Dziennikarz działu „Kościół”
Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.
Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka
znanego w Krakowie ks.Kuca- Kolibera? Wspaniały kapłan który pomogał dzieciom, młodzieży zagubionej. Dostawał medele i odznaczenia od władz. Napisał kilka wspaniałych książek. Niestety "miłośc" zwyciężyła nad Miłośćią Jezusa.Odszedł od kapłaństwa chwaląc się tym w gazetach ( nie było wtedy internetu)Zapomniał jak śpiewał" Wystarczyła ci sutanna uboga i wystarczył ci ślub". co się teraz się z Nim dzieje? Jak Jego zdrowie fizyczne i psychiczne? Może ktoś wie o Nim?
Jeżeli naprawdę już nie chciał tak żyć - miał ze sobą skończyć? Uciec bez słowa wyjaśnienia?
Miał trwać w tym zakłamaniu?
"niech ci, co zdecydowali się żyć w upadku, nie podsuwają nam gotowców z osądem samych siebie! Niech nie piszą łzawych elaboratów o tym, jak to teraz dojrzeli do miłości"
"skoro chcesz leżeć, to nie gadaj, że fruwasz"
Zapierając się dał publiczne zgorszenia - nie zgorszy to ludzi wierzących ale tych już chybotliwych a przeciwników "uzbroił w argument" - tylko nie wiem jaki i czy jakikolwiek argument.YDRZM
"Decyzja decyzją, ale motyw odejścia podał okrutnie fałszywy i krzywdzący innych, bo istnieje teraz podejrzenie, że wszyscy, którzy siedzą w zakonach są niedojrzali do "zwyczajnej ludzkiej miłości".
słuchałam parę razy jego wypowiedzi. nie usłyszałam nic co by dało powody do takich przypuszczeń - to ludzie sobie tak to interpretują.
Nie wiem jaki jest powód - ale myślę, że sami sobie noszą takie podejrzenia i słyszą to co chcą słyszeć - to co by te podejrzenia potwierdzało
"nie wiedziałem co to jest rodzina,tj. Nawet
przy wyborze papieru toaletowego trzeba się liczyć że zdaniem innych.Jedna osoba chce niebieski,druga biały a trzecia w kwiatki."
znam też kapłanów którzy wrócili do kapłaństwa po czasie gdy żyli z kobietą i mówią że to była
najgłupsza decyzja w ich życiu.Obecnie starają się nadrobić stracony czas.Nie dobrze że zrozumieli swój błąd może będzie tak i w przypadku tego kapłana.
Kiedyś poznałem pewnego księdza. Mieszkał w akademiku, co prawda męskim i żył świeckim życiem. Twierdził, że kobiety go nie ruszają, więc on nie musi może tak żyć.
Po jakiś dwu latach spotkałem go w fazie porzucania kapłaństwa z powodu "miłości". Sprawiał żałosne wrażenie, wyraźnie szukał wsparcia i usprawiedliwienia. Ale przynajmniej nie pisał tego typu listów pożegnalnych.
Poza tym w wielu miejscach wypowiedź jest niespójna.
Szkoda wartościowego człowieka.
Jedynie modlitwa za niego, ale przede wszystkim za tych, dla których był ważny jako duszpasterz może choć trochę być odpowiedzią na zło "pożegnania".
Poza tym w wielu miejscach wypowiedź jest niespójna.
Szkoda wartościowego człowieka.
Jedynie modlitwa za niego, ale przede wszystkim za tych, dla których był ważny jako duszpasterz może choć trochę być odpowiedzią na zło "pożegnania".
świetny, odważny komentarz. Bez tej lękliwości nieprawdziwie i świętokradczo zwanej miłością bliźniego.
Kosma, nie zmyslaj z tym twoim znaniem tego zakonnika i obracaniem sie w towarzystwie jego znajomych. Ty powiedz prawde, ze teraz, jak wszyscy z nas, dowiedziales sie o jego istnieniu, a ze lubisz wciskac kit, tos sie z nim we wciskanie nam kitu zjednoczyl. Do tego sie przyznaj, a bede cie mial za faceta z kobialka i jajmi.
na portalach pełno opłaconych klepaczy szkolonych przez GW albo innych propagandystów. Na zawołanie będzie pisać posty gdańszczanka albo poznanianka, chłop z mazur albo były ksiądz, a faktycznie to jedna albo dwie osoby, które dostają pensje za swoje wpisy. 3 złote od zdania. Codziennie na posterunku.
Znam chociażby jego rekolekcje z 2004 roku Mężczyzną i Kobietą stworzył ich Bóg. Ale to też przecież może być kit wciskany przeze mnie. Bo przecież nie mam nic innego do roboty niż wciskać Wam kit.
A to za kogo mnie uważasz, akurat mam w dalekim tyle. Ale serdecznie pozdrawiam, niech Pan otworzy Twe serce i oczy.
Bóg będzie sądził tego zakonnika, ale to tez jest lekcja dla nas, żebyśmy nie lepili sobie "bożka" na potrzeby chwili, takiego jakiego akurat potrzebujemy.
uważam, że wierni mieli prawo dowiedzieć się
z ust swojego dotychczasowego duszpasterza,
że odchodzi z Zakonu i jaka jest
tego przyczyna. Tym bardziej, iż ma to miejsce po 25 latach działalności.
Czy Pan wolałby, żeby o. Jacek prowadził podwójne życie lub nagle przepadł bez wieści (najlepiej gdyby wyjechał z Polski).
PRAWDA JEST BOLESNA, ale trzeba się z nią zmierzyć.
<Krzyż to takie szczęście
że wszystko inaczej> ks. Jan Twardowski
W przeciwnym razie takie pożegnanie byłaby zupełnie nie na miejscu.
Anna napisała:
"No i czego się dowiedzieliśmy? Że życie w zakonie i kapłaństwie nie ma sensu (tak w ogólności) i po odkryciu tej "prawdy" ojciec Jacek zrezygnował. Że życie w zakonie jest z definicji złe i nie tego Pan Bóg od nas oczekuje"
Nic takiego nie powiedział.
Mówił wyłącznie o sobie a nie "w ogólności".
http://www.youtube.com/watch?v=wFw__NQX2jE
Proponuję, niech ta scena stanie się pryzmatem. Spróbujcie go użyć a potem osądzać. Jesteście bez grzechu? Jeśli tak, to przypomnę, że tym Kimś jest Jezus i rozmawia z kobietą, która miała 5 mężów a ten z kim obecnie żyje nie jest jej mężem. Teraz już można pogonić i Jego i ją. No do roboty!
