupsza decyzja w ich życiu.Obecnie starają się nadrobić stracony czas.Nie dobrze że zrozumieli swój błąd może będzie tak i w przypadku tego kapłana.
Kiedyś poznałem pewnego księdza. Mieszkał w akademiku, co prawda męskim i żył świeckim życiem. Twierdził, że kobiety go nie ruszają, więc on nie musi może tak żyć.
Po jakiś dwu latach spotkałem go w fazie porzucania kapłaństwa z powodu "miłości". Sprawiał żałosne wrażenie, wyraźnie szukał wsparcia i usprawiedliwienia. Ale przynajmniej nie pisał tego typu listów pożegnalnych.
Poza tym w wielu miejscach wypowiedź jest niespójna.
Szkoda wartościowego człowieka.
Jedynie modlitwa za niego, ale przede wszystkim za tych, dla których był ważny jako duszpasterz może choć trochę być odpowiedzią na zło "pożegnania".
Poza tym w wielu miejscach wypowiedź jest niespójna.
Szkoda wartościowego człowieka.
Jedynie modlitwa za niego, ale przede wszystkim za tych, dla których był ważny jako duszpasterz może choć trochę być odpowiedzią na zło "pożegnania".
świetny, odważny komentarz. Bez tej lękliwości nieprawdziwie i świętokradczo zwanej miłością bliźniego.
Kosma, nie zmyslaj z tym twoim znaniem tego zakonnika i obracaniem sie w towarzystwie jego znajomych. Ty powiedz prawde, ze teraz, jak wszyscy z nas, dowiedziales sie o jego istnieniu, a ze lubisz wciskac kit, tos sie z nim we wciskanie nam kitu zjednoczyl. Do tego sie przyznaj, a bede cie mial za faceta z kobialka i jajmi.
na portalach pełno opłaconych klepaczy szkolonych przez GW albo innych propagandystów. Na zawołanie będzie pisać posty gdańszczanka albo poznanianka, chłop z mazur albo były ksiądz, a faktycznie to jedna albo dwie osoby, które dostają pensje za swoje wpisy. 3 złote od zdania. Codziennie na posterunku.
Znam chociażby jego rekolekcje z 2004 roku Mężczyzną i Kobietą stworzył ich Bóg. Ale to też przecież może być kit wciskany przeze mnie. Bo przecież nie mam nic innego do roboty niż wciskać Wam kit.
A to za kogo mnie uważasz, akurat mam w dalekim tyle. Ale serdecznie pozdrawiam, niech Pan otworzy Twe serce i oczy.
Bóg będzie sądził tego zakonnika, ale to tez jest lekcja dla nas, żebyśmy nie lepili sobie "bożka" na potrzeby chwili, takiego jakiego akurat potrzebujemy.
uważam, że wierni mieli prawo dowiedzieć się
z ust swojego dotychczasowego duszpasterza,
że odchodzi z Zakonu i jaka jest
tego przyczyna. Tym bardziej, iż ma to miejsce po 25 latach działalności.
Czy Pan wolałby, żeby o. Jacek prowadził podwójne życie lub nagle przepadł bez wieści (najlepiej gdyby wyjechał z Polski).
PRAWDA JEST BOLESNA, ale trzeba się z nią zmierzyć.
<Krzyż to takie szczęście
że wszystko inaczej> ks. Jan Twardowski
W przeciwnym razie takie pożegnanie byłaby zupełnie nie na miejscu.
Anna napisała:
"No i czego się dowiedzieliśmy? Że życie w zakonie i kapłaństwie nie ma sensu (tak w ogólności) i po odkryciu tej "prawdy" ojciec Jacek zrezygnował. Że życie w zakonie jest z definicji złe i nie tego Pan Bóg od nas oczekuje"
Nic takiego nie powiedział.
Mówił wyłącznie o sobie a nie "w ogólności".
http://www.youtube.com/watch?v=wFw__NQX2jE
Proponuję, niech ta scena stanie się pryzmatem. Spróbujcie go użyć a potem osądzać. Jesteście bez grzechu? Jeśli tak, to przypomnę, że tym Kimś jest Jezus i rozmawia z kobietą, która miała 5 mężów a ten z kim obecnie żyje nie jest jej mężem. Teraz już można pogonić i Jego i ją. No do roboty!
Karmelito, nikt nie jest bez grzechu. Czym innym jednak jest grzeszyć, czym innym jest grzech usprawiedliwiać i starać się wmawiać ludziom, że ten grzech jest w istocie czynieniem dobra. Nie, grzech nigdy nie jest dobrem, właściwą postawą dla chrześcijanina jest żal za grzechy, a nie pisanie uzasadnień dla swoich grzechów.
Kilku z komentujących felieton, oskarża niesłusznie autora i innych komentujących, że: "pastwimy się" nad p. Jackiem, byłym dominikaninem.
Podłość takiego stwierdzenia polega na tym, że ani autor, ani inni komentujący nie "pastwią się" nad tym człowiekiem, tylko zwracają uwagę na fakt, że swój upadek p. Jacek tłumaczy i oczekuje gestów zrozumienia. Ale zrozumienia nie dlatego, że upadł - bo to doskonale rozumiemy, przeżywając upadki każdego dnia - ale tego, że on z tego upadku nie chce się podnieść i próbuje robić z tego cnotę.
Wszyscy jesteśmy obdarzeni ogromnym darem - wolnością. Bardzo często ją źle rozumiemy, ale to nasze złe rozumienie, nie ma prawa doprowadzać innych do zguby, tymczasem p. Jacek właśnie tego chce! Na to nie może być zgody! P. Jacek chce żyć w grzechu - no to niech żyje, tak wybrał, jednak nie dajmy się uwieść szatańskim podszeptom, że to jest coś dobrego. Bo tak na logikę rzecz biorąc... sam fakt chęci trwania w grzechu czyni z niego narzędzie szatana, głos piekła, który sączy jad nienawiści do Boga i Kościoła.
I przykre jest to, że kilku komentujących słucha nabożnie tego głosu.
Nieznacie go, nie wiecie jakim jest człowiekiem, jakie motywy i powody nim kierowały, nie słuchaliście jego kazań, nic o nim praktycznie nie wiecie, ale zarzuty stawiacie takie, że w zakładzie karnym dla zwyrodniałych przestepców, z takim "dosier" miałby kłopoty z przyjęciem.
Stawiacie mu zarzut, że sie drogą internetową pożegnał z wiernymi. A co miał nic nie mówić, że po 25 latach odchodzi, kiedy tysiące ludzi go zna i wie, w odróżnieniu od was, kim był, co robił i jak robił. Gdyby powiedział to z ambony też mielibyście pretensje, że rozgłasza ? Kucharczak nawet zrobił z niego zdrajcę i zaprzańca oszukującego wszystkich przez ćwierć wieku.
A może przed osądzeniem, co i tak należy zostawić Bogu, trzeba było postarać się dotrzeć do źródeł, a nie poprzestawać na lekturze skrótu, który ktoś opublikował. Przecież nawet nie mamy pewności, że odszedł do jakiejś kobiety. Z oświadczenia wynika, że w końcu odważył sie, by żyć i kochać. Że nareszcie dojrzał do miłości.
Nie mamy pewności, ale wy już wiecie, dlaczego sie zaparł Pana Boga, choć on sam twierdzi, zgoła co innego, że relacji z Bogiem nie zrywa.
Ja mu wierzę, więc jestem pewny, że Bóg na niego czeka. Ale redaktora zdaję sie interesuje news.
bez nadziei na odpowiedź, ale gdyby coś to:
aimjaniec@gmail.com
1. Czy wybierając drogę Kapłaństwa nie kierował się Ojciec miłością?
2. Ile lat przygotowywał się Ojciec do kapłaństwa a ile do podjęcia tej decyzji?
3. Co dla Ojca znaczy miłość?
Ps.: Słyszałem o mniej więcej takiej argumentacji męża, który opuścił rodzinę dla innej w obronie swojej decyzji: "teraz muszę być wierny drugi raz takiego świństwa nie popełnię"
Tak jakoś mi się skojarzyło...
Daleka jestem od lekkiego potraktowania tej sytuacji. Ale są rozwiązania które pozwolą mu nie żyć w grzechu (jemu i jego partnerce!) - może dostać zwolnienie ze ślubów oraz przeniesienie do stanu świeckiego (mówi o tym abp. Gocławski - mówi, że ma nadzieję że zakonnik o to poprosi - gdzieś tu podałam linka).
Tekst na szóstkę z plusem ;)
Albo: jeśli twoja ręka jest przyczyną twego grzechu odetnij ją; jeśli twoje oko ...
Wynikiem prawdziwego spotkania z Jezusem było nawrócenie, a nie brnięcie w jeszcze większe grzechy, bo Bóg przebaczy - to jest zatwardziałość i grzech przeciwko Duchowi Świętemu.
nazywając jego krok "wdepnięciem" wykazuje się pan swoją typową dla siebie arogancją i zacietrzewieniem dlatego nie dziwi mnie to.
człowiek z czasem zmienia poglądy, dojrzewa do różnych rzeczy, stwierdza że powinien żyć inaczej,bo jego dotychczasowe życie stało się pomyłką. bywa i tak.
życzę mu powodzenia w nowym życiu i gratuluję odwagi.
Pada pan ofiarą własnej manipulacji słownej. "Znany dominikanin" to nie jest określenie własne "znanego dominikanina", ale mediów, których jest pan pracownikiem. Dyskutuje pan z samym sobą, a nie o drugim człowieku.
Polecam przeczytać biografię o. Pio. Tam się dowiesz, jakie świństwa potrafili temu świętemu przygotować jego bracia z zakonu i przełożeni biskupi.
Po tej lekturze, gwarantuję, że więcej takiej głupoty nie napiszesz.
P.s. Oczywiście Ty głupoty będziesz nadal wypisywał, bo Twoje lenistwo nie pozwoli Ci sięgnąć po biografię o. Pio. Mogę się o to założyć.
nie rzucaj pereł przed wieprze. Tu większośc jest prawdziwymi katolikami
O. Jacek jest psychoterapeutą i stosował psychomanipulacje Berta Hellingera, znanego z antychrześcijańskich aspektów swoich terapii, zresztą też był przez 25 lat zakonnikiem..... Święty Michale Archaniele módl sie za nami!
Zanim Ojciec Jacek odszedł zdążył zrobić więcej dobrego dla Kościoła niż większość pozostających w nim księży, czyli biernych, miernych ale wiernych.
Smutne - chyba wciąż za mało modlitwy za kapłanów...
> Znany? Ja go nie znałem, moi znajomi też nie.
> Bo jak na razie, to przekazał nam, między ładnie brzmiącymi słowami,
> tylko taki komunikat, że do tej pory był rozpaczliwie niedojrzały. Że
> przez te lata nauczania w imieniu Kościoła, nie nauczał we własnym
> imieniu. Tak się to czyta.
Panie Redaktorze,
Jak widać to, że nie zna Pan człowieka, nie przeszkadza Panu w wyrażaniu bardzo ostrych ocen na jego temat. A szkoda – wystarczyło posłuchać przynajmniej kilku (nie liczę, że odsłucha Pan ponad 230) kazań byłego dominikanina. Są bez problemu dostępne w internecie. Na tej samej zresztą stronie gdzie umieszczono pożegnanie. Może wtedy przyszłaby Panu do głowy myśl, że zamieszczenie takiej mowy pożegnalnej w internecie, było po prostu naturalną konsekwencją umieszczania tam regularnie kazań i chęcią pożegnania się ze słuchaczami (to, że media to nagłośniły, było jak mniemam, kompletnie niezamierzone). Może dowiedziałby się Pan również, że przez lata posługi były ojciec nauczał we własnym imieniu. I podkreślał to na każdym niemal kroku.
Trzeba było postarać się dotrzeć do źródeł, a nie poprzestawać na lekturze skrótu, który jak się zdaje, zamieściła "Gazeta Wyborcza".
Pozdrawiam
P.S. Dla jasności, chodzi mi o rzetelność dziennikarską, a nie o obronę decyzji o odejściu z Zakonu.
Nie reprezentował nauki Koscioła Katolickiego?
tak, to się nazywa wierność ślubom
...Boga(...), którego nie trzeba się bać...
A słyszałaś może o bojaźni Bożej?...Ma ona właśnie związek z grzechami a dokładniej z niechęcią do ich popełniania za tą właśnie przyczyną.
rzadko zdarza mi się czytać tekst w którym pod każdym słowem mogłabym się podpisać i to jest jeden z tych rzadkich przypadków. Dziękuję za tak trafne,bez owijania w bawełnę, słowa.
Znam, słuchałam, ceniłam, kilka jego myśli z nauk przedmałżeńskich (10 lat temu) - wyjątkowo celnych - powtarzam w dyskusjach argumentując np potrzebę czystości przedmałżeńskiej. Od kilku lat od znajomych którzy regularnie do dominikanów chadzali słyszałam, że niedobrze się dzieje - jakieś new-age-owskie teksty padają z ust ojców (o. Jacka też), jakieś "róbta co chceta" "najważniejsze jest szczęście człowieka" itd itp
Sama mocno sparzyłam się podczas spowiedzi 2 lata temu (nie u o. Jacka u innego o.)- a do dominikanów zawsze w ciemno do spowiedzi szłam i zawsze była to też dobra duchowo rozmowa z porządnymi owocami. Wtedy w konfesjonale siedział pyszny psychoterapeuta, który mnie olał i wydrwił. Bogu dzięki wierzę i wiem, że w sakramentach to kapłan jest jedynie narzędziem...bez tej wiary pewnie bym się po tej spowiedzi wyrżnęła jak długa i nieźle zwątpiła w sens kościoła na długie lata. Odtąd chodzę do księży mojej parafii :).
Gorszy mnie to publiczne ogłaszanie ideologii dorabianej do własnej słabości. Gorszy mnie, że te tłumaczenia ojcowie wywiesili na swojej stronie www jak gdyby nigdy nic. Siła rażenia upadku kapłana jest porażająca - wiem, że ten ojciec dla wielu, dla tysięcy osób był przewodnikiem i lampą, wielu po jego słowach wracało/umacniało się/szło wytrwale. Co z nimi? Dostali kopniaka w kolana od tyłu. Kto ma mocne nogi ustoi, ale tu naprawdę potrzebna jest krucjata modlitwy, za o. Jacka i w ogóle za dominikanów.