Karmelito, nikt nie jest bez grzechu. Czym innym jednak jest grzeszyć, czym innym jest grzech usprawiedliwiać i starać się wmawiać ludziom, że ten grzech jest w istocie czynieniem dobra. Nie, grzech nigdy nie jest dobrem, właściwą postawą dla chrześcijanina jest żal za grzechy, a nie pisanie uzasadnień dla swoich grzechów.
Kilku z komentujących felieton, oskarża niesłusznie autora i innych komentujących, że: "pastwimy się" nad p. Jackiem, byłym dominikaninem.
Podłość takiego stwierdzenia polega na tym, że ani autor, ani inni komentujący nie "pastwią się" nad tym człowiekiem, tylko zwracają uwagę na fakt, że swój upadek p. Jacek tłumaczy i oczekuje gestów zrozumienia. Ale zrozumienia nie dlatego, że upadł - bo to doskonale rozumiemy, przeżywając upadki każdego dnia - ale tego, że on z tego upadku nie chce się podnieść i próbuje robić z tego cnotę.
Wszyscy jesteśmy obdarzeni ogromnym darem - wolnością. Bardzo często ją źle rozumiemy, ale to nasze złe rozumienie, nie ma prawa doprowadzać innych do zguby, tymczasem p. Jacek właśnie tego chce! Na to nie może być zgody! P. Jacek chce żyć w grzechu - no to niech żyje, tak wybrał, jednak nie dajmy się uwieść szatańskim podszeptom, że to jest coś dobrego. Bo tak na logikę rzecz biorąc... sam fakt chęci trwania w grzechu czyni z niego narzędzie szatana, głos piekła, który sączy jad nienawiści do Boga i Kościoła.
I przykre jest to, że kilku komentujących słucha nabożnie tego głosu.
Nieznacie go, nie wiecie jakim jest człowiekiem, jakie motywy i powody nim kierowały, nie słuchaliście jego kazań, nic o nim praktycznie nie wiecie, ale zarzuty stawiacie takie, że w zakładzie karnym dla zwyrodniałych przestepców, z takim "dosier" miałby kłopoty z przyjęciem.
Stawiacie mu zarzut, że sie drogą internetową pożegnał z wiernymi. A co miał nic nie mówić, że po 25 latach odchodzi, kiedy tysiące ludzi go zna i wie, w odróżnieniu od was, kim był, co robił i jak robił. Gdyby powiedział to z ambony też mielibyście pretensje, że rozgłasza ? Kucharczak nawet zrobił z niego zdrajcę i zaprzańca oszukującego wszystkich przez ćwierć wieku.
A może przed osądzeniem, co i tak należy zostawić Bogu, trzeba było postarać się dotrzeć do źródeł, a nie poprzestawać na lekturze skrótu, który ktoś opublikował. Przecież nawet nie mamy pewności, że odszedł do jakiejś kobiety. Z oświadczenia wynika, że w końcu odważył sie, by żyć i kochać. Że nareszcie dojrzał do miłości.
Nie mamy pewności, ale wy już wiecie, dlaczego sie zaparł Pana Boga, choć on sam twierdzi, zgoła co innego, że relacji z Bogiem nie zrywa.
Ja mu wierzę, więc jestem pewny, że Bóg na niego czeka. Ale redaktora zdaję sie interesuje news.
bez nadziei na odpowiedź, ale gdyby coś to:
aimjaniec@gmail.com
1. Czy wybierając drogę Kapłaństwa nie kierował się Ojciec miłością?
2. Ile lat przygotowywał się Ojciec do kapłaństwa a ile do podjęcia tej decyzji?
3. Co dla Ojca znaczy miłość?
Ps.: Słyszałem o mniej więcej takiej argumentacji męża, który opuścił rodzinę dla innej w obronie swojej decyzji: "teraz muszę być wierny drugi raz takiego świństwa nie popełnię"
Tak jakoś mi się skojarzyło...
Daleka jestem od lekkiego potraktowania tej sytuacji. Ale są rozwiązania które pozwolą mu nie żyć w grzechu (jemu i jego partnerce!) - może dostać zwolnienie ze ślubów oraz przeniesienie do stanu świeckiego (mówi o tym abp. Gocławski - mówi, że ma nadzieję że zakonnik o to poprosi - gdzieś tu podałam linka).
Tekst na szóstkę z plusem ;)
Albo: jeśli twoja ręka jest przyczyną twego grzechu odetnij ją; jeśli twoje oko ...
Wynikiem prawdziwego spotkania z Jezusem było nawrócenie, a nie brnięcie w jeszcze większe grzechy, bo Bóg przebaczy - to jest zatwardziałość i grzech przeciwko Duchowi Świętemu.
nazywając jego krok "wdepnięciem" wykazuje się pan swoją typową dla siebie arogancją i zacietrzewieniem dlatego nie dziwi mnie to.
człowiek z czasem zmienia poglądy, dojrzewa do różnych rzeczy, stwierdza że powinien żyć inaczej,bo jego dotychczasowe życie stało się pomyłką. bywa i tak.
życzę mu powodzenia w nowym życiu i gratuluję odwagi.
Pada pan ofiarą własnej manipulacji słownej. "Znany dominikanin" to nie jest określenie własne "znanego dominikanina", ale mediów, których jest pan pracownikiem. Dyskutuje pan z samym sobą, a nie o drugim człowieku.
Polecam przeczytać biografię o. Pio. Tam się dowiesz, jakie świństwa potrafili temu świętemu przygotować jego bracia z zakonu i przełożeni biskupi.
Po tej lekturze, gwarantuję, że więcej takiej głupoty nie napiszesz.
P.s. Oczywiście Ty głupoty będziesz nadal wypisywał, bo Twoje lenistwo nie pozwoli Ci sięgnąć po biografię o. Pio. Mogę się o to założyć.
nie rzucaj pereł przed wieprze. Tu większośc jest prawdziwymi katolikami
O. Jacek jest psychoterapeutą i stosował psychomanipulacje Berta Hellingera, znanego z antychrześcijańskich aspektów swoich terapii, zresztą też był przez 25 lat zakonnikiem..... Święty Michale Archaniele módl sie za nami!
Zanim Ojciec Jacek odszedł zdążył zrobić więcej dobrego dla Kościoła niż większość pozostających w nim księży, czyli biernych, miernych ale wiernych.
Smutne - chyba wciąż za mało modlitwy za kapłanów...
> Znany? Ja go nie znałem, moi znajomi też nie.
> Bo jak na razie, to przekazał nam, między ładnie brzmiącymi słowami,
> tylko taki komunikat, że do tej pory był rozpaczliwie niedojrzały. Że
> przez te lata nauczania w imieniu Kościoła, nie nauczał we własnym
> imieniu. Tak się to czyta.