A felieton pana Franciszka - no cóż, jak zwykle - nic dodać nic ująć. Najcelniejsze dla mnie jest zdanie "skoro chcesz leżeć to nie gadaj że fruwasz".
Dziękuję.
> Gorszy mnie, że te tłumaczenia ojcowie wywiesili na swojej stronie
> www jak gdyby nigdy nic
Jest to NIEPRAWDZIWA informacja. Ktoś coś napisał, media powieliły, a teraz wierni powtarzają (i niektórzy potępiają). Nie dziwi mnie, że dla świeckich mediów nie ma to większego znaczenia (nie robią zresztą z tego zarzutu), o tyle katolickie (np. Fronda) powinny to sprawdzić, bo w ich ustach pojawia się słowo zgorszenie, a jest to bardzo poważne oskarżenie. Powtarzam – jest to NIEPRAWDA.
Kazania i pożegnanie znajdują się na niezależnej stronie (własna domena), a pliki na niezależnym od ojców serwerze. Ojcowie dominikanie nie mają z tym nic wspólnego. Do poniedziałku podawali jedynie link do niej, który był umieszczony pod danymi kontaktowymi Jacka Krzysztofowicza. Z chwilą odejścia z Zakonu odnośnik został usunięty.
Miejmy nadzieję, że teraz się zainteresują.
w pełni podpisuje sie po tym wpisem. Redaktor Kucharczak jest przykładem dziennikarza, gdzie bardzo często słowa wyprzedzają myślenie. Jego "święte oburzenie" daleko wyprzedza mądrość Kościoła i Boże miłosierdzie. Nie popieram takiej postawy. Sądzę, że prawda podana w takim sosie własnym, nie zbliża ludzi do siebie, ani do Boga.
To co napisałeś o Bogu, Kościele i o miłości, to wszystko prawda. I jestem przekonany, że wie o tym również red. Kucharczak.
Problem w tym, że podłością jest wykorzystywanie tych przymiotów Boga i Kościoła do mętnego tłumaczenia się z upodobania w grzechu.
Z Twojego komentarza wynika, że i Ty do końca nie jesteś szczęśliwy z tego, że jesteś "też ex". Na szczęście Ty, mam nadzieję, swoim upadkiem nie chełpiłeś się.
nie jestem przekonany, czy redaktor Kucharczak o tym wie i to rozumie. Czytając jego artykuły mam wątpliwości. Nie mam ich za to w stosunku do ciebie, że twoje wpisy służą z reguły pyskuwie i awanturze na tym portalu. Ty zawsze szukasz wiejskiej remizy, gdzie zgiełk, wrzawa i mordobicie. Nie interesuje cię miłość płynąca z betlejemskiego żłobka. A jeżeli juz to nie jest ona najważniejsza w twoich wpisach.
Zestawienie obu spraw sugeruje, że można rozwiązać małżeństwo. A nie można. Poza tym wiele z orzeczeń o nieważności małżeństwa może sama być nieważna. Monitował w tej sprawie JPII.
Kiedyś ludzie pobierali się w wieku nastu lat i trwali w małżeństwie. Trwali też w powołaniu kapłańskim i zakonnym. Dzisiaj tak postępuje znaczna część ludzkości, np. jest to częsty zwyczaj w Indiach.
Jeśli u nas ludzie w wieku 25 a nawet 30 lat są niedojrzali, to kiedy dojrzali będą? Kiedy wezmą odpowiedzialność za swoje czyny? Dzisiaj tak, a jutro inaczej? Na emeryturze? Jest wiele niedojrzałych emerytek i emerytów, różnych Madziuń, Kasiuniek, Aniuś itp. A może na łożu śmierci? No bo kiedyś trzeba.
To oczywiście nie ma nic wspólnego z dojrzałością decyzji. Zresztą, jeśli ktoś przez 25 lat był ojcem zakonnym, a nawet przełożonym wspólnoty, to raczej jego decyzja była podjęta nie tylko dojrzale, ale i zgodnie z powołaniem.
Oczywiście nie wypowiadam się na temat tego konkretnego przypadku. Jednak często u podstaw decyzji porzucenia kapłaństwa lub małżonka stoi człowiek cielesny, jak to nazywa św. Paweł, czyli wiadomy grzech. Dopiero potem pojawia się próba racjonalizacji. Np. ucieczka w niedojrzałość, niewiedzę lub obwinianie innych, KK, współmałżonka itp.
Podobnie z kaplanami, czesc z nich dojrzewa w czeasie formacji i kaplaskiej poslugi i odchodzi (albo zostaje w nowy sposob), a czesc nigdy nie dojrzewa i odchodzi z tych samych niedojrzalych powodow, dla ktorych wstapila (albo zostaje "w swoim kaplanskim grajdolku"). Ja staram sie nie oceniac swojej sytuacji.
oczywiście, ma pan prawo do własnej opinii, proszę jedynie pamiętać, jak bardzo dyletancka jest ona w obliczu takiej powierzchowności, jaką pan zaprezentował.
W Piśmie Świętym nie ma wyraźnych tekstów nakazujących zachowywanie celibatu członkom jakiejś grupy społecznej lub religijnej. W Starym Testamencie są tylko nieliczne wzmianki o osobach pozostających w bezżenności, np. Bóg Jahwe zaleca Jeremiaszowi, aby nie brał sobie żony (Jr 16,2). W stanie bezżennym żyli prorocy Eliasz i Elizeusz.
W Ewangelii Mateusza Jezus wypowiada słowa, w polskim tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia oddane jako "(...) są także bezżenni, którzy ze względu na królestwo niebieskie sami zostali bezżenni" (Mt 19,12)[3].
Drogę bezżenności wybrali także Jan Chrzciciel, Jan Ewangelista, a także Święty Paweł, który zachęca chrześcijan do bezżenności słowami: "Dobrze będzie, jeśli pozostaną jak ja" (1 Kor 7,8), zaznaczając wszakże na wstępie swojego wywodu, że "każdy jest obdarowany przez Boga inaczej" (1 Kor 7,7). Zwracając uwagę na trudności życia małżeńskiego argumentuje, że "człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to jak się Panu przypodobać. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie" (1 Kor 7,32-33).
Jedno jest pewne, że celibat nie od początku w Kościele Katolickim obowiązywał. Od pierwszych wieków istnieli jednak ludzie, którzy dobrowolnie rezygnowali z założenia rodziny, by poświęcić się służbie Bogu i Kościołowi. Z czasem dopiero powstały zakony, ale do nich też wstępuje się dobrowolnie.
Osobiście sądze, że w kościele katolickim problemy pedofilii, coraz bardziej licznego wychodzenia ze stanu kapłańskiego, czy zakonu, molestowania są prostą konsekwencja funkcjonowania tego zakazu. Celibat jest wbrew naturze człowieka, a skoro Bóg zna ją doskonale, to nie sądzę, aby to On go wprowadził i skazywał mężczyznę na męczarnie.