Panie Redaktorze,
Jak widać to, że nie zna Pan człowieka, nie przeszkadza Panu w wyrażaniu bardzo ostrych ocen na jego temat. A szkoda – wystarczyło posłuchać przynajmniej kilku (nie liczę, że odsłucha Pan ponad 230) kazań byłego dominikanina. Są bez problemu dostępne w internecie. Na tej samej zresztą stronie gdzie umieszczono pożegnanie. Może wtedy przyszłaby Panu do głowy myśl, że zamieszczenie takiej mowy pożegnalnej w internecie, było po prostu naturalną konsekwencją umieszczania tam regularnie kazań i chęcią pożegnania się ze słuchaczami (to, że media to nagłośniły, było jak mniemam, kompletnie niezamierzone). Może dowiedziałby się Pan również, że przez lata posługi były ojciec nauczał we własnym imieniu. I podkreślał to na każdym niemal kroku.
Trzeba było postarać się dotrzeć do źródeł, a nie poprzestawać na lekturze skrótu, który jak się zdaje, zamieściła "Gazeta Wyborcza".
Pozdrawiam
P.S. Dla jasności, chodzi mi o rzetelność dziennikarską, a nie o obronę decyzji o odejściu z Zakonu.
Nie reprezentował nauki Koscioła Katolickiego?
tak, to się nazywa wierność ślubom
...Boga(...), którego nie trzeba się bać...
A słyszałaś może o bojaźni Bożej?...Ma ona właśnie związek z grzechami a dokładniej z niechęcią do ich popełniania za tą właśnie przyczyną.
rzadko zdarza mi się czytać tekst w którym pod każdym słowem mogłabym się podpisać i to jest jeden z tych rzadkich przypadków. Dziękuję za tak trafne,bez owijania w bawełnę, słowa.
Znam, słuchałam, ceniłam, kilka jego myśli z nauk przedmałżeńskich (10 lat temu) - wyjątkowo celnych - powtarzam w dyskusjach argumentując np potrzebę czystości przedmałżeńskiej. Od kilku lat od znajomych którzy regularnie do dominikanów chadzali słyszałam, że niedobrze się dzieje - jakieś new-age-owskie teksty padają z ust ojców (o. Jacka też), jakieś "róbta co chceta" "najważniejsze jest szczęście człowieka" itd itp
Sama mocno sparzyłam się podczas spowiedzi 2 lata temu (nie u o. Jacka u innego o.)- a do dominikanów zawsze w ciemno do spowiedzi szłam i zawsze była to też dobra duchowo rozmowa z porządnymi owocami. Wtedy w konfesjonale siedział pyszny psychoterapeuta, który mnie olał i wydrwił. Bogu dzięki wierzę i wiem, że w sakramentach to kapłan jest jedynie narzędziem...bez tej wiary pewnie bym się po tej spowiedzi wyrżnęła jak długa i nieźle zwątpiła w sens kościoła na długie lata. Odtąd chodzę do księży mojej parafii :).
Gorszy mnie to publiczne ogłaszanie ideologii dorabianej do własnej słabości. Gorszy mnie, że te tłumaczenia ojcowie wywiesili na swojej stronie www jak gdyby nigdy nic. Siła rażenia upadku kapłana jest porażająca - wiem, że ten ojciec dla wielu, dla tysięcy osób był przewodnikiem i lampą, wielu po jego słowach wracało/umacniało się/szło wytrwale. Co z nimi? Dostali kopniaka w kolana od tyłu. Kto ma mocne nogi ustoi, ale tu naprawdę potrzebna jest krucjata modlitwy, za o. Jacka i w ogóle za dominikanów.
A felieton pana Franciszka - no cóż, jak zwykle - nic dodać nic ująć. Najcelniejsze dla mnie jest zdanie "skoro chcesz leżeć to nie gadaj że fruwasz".
Dziękuję.
> Gorszy mnie, że te tłumaczenia ojcowie wywiesili na swojej stronie
> www jak gdyby nigdy nic
Jest to NIEPRAWDZIWA informacja. Ktoś coś napisał, media powieliły, a teraz wierni powtarzają (i niektórzy potępiają). Nie dziwi mnie, że dla świeckich mediów nie ma to większego znaczenia (nie robią zresztą z tego zarzutu), o tyle katolickie (np. Fronda) powinny to sprawdzić, bo w ich ustach pojawia się słowo zgorszenie, a jest to bardzo poważne oskarżenie. Powtarzam – jest to NIEPRAWDA.
Kazania i pożegnanie znajdują się na niezależnej stronie (własna domena), a pliki na niezależnym od ojców serwerze. Ojcowie dominikanie nie mają z tym nic wspólnego. Do poniedziałku podawali jedynie link do niej, który był umieszczony pod danymi kontaktowymi Jacka Krzysztofowicza. Z chwilą odejścia z Zakonu odnośnik został usunięty.
Miejmy nadzieję, że teraz się zainteresują.
w pełni podpisuje sie po tym wpisem. Redaktor Kucharczak jest przykładem dziennikarza, gdzie bardzo często słowa wyprzedzają myślenie. Jego "święte oburzenie" daleko wyprzedza mądrość Kościoła i Boże miłosierdzie. Nie popieram takiej postawy. Sądzę, że prawda podana w takim sosie własnym, nie zbliża ludzi do siebie, ani do Boga.
To co napisałeś o Bogu, Kościele i o miłości, to wszystko prawda. I jestem przekonany, że wie o tym również red. Kucharczak.
Problem w tym, że podłością jest wykorzystywanie tych przymiotów Boga i Kościoła do mętnego tłumaczenia się z upodobania w grzechu.
Z Twojego komentarza wynika, że i Ty do końca nie jesteś szczęśliwy z tego, że jesteś "też ex". Na szczęście Ty, mam nadzieję, swoim upadkiem nie chełpiłeś się.
nie jestem przekonany, czy redaktor Kucharczak o tym wie i to rozumie. Czytając jego artykuły mam wątpliwości. Nie mam ich za to w stosunku do ciebie, że twoje wpisy służą z reguły pyskuwie i awanturze na tym portalu. Ty zawsze szukasz wiejskiej remizy, gdzie zgiełk, wrzawa i mordobicie. Nie interesuje cię miłość płynąca z betlejemskiego żłobka. A jeżeli juz to nie jest ona najważniejsza w twoich wpisach.
Zestawienie obu spraw sugeruje, że można rozwiązać małżeństwo. A nie można. Poza tym wiele z orzeczeń o nieważności małżeństwa może sama być nieważna. Monitował w tej sprawie JPII.