Większość księży ceni jednak celibat, bo uważają, że z niego płynie wielka siła. To nie jest takie bezsensu jakby się niektórym wydawać mogło.
Problem pedofilii jest znacząco wyolbrzymiony. Statystycznie to raczej ojcowie częściej gwałcą swoje dzieci, niż księża ministrantów. Aczkolwiek wiadomo i to i to jest okropne. Nie mniej nie wynika to z celibatu, a raczej ze stanu danego człowieka.
Zgadzam się z redaktorem, że bezsensu jest w kontekście odejścia o.Jacka poruszać znowu temat celibatu.
czlowieka jako jednostki seksualnej. Przede wszystkim bardzo czesto ludzie, ktorzy nie wchodza w zwiazek malzenski nie sa bezposrednio
odpowiedzialni za druga osobe dzien po dniu. Nie dojrzewaja w intymnosci w zwiazku z druga osoba. A relacje w grupie to zupelnie cos innego. Dlatego ksieza moga w pewnym czasie doswiadczac samotnosci i to bardzo dotkliwie. To sie bedzie dokonywac w aspekcie emocjonalnego wyizolowania i w aspekcie fizycznej bliskosci z drugim czlowiekiem. NA DODATEK stan CELIBATU moze sie podobac ludziom o roznych innych orientacjach seksualnych, bo tu beda bezpieczni.
Jesli CI LUDZIE sa czlonkami tak poteznej organizacji jaka jest Kosciol Katolicki czesto nie musza sie martic o skutki swoich czynow w zakresie legalnym czy moralnym.
W Polsce to widac szczegolnie mocno. W dodatku bardzo chetnie my Katolicy winimy ofiary molestowania i kobiety, ktore maja dzieci z ksiezmi, ze sa same sobie winni i winne. Niewatpliwie zarowno dzieci jak i te kobiety sa emocjonalnie niedojrzali. Dzieci winic - to glupota, winic tylko kobiety to szowinism. Czesto sa to kobiety pochodzace z domow gdzie albo wogole nie ma ojca, albo jest to dysfunkcjonalna rodzina. Wiec te kobiety beda rowniez latwym "lupem". Pamietajmy jednak ze " do tanga trzeba dwoje" , a ksiadz powinien byc zdecydowanie tym - bardziej dojrzalym. No ale jak mowilismy wczesniej - nie dojrzal on czesto do relacji i odpowiedzialnosci, a poza tym jesli dodatkowo czuje sie samotny jak wskazalem wyzej - mamy idealne warunki dla zaistnienia grzechu.
Na zachodzie poradzono sobie wreszcie dosc dobrze z problemem molestacji, bo to kraje o mieszanym chrzescijanstwie: katolicko - protestanckim. Duzo gorzej bedzie w Polsce czy Irlandii. My nie chcemy znac prawdy!
Wiec niechcac oceniac ksiezy, widze jednak niezwykle skomplikowany problem jaki celibat niesie za soba.
Wielu wspanialych ksiezy odejdzie do "normalnosci" ale oni juz nie ida z wolnej stopy i czesto przesladuje ich potem mysl, ze zawiedli. Inni
zostaja w kaplanstwie z wygodnictwa i udaja, ze wszystko jest ok. Inni
dojezdzaja do dzieci, placa alimenty. Inni zostaja " wyslani na Ukraine",
Jakos nie slyszymy o tych co powinni a nie siedza w wiezieniu, jak "cywile" co sie dopuscili podobnych czynow. Inni - sa wierni Bogu do konca i czesto cierpia bardzo dotkliwie wsrod swoich. Znam wspanialych ksiezy i dzieki nim ma wiara nie upadla. Ale nie twierdze, ze zla w Kosciele nie ma, ze celibat jest potrzebny wszystkim i cierpie ze tak jest w naszym Kosciele jak jest, ze jestesmy hipokrytami. Na tej pozywce zywia sie Palikoty i spolka. Wiec dazmy do uczciwosci, do oczyszczenia, do milosci do ludzi skrzywdzonych. I pamietajmy o slowach naszego wieszcza Norwida: " nie ten ptak kala wlasne gniazdo co je kala, lecz ten co o tym MOWIC NIE POZWALA".
Natomiast co do pedofilii - trudno to, że "jesteś przekonany" uznać za przekonujące. Pedofilia to zaburzenie orientacji seksualnej którego nie nabywa się o tak, po prostu przez brak mwspółżycia z kobietą.
Zresztą o czym my tu mówimy - jakby ksiądz chciał utrzymywać stosunki sekisualne z kobietą/kobietami to by to robił - to żaden problem znaleść dyskretną partnerkę daleko od parafi i sprawę utrzymać w tajemnicy.
Wiadomo, że w obecnym kryzysie ojcostwa w kulturze nikt nie pali się do odpowiedzialności.
Walka o wartości mniej kojarzy się z cicha pracą i służbą, a raczej z hałaśliwym powiewaniem sztandarami, obroną krzyża gdzieś tam etc.
Wymieniany często inny znany zakonnik mawiał ..."módlcie się (dziewczyny), żeby mnie pochowali w habicie"...
Dołączam o. J.K. do moich modlitw.
Cóż, obecność krzyża jest probierzem chrześcijaństwa i często wiele kosztuje. Nie ma chrześcijaństwa prywatnego, na własny użytek. Wielu takich, co zdejmuje krzyż w domu, robi zakupy w niedziele, je mięso w piątki, ... z czasem oddala się od Kościoła.
Dodam anegdotę.
Kobieta zgubiła portfel i modli się do Boga: "Panie Boże, żeby mojego portfela nie znalazł żaden ksiądz, bo on sobie już to jakoś wytłumaczy".
Postuluję - dość tłumaczeń, dość lęku przed jasnym mówieniem co jest tak i tak a co nie.
Jeszcze raz dziękuję.
Uważam, że Bóg jest bardziej wspaniałomyslny od niektórych wypowiadających się w tych komentarzach. Tyle mówienia o miłosierdziu, a wokół ciągłe potępianie i ocenianie, jak powinno być. Czy naprawdę nie próbowaliście zrozumieć tego człowieka?
To jest dziwne, że bardziej od drugiego człowieka ceni się instytucję - kościół - i dba się o wyłącznie o jego wizerunek. Jeszcze tydzień temu dziękowano by temu ojcu za odprawioną mszę i mądre kazanie, dziś wielu zmiażdżyłoby go jednym palcem...
To naprawdę smutne...
Jezus nie potępiał. Dlatego coraz częściej przekonuję się do tego, że w machinie kościoła wybiórczo manipuluje się słowem Jezusa - jak telewizji TVN faktami.
Czytam komentarze i jestem pewna, że ich autorzy mają dość duży kłopot w czytaniu ze zrozumieniem. Zachęcam, by artykuł przeczytać choć dwa razy, aby na pewno wszystko zrozumieć i wtedy się odnieść. W przeciwnym wypadku komentarze dotyczą tego co zrozumieliśmy, a nie artykułu i myśli autora.