Kiedyś ludzie pobierali się w wieku nastu lat i trwali w małżeństwie. Trwali też w powołaniu kapłańskim i zakonnym. Dzisiaj tak postępuje znaczna część ludzkości, np. jest to częsty zwyczaj w Indiach.
Jeśli u nas ludzie w wieku 25 a nawet 30 lat są niedojrzali, to kiedy dojrzali będą? Kiedy wezmą odpowiedzialność za swoje czyny? Dzisiaj tak, a jutro inaczej? Na emeryturze? Jest wiele niedojrzałych emerytek i emerytów, różnych Madziuń, Kasiuniek, Aniuś itp. A może na łożu śmierci? No bo kiedyś trzeba.
To oczywiście nie ma nic wspólnego z dojrzałością decyzji. Zresztą, jeśli ktoś przez 25 lat był ojcem zakonnym, a nawet przełożonym wspólnoty, to raczej jego decyzja była podjęta nie tylko dojrzale, ale i zgodnie z powołaniem.
Oczywiście nie wypowiadam się na temat tego konkretnego przypadku. Jednak często u podstaw decyzji porzucenia kapłaństwa lub małżonka stoi człowiek cielesny, jak to nazywa św. Paweł, czyli wiadomy grzech. Dopiero potem pojawia się próba racjonalizacji. Np. ucieczka w niedojrzałość, niewiedzę lub obwinianie innych, KK, współmałżonka itp.
Podobnie z kaplanami, czesc z nich dojrzewa w czeasie formacji i kaplaskiej poslugi i odchodzi (albo zostaje w nowy sposob), a czesc nigdy nie dojrzewa i odchodzi z tych samych niedojrzalych powodow, dla ktorych wstapila (albo zostaje "w swoim kaplanskim grajdolku"). Ja staram sie nie oceniac swojej sytuacji.
oczywiście, ma pan prawo do własnej opinii, proszę jedynie pamiętać, jak bardzo dyletancka jest ona w obliczu takiej powierzchowności, jaką pan zaprezentował.
W Piśmie Świętym nie ma wyraźnych tekstów nakazujących zachowywanie celibatu członkom jakiejś grupy społecznej lub religijnej. W Starym Testamencie są tylko nieliczne wzmianki o osobach pozostających w bezżenności, np. Bóg Jahwe zaleca Jeremiaszowi, aby nie brał sobie żony (Jr 16,2). W stanie bezżennym żyli prorocy Eliasz i Elizeusz.
W Ewangelii Mateusza Jezus wypowiada słowa, w polskim tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia oddane jako "(...) są także bezżenni, którzy ze względu na królestwo niebieskie sami zostali bezżenni" (Mt 19,12)[3].
Drogę bezżenności wybrali także Jan Chrzciciel, Jan Ewangelista, a także Święty Paweł, który zachęca chrześcijan do bezżenności słowami: "Dobrze będzie, jeśli pozostaną jak ja" (1 Kor 7,8), zaznaczając wszakże na wstępie swojego wywodu, że "każdy jest obdarowany przez Boga inaczej" (1 Kor 7,7). Zwracając uwagę na trudności życia małżeńskiego argumentuje, że "człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to jak się Panu przypodobać. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie" (1 Kor 7,32-33).
Jedno jest pewne, że celibat nie od początku w Kościele Katolickim obowiązywał. Od pierwszych wieków istnieli jednak ludzie, którzy dobrowolnie rezygnowali z założenia rodziny, by poświęcić się służbie Bogu i Kościołowi. Z czasem dopiero powstały zakony, ale do nich też wstępuje się dobrowolnie.
Osobiście sądze, że w kościele katolickim problemy pedofilii, coraz bardziej licznego wychodzenia ze stanu kapłańskiego, czy zakonu, molestowania są prostą konsekwencja funkcjonowania tego zakazu. Celibat jest wbrew naturze człowieka, a skoro Bóg zna ją doskonale, to nie sądzę, aby to On go wprowadził i skazywał mężczyznę na męczarnie.
Większość księży ceni jednak celibat, bo uważają, że z niego płynie wielka siła. To nie jest takie bezsensu jakby się niektórym wydawać mogło.
Problem pedofilii jest znacząco wyolbrzymiony. Statystycznie to raczej ojcowie częściej gwałcą swoje dzieci, niż księża ministrantów. Aczkolwiek wiadomo i to i to jest okropne. Nie mniej nie wynika to z celibatu, a raczej ze stanu danego człowieka.
Zgadzam się z redaktorem, że bezsensu jest w kontekście odejścia o.Jacka poruszać znowu temat celibatu.
czlowieka jako jednostki seksualnej. Przede wszystkim bardzo czesto ludzie, ktorzy nie wchodza w zwiazek malzenski nie sa bezposrednio
odpowiedzialni za druga osobe dzien po dniu. Nie dojrzewaja w intymnosci w zwiazku z druga osoba. A relacje w grupie to zupelnie cos innego. Dlatego ksieza moga w pewnym czasie doswiadczac samotnosci i to bardzo dotkliwie. To sie bedzie dokonywac w aspekcie emocjonalnego wyizolowania i w aspekcie fizycznej bliskosci z drugim czlowiekiem. NA DODATEK stan CELIBATU moze sie podobac ludziom o roznych innych orientacjach seksualnych, bo tu beda bezpieczni.
Jesli CI LUDZIE sa czlonkami tak poteznej organizacji jaka jest Kosciol Katolicki czesto nie musza sie martic o skutki swoich czynow w zakresie legalnym czy moralnym.
W Polsce to widac szczegolnie mocno. W dodatku bardzo chetnie my Katolicy winimy ofiary molestowania i kobiety, ktore maja dzieci z ksiezmi, ze sa same sobie winni i winne. Niewatpliwie zarowno dzieci jak i te kobiety sa emocjonalnie niedojrzali. Dzieci winic - to glupota, winic tylko kobiety to szowinism. Czesto sa to kobiety pochodzace z domow gdzie albo wogole nie ma ojca, albo jest to dysfunkcjonalna rodzina. Wiec te kobiety beda rowniez latwym "lupem". Pamietajmy jednak ze " do tanga trzeba dwoje" , a ksiadz powinien byc zdecydowanie tym - bardziej dojrzalym. No ale jak mowilismy wczesniej - nie dojrzal on czesto do relacji i odpowiedzialnosci, a poza tym jesli dodatkowo czuje sie samotny jak wskazalem wyzej - mamy idealne warunki dla zaistnienia grzechu.
Na zachodzie poradzono sobie wreszcie dosc dobrze z problemem molestacji, bo to kraje o mieszanym chrzescijanstwie: katolicko - protestanckim. Duzo gorzej bedzie w Polsce czy Irlandii. My nie chcemy znac prawdy!