Racją jest, że powinniśmy znać prawdę i to, że nie powinien żyć w zakłamaniu, ale gdzie jest miłość, "która nigdy się nie kończy"? Czy Miłością było to, co kazało Mu służyć wspólnocie przez ćwierć wieku, czy to, co kazało Mu tę wspólnotę zostawić? Czy jeśli okazał się niewiernym księdzem, okaże się wiernym "mężem"? Niech Go Pan Bóg ma w swojej opiece. Modlę się za kapłanów i małżonków niewiernych. Niech Bóg okaże im swoje miłosierdzie i da czas na nawrócenie.
Poczekamy co napisze po 25 latach "nowego" życia.
u ciebie chyba zaburzył właściwą ocenę sytuacji.
widać jaś nie został jeszcze Janem;
nie ma się co obrażać na fizjologię, u każdego działa tak samo; reakcja hormonalna oparta na oksytocynie jest podstawą do budowania więzi miedzy matka i dzieckiem, ale też między kobieta i mężczyzną; dlatego nakaz kościelny wstrzemięźliwości seksualnej jest bardzo mądry, nie podejmuj współżycia dopóki nie będziesz pewny swego wyboru życiowego; inaczej to hormony zdecydują za ciebie, chociaż może się wydawać że sam tak zdecydowałeś (dojrzałeś?); lekcja w sam raz dla jasia
dziekuje panie Franku że pan pisze,że pan jest! komentarze,jak kazdy sa werbalnym przedstawieniem emocji, uczuć.Rzeczywiście wiele mnie w wypowiedzi o.(!)Jacka , zabolało, zadziwiło,a na pewno żal mi go oraz kobiety (?)jego życia! powiem,żenajbardziej domnjie przemówił komentarz pana Franka zamykający sie w zdaniu "skoro chcesz leżeć nie gadaj że fruwasz"!!A tak na marginesie,przysięgłam sobie że więcej nie bedę tego zdarzenia komentować!pozdrawiam wszystkich!!!jeszcze jedno pytanie :czemu Jacek nie "opublikował się" w Gościu?! tylko w GW?ciekawam...choc niekoniecznie...
Na to o. Salij im odpowiada, że być może wielebni mieli powołanie, ale Wola Boża na dzień dzisiejszy jest taka, żeby w małżeństwie trwali. Zresztą nie jest on tu oryginalny, bo taka powinna być rada w podobnych sytuacjach.
Te "biblijne małe lisy", z biegiem czasu potrafią doszczętnie objeść winnice pańską mimo, że są z początku takie niepozorne. Tego typu "wyskoki" na początku mają coś z fascynacji ale z czasem a zwłaszcza u końcu życia porafią dawać niezłego "kaca moralnego". "Czas na ziemi w gruncie rzeczy jest krótki." Matka Boża uprzedziła, że Kościół doświadczy wielkiego prześladowania, że niektórzy porzucą kapłaństwo. Kto wytrwa w wierze będzie zbawiony.
Po co przyjmował świecenia kapłańskie i sluby? to oznacza niepoznanie miłości Bożej, a przecież Bóg daje siebie poznać tylko jak człowiek chce. Nawet jezli wybierze powołanie które Bóg ecześniej dla niego nie zaplanował to szanując człowieka da mu łaski i siłe by wytrwał w tym powołaniu, ale warunek jest taki by trwał i poznawał miłośc Bożą.
I tutaj raczej zaszwankowała relacja między człowiekiem a Bogiem.
Jeśli jest się zakonnikiem, to nie zadaje się z panienkami, bo ma sie wspólnotę z którą się zyje. Jego zdrada Boga i współbraci nastąpiła dużo wcześniej, bo nie zrozumiał zupełnie na czym polega Reguła Św Dominika i jakimi środkami ma się ją wypełniać, czym karmić i jak się rozwijać. Żadna miłość nie karmiona i nie rozwijana, nie będzie zyła.
W zakonie było jak "u mamy za piecem", a teraz zobaczy sam, gdy inni go zdradzą, właśnie ta kobieta, a i dzieci nie będą mocni w wierności, bo przykład idzie z góry. Jeśli Bogu nie dotrzymuje się wierności, to komu?... Jak Bóg to widzi, to niech O. Jacek lepiej się nie wypowiada, bo ogrom odpowiedzialności za wszystkie zgorszenia i ich konsekwencje wśród wiernych spotka go i na progu wieczności o nich się dowie.
Radzę O. Jackowi pójść chociaż na tydzień milczenia do OO Kamedułów i zobaczyć oraz przemyśleć na czym polega życie i czym jest życie. Niech zapyta osób starszych, czy długo żyli i co najbardziej pamiętają, co im dodaje skrzydeł, a co ich najbardziej smuci, jak oceniają swoje życie. Może przejrzy chociaż na jedno oko.
Nasz O. Św. Jan Paweł II o takim kapłanie i w tej sytuacji mówił - "biedaczyna" i w całej rozciągłości słowa ma rację. Za brak samodyscypliny zapłaci sromotnie i wkrótce sie o tym przekona jak duze są jego błędy.
Zgorszenie i niesmak - owszem.
Ale też refleksja, że mam bacznie przyglądać się sobie i bliźnim, by w porę ratować się przed kataklizmem. Miłosiernie napominać błądzących i pozwolić, by i mnie roztropni napominali. Czytam, że o. Jacek głosił przez lata jakieś "podejrzane" teorie. Czy ktokolwiek naprostowywał jego drogę, widząc, że nie zmierza w dobrym kierunku?
A co do tych, którzy czują się opuszczeni przez duszpasterza (a pewnie nawet oszukani): Jezus nigdy się nie waha, nie wycofuje, nie zmienia zdania, nie tłumaczy się pokrętnie. Nie budujmy naszej Wiary na kapłanie - ułomnym człowieku (czyli na piasku) tylko na Jezusie - czyli na Skale.
Ojciec odszedł - został Jezus.
Czy gościu dojrzał do miłości? Smiem w to wątpić - na moje rozeznanie on nie potrafi miłować, bo gdyby to umiał byłby wiernym.
Owszem, można się pomylić w wyborze swojego powołania, ale to się rozeznaje wcześniej, nie aż po tylu latach.
Jego partnerce można tylko współczuć.
znanego w Krakowie ks.Kuca- Kolibera? Wspaniały kapłan który pomogał dzieciom, młodzieży zagubionej. Dostawał medele i odznaczenia od władz. Napisał kilka wspaniałych książek. Niestety "miłośc" zwyciężyła nad Miłośćią Jezusa.Odszedł od kapłaństwa chwaląc się tym w gazetach ( nie było wtedy internetu)"
***
Miałam okazję poznać Kolibra, długo z nim rozmawiałam. Praktycznie do teraz interesuję się jego losem.
To nie było tak, jak widzisz.
Ks. Kazimierz był tzw. późnym powołaniem, miał za sobą nieco przejść, chyba też narkotyki.
Za Jezusem poszedł ze szczerym sercem, nawet mu przez myśl nie przeszło, że to tak się może skończyć.
Przeszedł formację zakonną, przyjął święcenia, złożył śluby. Zajął się trudną młodzieżą, założył Dom Otwartych Drzwi, w którym schronienie znalazły trudne dzieci, narkomanii i bezdomni. Podziwiano go w mediach nie tylko lokalnych.
Pochłonięty pracą zaniedbał nieco życie duchowe, i stało się tak, że któregoś dnia "zapomniał się z jedną wolnotariuszką", co niestety zaowocowało ciążą.
Odwrót był już nie bardzo możliwy. Kazik poinformował o tym fakcie swoich przełożonych, a ci zaproponowali mu, że mogą go wysłać za granicę, ale będzie musiał zerwać kontakty z całym swoim dotychczasowym środowiskiem, nikt z jego świeckich przyjaciół nie będzie wiedział, gdzie przebywa.
Koliber był uczciwym człowiekiem i na to się nie zgodził, bo takim krokiem zaprzeczył by swojej dotychczasowej posłudze. On, który opiekował się dziećmi z patologicznych rodzin, miałby teraz własne pozostawić? To, że zakon zobowiązał się płacić alimenty nie było wcale dobrym rozwiązaniem.
Kolibra bardzo zabolała postawa jego współbraci, szczególnie przełożonych. Zabronili innym zakonnikom mieć z nim jakiekolwiek kontakty, w założonym przez niego Domu zmieniono formułę, został już zamknięty przed narkomanami.
Zakonnik wyszedł z klasztoru mając przy sobie 250 zł. obok siebie miał kobietę w ciąży i żadnych perspektyw. Zamieszkali na wsi, Koliber został zatrudniony za marne grosze w nocnych audycjach radiowych prywatnej rozgłośni.
Obecnie jest pracownikiem socjalnym, w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, ma dwóch synów. Pomaga ludziom bezdomnym, nie udziela wywiadów.
Przyznaję, że ta historia mocno mnie poruszyła, bo uważam, że akurat w tym przypadku Kościół urzędowy zachował się podle.
Każdemu może się przytrafić upadek i nie w ten sposób powinien był być rozwiązany ten problem.
Łatwo potępiać. To tak chwytliwi brzmi: Kościół urzędowy postąpił ...
Nie osądzaj, bo nie znasz, i pewnie nie rozumiałabyś przyczyn tej decyzji. Akurat decyzja oddalenia go od ośrodka, gdzie byłby narażony na ponowne pokusy, była jak najbardziej słuszna. Bez tego pewnie nie wytrwałby pewnie w wierności: jeśli twoja ręka jest przyczyną twego grzechu, odetnij ją. Poza tym, jakby na to nie patrzeć, podstawową rolą kapłana nie jest pomoc socjalna.
Taaak??? Przy tym nakaz żeby opuścił kraj i nie zostawił nikomu ze znajomych na siebie namiarów?
A dziecko - pomyślałaś o nim? Co ono zawiniło, że rodzice okazali się mało odpowiedzialni?
Każde dziecko powinno mieć możliwość kontaktu ze swoim biologicznym ojcem, to jest jego (dziecka) niezbywalne prawo.
Owszem Koliber postąpił źle, zgrzeszył - jednak gdyby opuścił swojego synka, to by zaprzeczył wszystkiemu temu, co robił wcześniej. Opiekował się z dużą troską problemowymi dziećmi, a własne miałby porzucić na pastwę losu?
"Poza tym, jakby na to nie patrzeć, podstawową rolą kapłana nie jest pomoc socjalna. "
Nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi?
O posługę wśród najbardziej potrzebujących? To jest chyba zasadniczym powołaniem każdego ucznia Chrystusa, a nie: celebra Mszy św. i innych sakramentów tylko. Kapłan ma być sługą tych najbiedniejszych właśnie.
Jeżeli miałaś na uwadze świadczenia materialne, to o takowe jak najbardziej powinien troszczyć się ten, kto dzieciaka zmalował.
Zapewne nie było by tej ciąży, gdyby dziewczyna była cwana i jak to jest teraz w modzie "zabezpieczała się".
To był tylko jeden raz, który niestety zaowocował.
Być może jestem już przyzwyczajona do kultury, jaka panuje w Kościele urzędowym, w Niemczech.
Tutaj w podobnej sytuacji są dwa wyjścia:
1. Kapłan pozostaje na swoim miejscu i z pensji którą otrzymuje płaci alimenty. Jak najbardziej ma kontakty z dzieckiem, stara się pomagać matce w jego wychowaniu. To trudne, bo pokusy nachodzą, ale możliwe w realizacji.
2. Kapłan odchodzi do "cywila", przełożeni ułatwiają mu start na początku, jeżeli nie miał pieniędzy (zakonnicy oszczędności nie mają), to zakon wypłaca mu pewną sumę, na okres zanim znajdzie pracę. Współbracia nie pozostawiają go samego, zawsze mu służą swoją radą i pomocą.
Jest też możliwość zwolnienia ze złożonych ślubów i otrzymania dyspensy na małżeństwo (z Watykanu), ale to się praktykuje dopiero po upływie znacznego czasu, nie w pierwszych latach.
Masz typowe dla "wierzących niepraktykujących" i niewierzących spojrzenie na Kościół. Rolą zasadniczą kapłana nie jest pomoc socjalna. W nim chodzi o nieskończenie(!) więcej. Kapłan nie jest po to, żeby ojcować biologicznemu dziecku, ale wiernym w sprawach życia i śmierci i to wiecznej(!). Tego niewierzący nigdy do tak naprawdę nie zrozumieją.
Nie miejsce tu na wyjaśnianie, czym jest jego rola. Warto jednak tym się zainteresować. Warto jednak, wiedzę i przede wszystkim zrozumienie pogłębić.
Masz rację że Zgromadzenie niewłaściwie z Nim postąpiło. Może dlatego że w tamtych latach bardzo rygorystycznie oceniano kapłana który miał dziecko. Teraz może tak nie jest.
Jeżeli masz z Nim kontakt przekaż
wyrazy szacunku i wytrwałości w pracy dla innych.
Piękne zdanie, które w zasadzie kończy całą dyskusję. Dedykuję to zdanie tym, którzy w komentarzach plują na autora tego artykułu.
Rozumiem, że w Polsce są inne warunki, aniżeli mamy w Niemczech, ale twierdzę, że przełożeni powinni byli zachować się inaczej.
Na tego typu zachowanie Kościoła urzędowego ja się nie zgadzam i chyba nie jestem w tym odosobniona.
To na pewno nie było rozwiązanie w duchu Chrystusowej Ewangelii.
Oczywiście, że dziecko nie jest winne błędom rodziców. Ale czy uważasz, że jeśli jakiś żonaty mężczyzna zrobi skok w bok, i zaowocuje to poczęciem dziecka, to jego obowiązkiem musi być porzucenie żony i zamieszkanie z kobietą, spodziewającą się dziecka? Nie wolno zdradzać swego powołania, nie wolno zdradzać kapłaństwa, nie wolno zdradzać żony, bo to prowadzi do bardzo trudnych sytuacji, w których nie ma tak naprawdę dobrego rozwiązania, są tylko złe i jeszcze gorsze. Czasami niestety alimenty pozostają jedynym rozwiązaniem. Winowajcą jest ten, co myślał po, zamiast przed, a najbardziej cierpi dziecko.
Kontaktuje się z nim o ile to możliwe - zabiera na weekendy, wakacje, telefonuje w tygodniu co słychać, prowadzi rozmowy o jego problemach i o życiu w ogóle - jednym słowem stara się być obecny w jego życiu.