Wiec niechcac oceniac ksiezy, widze jednak niezwykle skomplikowany problem jaki celibat niesie za soba.
Wielu wspanialych ksiezy odejdzie do "normalnosci" ale oni juz nie ida z wolnej stopy i czesto przesladuje ich potem mysl, ze zawiedli. Inni
zostaja w kaplanstwie z wygodnictwa i udaja, ze wszystko jest ok. Inni
dojezdzaja do dzieci, placa alimenty. Inni zostaja " wyslani na Ukraine",
Jakos nie slyszymy o tych co powinni a nie siedza w wiezieniu, jak "cywile" co sie dopuscili podobnych czynow. Inni - sa wierni Bogu do konca i czesto cierpia bardzo dotkliwie wsrod swoich. Znam wspanialych ksiezy i dzieki nim ma wiara nie upadla. Ale nie twierdze, ze zla w Kosciele nie ma, ze celibat jest potrzebny wszystkim i cierpie ze tak jest w naszym Kosciele jak jest, ze jestesmy hipokrytami. Na tej pozywce zywia sie Palikoty i spolka. Wiec dazmy do uczciwosci, do oczyszczenia, do milosci do ludzi skrzywdzonych. I pamietajmy o slowach naszego wieszcza Norwida: " nie ten ptak kala wlasne gniazdo co je kala, lecz ten co o tym MOWIC NIE POZWALA".
Natomiast co do pedofilii - trudno to, że "jesteś przekonany" uznać za przekonujące. Pedofilia to zaburzenie orientacji seksualnej którego nie nabywa się o tak, po prostu przez brak mwspółżycia z kobietą.
Zresztą o czym my tu mówimy - jakby ksiądz chciał utrzymywać stosunki sekisualne z kobietą/kobietami to by to robił - to żaden problem znaleść dyskretną partnerkę daleko od parafi i sprawę utrzymać w tajemnicy.
Wiadomo, że w obecnym kryzysie ojcostwa w kulturze nikt nie pali się do odpowiedzialności.
Walka o wartości mniej kojarzy się z cicha pracą i służbą, a raczej z hałaśliwym powiewaniem sztandarami, obroną krzyża gdzieś tam etc.
Wymieniany często inny znany zakonnik mawiał ..."módlcie się (dziewczyny), żeby mnie pochowali w habicie"...
Dołączam o. J.K. do moich modlitw.
Cóż, obecność krzyża jest probierzem chrześcijaństwa i często wiele kosztuje. Nie ma chrześcijaństwa prywatnego, na własny użytek. Wielu takich, co zdejmuje krzyż w domu, robi zakupy w niedziele, je mięso w piątki, ... z czasem oddala się od Kościoła.
Dodam anegdotę.
Kobieta zgubiła portfel i modli się do Boga: "Panie Boże, żeby mojego portfela nie znalazł żaden ksiądz, bo on sobie już to jakoś wytłumaczy".
Postuluję - dość tłumaczeń, dość lęku przed jasnym mówieniem co jest tak i tak a co nie.
Jeszcze raz dziękuję.
Uważam, że Bóg jest bardziej wspaniałomyslny od niektórych wypowiadających się w tych komentarzach. Tyle mówienia o miłosierdziu, a wokół ciągłe potępianie i ocenianie, jak powinno być. Czy naprawdę nie próbowaliście zrozumieć tego człowieka?
To jest dziwne, że bardziej od drugiego człowieka ceni się instytucję - kościół - i dba się o wyłącznie o jego wizerunek. Jeszcze tydzień temu dziękowano by temu ojcu za odprawioną mszę i mądre kazanie, dziś wielu zmiażdżyłoby go jednym palcem...
To naprawdę smutne...
Jezus nie potępiał. Dlatego coraz częściej przekonuję się do tego, że w machinie kościoła wybiórczo manipuluje się słowem Jezusa - jak telewizji TVN faktami.
Czytam komentarze i jestem pewna, że ich autorzy mają dość duży kłopot w czytaniu ze zrozumieniem. Zachęcam, by artykuł przeczytać choć dwa razy, aby na pewno wszystko zrozumieć i wtedy się odnieść. W przeciwnym wypadku komentarze dotyczą tego co zrozumieliśmy, a nie artykułu i myśli autora.
Racją jest, że powinniśmy znać prawdę i to, że nie powinien żyć w zakłamaniu, ale gdzie jest miłość, "która nigdy się nie kończy"? Czy Miłością było to, co kazało Mu służyć wspólnocie przez ćwierć wieku, czy to, co kazało Mu tę wspólnotę zostawić? Czy jeśli okazał się niewiernym księdzem, okaże się wiernym "mężem"? Niech Go Pan Bóg ma w swojej opiece. Modlę się za kapłanów i małżonków niewiernych. Niech Bóg okaże im swoje miłosierdzie i da czas na nawrócenie.
Poczekamy co napisze po 25 latach "nowego" życia.
u ciebie chyba zaburzył właściwą ocenę sytuacji.
widać jaś nie został jeszcze Janem;
nie ma się co obrażać na fizjologię, u każdego działa tak samo; reakcja hormonalna oparta na oksytocynie jest podstawą do budowania więzi miedzy matka i dzieckiem, ale też między kobieta i mężczyzną; dlatego nakaz kościelny wstrzemięźliwości seksualnej jest bardzo mądry, nie podejmuj współżycia dopóki nie będziesz pewny swego wyboru życiowego; inaczej to hormony zdecydują za ciebie, chociaż może się wydawać że sam tak zdecydowałeś (dojrzałeś?); lekcja w sam raz dla jasia
dziekuje panie Franku że pan pisze,że pan jest! komentarze,jak kazdy sa werbalnym przedstawieniem emocji, uczuć.Rzeczywiście wiele mnie w wypowiedzi o.(!)Jacka , zabolało, zadziwiło,a na pewno żal mi go oraz kobiety (?)jego życia! powiem,żenajbardziej domnjie przemówił komentarz pana Franka zamykający sie w zdaniu "skoro chcesz leżeć nie gadaj że fruwasz"!!A tak na marginesie,przysięgłam sobie że więcej nie bedę tego zdarzenia komentować!pozdrawiam wszystkich!!!jeszcze jedno pytanie :czemu Jacek nie "opublikował się" w Gościu?! tylko w GW?ciekawam...choc niekoniecznie...
Na to o. Salij im odpowiada, że być może wielebni mieli powołanie, ale Wola Boża na dzień dzisiejszy jest taka, żeby w małżeństwie trwali. Zresztą nie jest on tu oryginalny, bo taka powinna być rada w podobnych sytuacjach.
Te "biblijne małe lisy", z biegiem czasu potrafią doszczętnie objeść winnice pańską mimo, że są z początku takie niepozorne. Tego typu "wyskoki" na początku mają coś z fascynacji ale z czasem a zwłaszcza u końcu życia porafią dawać niezłego "kaca moralnego". "Czas na ziemi w gruncie rzeczy jest krótki." Matka Boża uprzedziła, że Kościół doświadczy wielkiego prześladowania, że niektórzy porzucą kapłaństwo. Kto wytrwa w wierze będzie zbawiony.
Po co przyjmował świecenia kapłańskie i sluby? to oznacza niepoznanie miłości Bożej, a przecież Bóg daje siebie poznać tylko jak człowiek chce. Nawet jezli wybierze powołanie które Bóg ecześniej dla niego nie zaplanował to szanując człowieka da mu łaski i siłe by wytrwał w tym powołaniu, ale warunek jest taki by trwał i poznawał miłośc Bożą.
I tutaj raczej zaszwankowała relacja między człowiekiem a Bogiem.
Jeśli jest się zakonnikiem, to nie zadaje się z panienkami, bo ma sie wspólnotę z którą się zyje. Jego zdrada Boga i współbraci nastąpiła dużo wcześniej, bo nie zrozumiał zupełnie na czym polega Reguła Św Dominika i jakimi środkami ma się ją wypełniać, czym karmić i jak się rozwijać. Żadna miłość nie karmiona i nie rozwijana, nie będzie zyła.
W zakonie było jak "u mamy za piecem", a teraz zobaczy sam, gdy inni go zdradzą, właśnie ta kobieta, a i dzieci nie będą mocni w wierności, bo przykład idzie z góry. Jeśli Bogu nie dotrzymuje się wierności, to komu?... Jak Bóg to widzi, to niech O. Jacek lepiej się nie wypowiada, bo ogrom odpowiedzialności za wszystkie zgorszenia i ich konsekwencje wśród wiernych spotka go i na progu wieczności o nich się dowie.
Radzę O. Jackowi pójść chociaż na tydzień milczenia do OO Kamedułów i zobaczyć oraz przemyśleć na czym polega życie i czym jest życie. Niech zapyta osób starszych, czy długo żyli i co najbardziej pamiętają, co im dodaje skrzydeł, a co ich najbardziej smuci, jak oceniają swoje życie. Może przejrzy chociaż na jedno oko.
Nasz O. Św. Jan Paweł II o takim kapłanie i w tej sytuacji mówił - "biedaczyna" i w całej rozciągłości słowa ma rację. Za brak samodyscypliny zapłaci sromotnie i wkrótce sie o tym przekona jak duze są jego błędy.
Zgorszenie i niesmak - owszem.
Ale też refleksja, że mam bacznie przyglądać się sobie i bliźnim, by w porę ratować się przed kataklizmem. Miłosiernie napominać błądzących i pozwolić, by i mnie roztropni napominali. Czytam, że o. Jacek głosił przez lata jakieś "podejrzane" teorie. Czy ktokolwiek naprostowywał jego drogę, widząc, że nie zmierza w dobrym kierunku?
A co do tych, którzy czują się opuszczeni przez duszpasterza (a pewnie nawet oszukani): Jezus nigdy się nie waha, nie wycofuje, nie zmienia zdania, nie tłumaczy się pokrętnie. Nie budujmy naszej Wiary na kapłanie - ułomnym człowieku (czyli na piasku) tylko na Jezusie - czyli na Skale.
Ojciec odszedł - został Jezus.
Czy gościu dojrzał do miłości? Smiem w to wątpić - na moje rozeznanie on nie potrafi miłować, bo gdyby to umiał byłby wiernym.
Owszem, można się pomylić w wyborze swojego powołania, ale to się rozeznaje wcześniej, nie aż po tylu latach.
Jego partnerce można tylko współczuć.
znanego w Krakowie ks.Kuca- Kolibera? Wspaniały kapłan który pomogał dzieciom, młodzieży zagubionej. Dostawał medele i odznaczenia od władz. Napisał kilka wspaniałych książek. Niestety "miłośc" zwyciężyła nad Miłośćią Jezusa.Odszedł od kapłaństwa chwaląc się tym w gazetach ( nie było wtedy internetu)"
***
Miałam okazję poznać Kolibra, długo z nim rozmawiałam. Praktycznie do teraz interesuję się jego losem.
To nie było tak, jak widzisz.
Ks. Kazimierz był tzw. późnym powołaniem, miał za sobą nieco przejść, chyba też narkotyki.
Za Jezusem poszedł ze szczerym sercem, nawet mu przez myśl nie przeszło, że to tak się może skończyć.
Przeszedł formację zakonną, przyjął święcenia, złożył śluby. Zajął się trudną młodzieżą, założył Dom Otwartych Drzwi, w którym schronienie znalazły trudne dzieci, narkomanii i bezdomni. Podziwiano go w mediach nie tylko lokalnych.
Pochłonięty pracą zaniedbał nieco życie duchowe, i stało się tak, że któregoś dnia "zapomniał się z jedną wolnotariuszką", co niestety zaowocowało ciążą.
Odwrót był już nie bardzo możliwy. Kazik poinformował o tym fakcie swoich przełożonych, a ci zaproponowali mu, że mogą go wysłać za granicę, ale będzie musiał zerwać kontakty z całym swoim dotychczasowym środowiskiem, nikt z jego świeckich przyjaciół nie będzie wiedział, gdzie przebywa.
Koliber był uczciwym człowiekiem i na to się nie zgodził, bo takim krokiem zaprzeczył by swojej dotychczasowej posłudze. On, który opiekował się dziećmi z patologicznych rodzin, miałby teraz własne pozostawić? To, że zakon zobowiązał się płacić alimenty nie było wcale dobrym rozwiązaniem.
Kolibra bardzo zabolała postawa jego współbraci, szczególnie przełożonych. Zabronili innym zakonnikom mieć z nim jakiekolwiek kontakty, w założonym przez niego Domu zmieniono formułę, został już zamknięty przed narkomanami.
Zakonnik wyszedł z klasztoru mając przy sobie 250 zł. obok siebie miał kobietę w ciąży i żadnych perspektyw. Zamieszkali na wsi, Koliber został zatrudniony za marne grosze w nocnych audycjach radiowych prywatnej rozgłośni.
Obecnie jest pracownikiem socjalnym, w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, ma dwóch synów. Pomaga ludziom bezdomnym, nie udziela wywiadów.
Przyznaję, że ta historia mocno mnie poruszyła, bo uważam, że akurat w tym przypadku Kościół urzędowy zachował się podle.
Każdemu może się przytrafić upadek i nie w ten sposób powinien był być rozwiązany ten problem.