Nie wiem jakby to miało wyglądać w przypadku księdza....
Kard. Nagy: Prosty raport czy natchniona synteza
http://jmichalik.episkopat.pl/varia/4102.1,Kard_Nagy_Prosty_raport_czy_natchniona_synteza.html
Jest to omówienie książki pt."Raport o stanie wiary w Polsce".
M.in. czytamy tam: "Nie brak wreszcie arcybolesnej sprawy wypaczeń seksualnych i ich pełnych roztropności rozwiązań - choćby to, że w przypadku konfliktu ojcowskiego kapłaństwa niech raczej ucierpi Kościół aniżeli pozostawione bez ojca dziecko."
Link: (trzeba skopiować do przeglądarki)
http://www.tvn24.pl/pomorze,42/abp-goclowski-o-odejsciu-dominikanina-nie-chce-go-osadzac,300807.html
Każdy preparat farmakologiczny ma długą listę skutków ubocznych. Zwykla etopiryna (tabletka "goździkowej" od bólu głowy)
".....krwawienia z przewodu pokarmowego, uszkodzenie śluzówki żołądka, uczynnienie choroby wrzodowej, perforacje; zwiększenie aktywności aminotransferaz, fosfatazy alkalicznej i stężenia bilirubiny we krwi, ogniskowa martwica komórek wątroby, tkliwość i powiększenie wątroby szumy uszne (pierwszy objaw zatrucia salicylanami), zaburzenia słuchu, zawroty głowy; białkomocz, obecność leukocytów i erytrocytów w moczu, nerfoparia z martwicą brodawek nerkowych, śródmiąższowe zapalenie nerek; niewydolność serca; nadciśnienie; małopłytkowość, niedokrwistość hemolityczna u pacjentów z niedoborem dehydrogenazy glukozo-6 fosforanowej, leukopenia, niedokrwistość wskutek mikrokrwawień z przewodu pokarmowego, agranulocytoza, eozynopenia, zwiększone ryzyko krwawień, wydłużenie czasu krwawienia, wydłużenie czasu protrombinowego; reakcje nadwrażliwości (wysypka, pokrzywka, obrzęk naczynioruchowy, skurcz oskrzeli, wstrząs). Owrzodzenie żołądka występuje u 15% chorych przewlekle stosujących kwas acetylosalicylowy."
Więc mówienie o szkodliwości antykoncepcji ma paść na podatny grunt ignorancji ludzi co do działania środków farmakologicznych. A nuź się ktoś przestraszy...
Czegoś tu nie rozumiem - czyżby argumenty jakimi posługuje się Kościół Katolicki nie były wystarczającymi by ludzie ich nie stosowali? Trzeba je wzmocnić koniecznie argumentem o szkodliwości zdrowotnej?
Na to wygląda.
Np słyszałem wczoraj rozmowę studentów na przystanku: czy ona ma teraz(!) jakiegoś chłopaka. Czyli chodzenie nie jest po to, żeby się w przyszłości pobrać. Nie jest żadnym zobowiązaniem. Ot mam kogoś na teraz, bo tak mi wygodniej. A jak będzie niewygodnie, to się rozstaniemy. Podobnie jest z małżeństwem. Dla wielu, szczególnie dla kobiet, jest to tylko pewna dogodna forma bycia z drugim człowiekiem. A jak coś nie tak, to ... Podobnie jest z rodzicielstwem.
Niestety, takie podejście występuje też czasem wśród kapłanów - w końcu są częścią społeczeństwa.
Dokladnie jest tak jak piszesz.
To syndrom naszych czasów.
Zastanawiam się czy jest coś takiego jak nieważność ślubów zakonnych ze względu na niedojrzałość psychiczną do życia zakonnego (analogicznie jak jest nieważność przysięgi małżeńskiej).
Ten człowiek wyraźnie mówi o swojej niedojrzalej, niewłaściwej (ja nazwałabym ją wręcz "patologicznie niedojrzałą") motywacji złożenia ślubów zakonnych (ucieczka od odpowiedzialności, od prawdziwego życia, niedojrzałość do ludzkiej miłości itp ).
Czy śluby złozone przez tak niedojrzałego człowieka są ważne??? (biskup Gocławski wyraża w zalinkowanej rozmowie nadzieję, że zostanie on zwolniony ze ślubów zakonnych oraz przeniesiony do stanu świeckiego).
Czy jakiś kapłan mógłby to wyjaśnić?
Ze ślubami zakonnymi sprawa jest inna
- nie są sakramentem. Można zostać z nich zwolnionym (z wieczystych zwalnia wyłącznie papież).
Ale to inna kwestia niż przeze mnie poruszona.
Chodzi mi o ważność ślubów (i ewentualne orzeczenie ich nieważności).
Masz rację - dobrze by było, że by osoba kompetentna wyjaśniła szerzej tą kwestię.
Jest tu ktoś taki???
Jeżeli ważność święceń miałaby zależeć od biskupa, to znaczyłoby że mógłby ważnie wyświęcić kogoś na siłę, pod przymusem. Specjalnie podaję taki drastyczny przypadek, ale jest przecież wiele sytuacji pośrednich. Więc ważność nie zależy chyba jednak tylko od biskupa. Zresztą kiedyś na tym portalu jeden ksiądz podawał nazwę jakiś przepisów kościelnych, wydanych przez papieża, o nieważności święceń. Mam nadzieję, że nie ma tylu nieważnych święceń co małżeństw. Zresztą z nieważnością małżeństwa to też podejrzana sprawa, bo sam papież upominał, że uznaje się nieważność z błahych, niewystarczających, powodów. Czyli nieważnie oświadcza się nieważność;-).
Co do blahosci spraw w sprawach dotyczacych waznosci malzenstwa, to uwierz mi, ze bieda ludzka nie ma granic. Trudno pewne sprawy ocenic z zewnatrz.Jak pisal wieszcz: "Sad moj procz Boga nie dany nikomu, jesli mnie sadzic chcesz, we mnie byc musisz, nie ze mna."
CZY tez sie Pan czegos boi, moze siebie samego?
SKAD Pan wie z cała pewnością, ze były zakonnik nie dostanie ślubu kościelnego w przyszlosci? CZY to by było pana marzeniem, ukarać go do końca zycia? TAKIE POTRZEBY wynikają z braku umiejętności budowania
właściwych struktur obrony siebie, niewłaściwych kontaktów z ludzmi, braku wywazonej intymności. Trzeba wiecej pokory.
I czyja jest ta Prawda? Prosze, nie odpowiadaj zanim dobrze nie przemyslisz. I prosze posłuchaj biskupa Goclawskiego, bo pewnie on sie trochę lepiej orientuje w tych sprawach niz pan Franciszek.
A potem jesli Ci na prawdzie zależy, pomedytuj nad tym zdaniem biskupa: "człowiek jest Tajemnica..."
I czyja jest ta Prawda? Prosze, nie odpowiadaj zanim dobrze nie przemyslisz. I prosze posłuchaj biskupa Goclawskiego, bo pewnie on sie trochę lepiej orientuje w tych sprawach niz pan Franciszek.