Łatwo potępiać. To tak chwytliwi brzmi: Kościół urzędowy postąpił ...
Nie osądzaj, bo nie znasz, i pewnie nie rozumiałabyś przyczyn tej decyzji. Akurat decyzja oddalenia go od ośrodka, gdzie byłby narażony na ponowne pokusy, była jak najbardziej słuszna. Bez tego pewnie nie wytrwałby pewnie w wierności: jeśli twoja ręka jest przyczyną twego grzechu, odetnij ją. Poza tym, jakby na to nie patrzeć, podstawową rolą kapłana nie jest pomoc socjalna.
Taaak??? Przy tym nakaz żeby opuścił kraj i nie zostawił nikomu ze znajomych na siebie namiarów?
A dziecko - pomyślałaś o nim? Co ono zawiniło, że rodzice okazali się mało odpowiedzialni?
Każde dziecko powinno mieć możliwość kontaktu ze swoim biologicznym ojcem, to jest jego (dziecka) niezbywalne prawo.
Owszem Koliber postąpił źle, zgrzeszył - jednak gdyby opuścił swojego synka, to by zaprzeczył wszystkiemu temu, co robił wcześniej. Opiekował się z dużą troską problemowymi dziećmi, a własne miałby porzucić na pastwę losu?
"Poza tym, jakby na to nie patrzeć, podstawową rolą kapłana nie jest pomoc socjalna. "
Nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi?
O posługę wśród najbardziej potrzebujących? To jest chyba zasadniczym powołaniem każdego ucznia Chrystusa, a nie: celebra Mszy św. i innych sakramentów tylko. Kapłan ma być sługą tych najbiedniejszych właśnie.
Jeżeli miałaś na uwadze świadczenia materialne, to o takowe jak najbardziej powinien troszczyć się ten, kto dzieciaka zmalował.
Zapewne nie było by tej ciąży, gdyby dziewczyna była cwana i jak to jest teraz w modzie "zabezpieczała się".
To był tylko jeden raz, który niestety zaowocował.
Być może jestem już przyzwyczajona do kultury, jaka panuje w Kościele urzędowym, w Niemczech.
Tutaj w podobnej sytuacji są dwa wyjścia:
1. Kapłan pozostaje na swoim miejscu i z pensji którą otrzymuje płaci alimenty. Jak najbardziej ma kontakty z dzieckiem, stara się pomagać matce w jego wychowaniu. To trudne, bo pokusy nachodzą, ale możliwe w realizacji.
2. Kapłan odchodzi do "cywila", przełożeni ułatwiają mu start na początku, jeżeli nie miał pieniędzy (zakonnicy oszczędności nie mają), to zakon wypłaca mu pewną sumę, na okres zanim znajdzie pracę. Współbracia nie pozostawiają go samego, zawsze mu służą swoją radą i pomocą.
Jest też możliwość zwolnienia ze złożonych ślubów i otrzymania dyspensy na małżeństwo (z Watykanu), ale to się praktykuje dopiero po upływie znacznego czasu, nie w pierwszych latach.
Masz typowe dla "wierzących niepraktykujących" i niewierzących spojrzenie na Kościół. Rolą zasadniczą kapłana nie jest pomoc socjalna. W nim chodzi o nieskończenie(!) więcej. Kapłan nie jest po to, żeby ojcować biologicznemu dziecku, ale wiernym w sprawach życia i śmierci i to wiecznej(!). Tego niewierzący nigdy do tak naprawdę nie zrozumieją.
Nie miejsce tu na wyjaśnianie, czym jest jego rola. Warto jednak tym się zainteresować. Warto jednak, wiedzę i przede wszystkim zrozumienie pogłębić.
Masz rację że Zgromadzenie niewłaściwie z Nim postąpiło. Może dlatego że w tamtych latach bardzo rygorystycznie oceniano kapłana który miał dziecko. Teraz może tak nie jest.
Jeżeli masz z Nim kontakt przekaż
wyrazy szacunku i wytrwałości w pracy dla innych.
Piękne zdanie, które w zasadzie kończy całą dyskusję. Dedykuję to zdanie tym, którzy w komentarzach plują na autora tego artykułu.
Rozumiem, że w Polsce są inne warunki, aniżeli mamy w Niemczech, ale twierdzę, że przełożeni powinni byli zachować się inaczej.
Na tego typu zachowanie Kościoła urzędowego ja się nie zgadzam i chyba nie jestem w tym odosobniona.
To na pewno nie było rozwiązanie w duchu Chrystusowej Ewangelii.
Oczywiście, że dziecko nie jest winne błędom rodziców. Ale czy uważasz, że jeśli jakiś żonaty mężczyzna zrobi skok w bok, i zaowocuje to poczęciem dziecka, to jego obowiązkiem musi być porzucenie żony i zamieszkanie z kobietą, spodziewającą się dziecka? Nie wolno zdradzać swego powołania, nie wolno zdradzać kapłaństwa, nie wolno zdradzać żony, bo to prowadzi do bardzo trudnych sytuacji, w których nie ma tak naprawdę dobrego rozwiązania, są tylko złe i jeszcze gorsze. Czasami niestety alimenty pozostają jedynym rozwiązaniem. Winowajcą jest ten, co myślał po, zamiast przed, a najbardziej cierpi dziecko.
Kontaktuje się z nim o ile to możliwe - zabiera na weekendy, wakacje, telefonuje w tygodniu co słychać, prowadzi rozmowy o jego problemach i o życiu w ogóle - jednym słowem stara się być obecny w jego życiu.
Nie wiem jakby to miało wyglądać w przypadku księdza....
Kard. Nagy: Prosty raport czy natchniona synteza
http://jmichalik.episkopat.pl/varia/4102.1,Kard_Nagy_Prosty_raport_czy_natchniona_synteza.html
Jest to omówienie książki pt."Raport o stanie wiary w Polsce".
M.in. czytamy tam: "Nie brak wreszcie arcybolesnej sprawy wypaczeń seksualnych i ich pełnych roztropności rozwiązań - choćby to, że w przypadku konfliktu ojcowskiego kapłaństwa niech raczej ucierpi Kościół aniżeli pozostawione bez ojca dziecko."