A potem jesli Ci na prawdzie zależy, pomedytuj nad tym zdaniem biskupa: "człowiek jest Tajemnica..."
PS. Piszesz jakbys przeszedl co najmniej kilkuletnie szkolenie w jednostce Grom. Lepiej tu skoncze, bo mam ochote na zlosliwosc.
cytuję za TP.
Jego znajomi są przekonani, że to nie kobieta jest sednem sprawy, lecz ewolucja światopoglądowa, która rozpoczęła się w nim od momentu fascynacji psychologią.
– Warto podkreślić, że szczególną formą psychologii – mówi Kazimierz. – On się specjalizował w ustawieniach rodzinnych Hellingera i hipnozie ericksonowskiej. To są metody, które wielu profesjonalnych psychologów uważa za szamanizm. Bert Hellinger sam był zakonnikiem, i opuścił swoją wspólnotę po 25 latach. Doprowadziły go do tego koncepcje, które wymyślił. Stał się osobą świecką, związał się z kobietą – zresztą też zakonnicą. Mówiliśmy Jackowi, że to szamanizm, żeby uważał. Niemieckie Towarzystwo Psychologiczne zwalcza metodę Hellingera, uważa, że opiera się na psychomanipulacji i grozi trudnymi do przewidzenia konsekwencjami. Jacek odpowiadał, że nie widzi problemu. Metoda jest skuteczna psychoterapeutycznie i tylko to go interesuje.
Rzeczywiście dzieje się tak, że wielu ludziom wydaje się, że psychologia jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania natury moralnej i egzystencjalnej.
Psychologia staje się wyrocznią a psychoterepeuci aspirują do miana "przewodników duchowych".
I tu zaczyna się katastrofa...
Jeszcze zanim o. Krzysztofowicz wystąpił z zakonu zwracano uwagę, że za bardzo psychologizuje w swoich kazaniach (większości ludzi się to podobało - to ich podciągało).
„Wierzę w Boga, który stoi po stronie życia i miłości". - A więc wierzy w Boga jako rzec znika życia i miłości.
"Zwyczajnego życia i zwyczajnej miłości". - Być może to co robił, odgrodzony od ludzi habitem jak pisał, nie było zwyczajnym życiem ani zwyczajną miłością. Może było niezadowalające, może nieautentyczne.
"I mam takie głębokie poczucie, że się w końcu odważyłem, by żyć i kochać." - To ważne wyznanie - odszedł dla miłości, nie z racji doktrynalnych, finansowych, czy innych. Jego sprawa. Gdybym był z kręgu jego przyjaciół, jego żarliwych słuchaczy, zapytałbym go: czy to ta pustka, o której pisze, że ją odczuwał wobec Boga, sprawiła, że nie mógł być kochającym kapłanem? Oraz - czy ma przekonanie, że dotknie go ona w zwiazku z wybraną osobą?
"Że nareszcie dojrzałem do miłości”. - Cenię sobie dojrzałość, a także dojrzewanie do miłości. Lepiej późno niż wcale.
I chyba dobrze, że odszedł z tego stanu. Duchowego, nie tylko duchownego. Bo nie do pozazdroszczenia byłoby życie w takim napięciu, w nieautentyczności wobec ludzi i siebie. No i tej pustki o nawie Bóg. Czy można Go wtedy głosić?
--> Ojciec J.K. nie był mi znany. Ale z pewnością był ważny dla wielu osób. Czy nikt ze współbraci/ojców nie mógł mu wcześniej pomóc, słuchając jego kazań, nauk itd.?
--> Wiele osób przychodziło "na Krzysztofowicza". Teraz pewnie oni cierpią szczególnie. Pewnie był wielu osobom pomocny, ale chyba atrakcyjny głównie przez to, że głosił siebie, tj. swój punkt widzenia, swoją wrażliwość, tożsamość,swoje odkrycia i wątpliwości. Być może jednak ze stratą dla sedna kapłaństwa.
To wszystko mogę zrozumieć jako człowiek mający swoje problemy z wiarą. Jednak wywieszanie elektronicznego "ogłoszenia o stanie ducha" razi mój gust. Trzeba było zaprosić swoich słuchaczy i powiedzieć twarzą w twarz: "poszukiwałem, nie oszukiwałem, błądziłem, przepraszam Wszystkich zawiedzionych. Co o tym myślicie?" Może ktoś miałby coś ważnego do powiedzenia na nową drogę życia? Jemu i jego wybrance.
No bo nie wszyscy zainteresowani teraz zechcą zabrać głos.
Zgadzam się, że wierni mają prawo wiedzieć... Zresztą bez tej wiedzy mogą sobie niepotrzebnie dorabiać różne "przypuszczenia". Problem jest inny. Chodzi o to, aby do swoich grzesznych decyzji nie dorabiać teologicznego usprawiedliwienia. Pobłądziłem, odchodzę, kropka. Umieć się przyznać do grzechu, a nie mówić, że moje grzeszne postępowanie Pan Bóg i tak usprawiedliwi. Bo to otwiera innym furtkę, przepraszam, szeroką bramę... Zwłaszcza tym, dla których wcześniej był autorytetem, a może dalej wydaje się być.
Nie znam ks.Krzysztofowicza .Jego zachowanie to znak dla wielu ludzi,że jeśli się zakochamy ...to wszystko można....Jeśli zakocham się jako mężatka to mogę powiedzieć,że po 20 latach małżeństwa.....dojrzałam do miłości..i mogę wybrać tego,którego naprawdę kocham ...a Bóg będzie po mojej stronie??????????????
Niestety o skrajnej niedojrzałości świadczą słowa o. Jacka. W wieku 44 lat dopiero jest w stanie dokonać wyboru! Czy aby na pewno, czy ten wybór już na stałe? No i jeszcze brak wstydu w obliczu grzechu... Wszystko to raczej nie dobrze wygląda i rokuje na przyszłość dla niego i jego nowej miłości.
Ale szkoda... Bardzo szkoda. Głupio mi czytać jak w taki prymitywny sposób komentuje Pan działania, myśli i słowa osoby bardzo mądrej i dobrej - nawet jesli się Pan z tym nie zgada to nie zawsze trzeba jadaczkę rozwierać czasami lepiej zmilczeć albo się wypowiedzieć z szacunkiem. Prymitywizm na prawicy jest taki częsty - myślicie wszyscy że jesteście mieczem Boga Wszechmogącego i rąbiecie na prawo i lewo grzeszników czy co? Ludzie!
serce ludzkie zna jedynie Bog. ojciec Jacek dla mnie osobiście jest był zawsze wrażliwym uduchowionym znającym poszukujacym Boga w człowieku kaplanem.Ubolewam ,ze nie bede mogła słuchac Go ale ,chwalic Boga słucham nadal nagranych Kazań.Modle sie by był Szczesliwy pełen pokoju i Miłości i modle sie by móc chodz raz spotkac sie z Nim dziękuje ojcze Jacku za wszystko -Dziewczyna z Gdanska
Co nie zmienia postaci rzeczy, że cała historia jest bolesnym doświadczeniem dla Kościoła, a zwłaszcza dla tych, dla których o. Jacek był autorytetem i duchowym przewodnikiem.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.