Link: (trzeba skopiować do przeglądarki)
http://www.tvn24.pl/pomorze,42/abp-goclowski-o-odejsciu-dominikanina-nie-chce-go-osadzac,300807.html
Każdy preparat farmakologiczny ma długą listę skutków ubocznych. Zwykla etopiryna (tabletka "goździkowej" od bólu głowy)
".....krwawienia z przewodu pokarmowego, uszkodzenie śluzówki żołądka, uczynnienie choroby wrzodowej, perforacje; zwiększenie aktywności aminotransferaz, fosfatazy alkalicznej i stężenia bilirubiny we krwi, ogniskowa martwica komórek wątroby, tkliwość i powiększenie wątroby szumy uszne (pierwszy objaw zatrucia salicylanami), zaburzenia słuchu, zawroty głowy; białkomocz, obecność leukocytów i erytrocytów w moczu, nerfoparia z martwicą brodawek nerkowych, śródmiąższowe zapalenie nerek; niewydolność serca; nadciśnienie; małopłytkowość, niedokrwistość hemolityczna u pacjentów z niedoborem dehydrogenazy glukozo-6 fosforanowej, leukopenia, niedokrwistość wskutek mikrokrwawień z przewodu pokarmowego, agranulocytoza, eozynopenia, zwiększone ryzyko krwawień, wydłużenie czasu krwawienia, wydłużenie czasu protrombinowego; reakcje nadwrażliwości (wysypka, pokrzywka, obrzęk naczynioruchowy, skurcz oskrzeli, wstrząs). Owrzodzenie żołądka występuje u 15% chorych przewlekle stosujących kwas acetylosalicylowy."
Więc mówienie o szkodliwości antykoncepcji ma paść na podatny grunt ignorancji ludzi co do działania środków farmakologicznych. A nuź się ktoś przestraszy...
Czegoś tu nie rozumiem - czyżby argumenty jakimi posługuje się Kościół Katolicki nie były wystarczającymi by ludzie ich nie stosowali? Trzeba je wzmocnić koniecznie argumentem o szkodliwości zdrowotnej?
Na to wygląda.
Np słyszałem wczoraj rozmowę studentów na przystanku: czy ona ma teraz(!) jakiegoś chłopaka. Czyli chodzenie nie jest po to, żeby się w przyszłości pobrać. Nie jest żadnym zobowiązaniem. Ot mam kogoś na teraz, bo tak mi wygodniej. A jak będzie niewygodnie, to się rozstaniemy. Podobnie jest z małżeństwem. Dla wielu, szczególnie dla kobiet, jest to tylko pewna dogodna forma bycia z drugim człowiekiem. A jak coś nie tak, to ... Podobnie jest z rodzicielstwem.
Niestety, takie podejście występuje też czasem wśród kapłanów - w końcu są częścią społeczeństwa.
Dokladnie jest tak jak piszesz.
To syndrom naszych czasów.
Zastanawiam się czy jest coś takiego jak nieważność ślubów zakonnych ze względu na niedojrzałość psychiczną do życia zakonnego (analogicznie jak jest nieważność przysięgi małżeńskiej).
Ten człowiek wyraźnie mówi o swojej niedojrzalej, niewłaściwej (ja nazwałabym ją wręcz "patologicznie niedojrzałą") motywacji złożenia ślubów zakonnych (ucieczka od odpowiedzialności, od prawdziwego życia, niedojrzałość do ludzkiej miłości itp ).
Czy śluby złozone przez tak niedojrzałego człowieka są ważne??? (biskup Gocławski wyraża w zalinkowanej rozmowie nadzieję, że zostanie on zwolniony ze ślubów zakonnych oraz przeniesiony do stanu świeckiego).
Czy jakiś kapłan mógłby to wyjaśnić?
Ze ślubami zakonnymi sprawa jest inna
- nie są sakramentem. Można zostać z nich zwolnionym (z wieczystych zwalnia wyłącznie papież).
Ale to inna kwestia niż przeze mnie poruszona.
Chodzi mi o ważność ślubów (i ewentualne orzeczenie ich nieważności).
Masz rację - dobrze by było, że by osoba kompetentna wyjaśniła szerzej tą kwestię.
Jest tu ktoś taki???
Jeżeli ważność święceń miałaby zależeć od biskupa, to znaczyłoby że mógłby ważnie wyświęcić kogoś na siłę, pod przymusem. Specjalnie podaję taki drastyczny przypadek, ale jest przecież wiele sytuacji pośrednich. Więc ważność nie zależy chyba jednak tylko od biskupa. Zresztą kiedyś na tym portalu jeden ksiądz podawał nazwę jakiś przepisów kościelnych, wydanych przez papieża, o nieważności święceń. Mam nadzieję, że nie ma tylu nieważnych święceń co małżeństw. Zresztą z nieważnością małżeństwa to też podejrzana sprawa, bo sam papież upominał, że uznaje się nieważność z błahych, niewystarczających, powodów. Czyli nieważnie oświadcza się nieważność;-).
Co do blahosci spraw w sprawach dotyczacych waznosci malzenstwa, to uwierz mi, ze bieda ludzka nie ma granic. Trudno pewne sprawy ocenic z zewnatrz.Jak pisal wieszcz: "Sad moj procz Boga nie dany nikomu, jesli mnie sadzic chcesz, we mnie byc musisz, nie ze mna."
CZY tez sie Pan czegos boi, moze siebie samego?
SKAD Pan wie z cała pewnością, ze były zakonnik nie dostanie ślubu kościelnego w przyszlosci? CZY to by było pana marzeniem, ukarać go do końca zycia? TAKIE POTRZEBY wynikają z braku umiejętności budowania
właściwych struktur obrony siebie, niewłaściwych kontaktów z ludzmi, braku wywazonej intymności. Trzeba wiecej pokory.
I czyja jest ta Prawda? Prosze, nie odpowiadaj zanim dobrze nie przemyslisz. I prosze posłuchaj biskupa Goclawskiego, bo pewnie on sie trochę lepiej orientuje w tych sprawach niz pan Franciszek.
A potem jesli Ci na prawdzie zależy, pomedytuj nad tym zdaniem biskupa: "człowiek jest Tajemnica..."
I czyja jest ta Prawda? Prosze, nie odpowiadaj zanim dobrze nie przemyslisz. I prosze posłuchaj biskupa Goclawskiego, bo pewnie on sie trochę lepiej orientuje w tych sprawach niz pan Franciszek.
A potem jesli Ci na prawdzie zależy, pomedytuj nad tym zdaniem biskupa: "człowiek jest Tajemnica..."
PS. Piszesz jakbys przeszedl co najmniej kilkuletnie szkolenie w jednostce Grom. Lepiej tu skoncze, bo mam ochote na zlosliwosc.
cytuję za TP.
Jego znajomi są przekonani, że to nie kobieta jest sednem sprawy, lecz ewolucja światopoglądowa, która rozpoczęła się w nim od momentu fascynacji psychologią.
– Warto podkreślić, że szczególną formą psychologii – mówi Kazimierz. – On się specjalizował w ustawieniach rodzinnych Hellingera i hipnozie ericksonowskiej. To są metody, które wielu profesjonalnych psychologów uważa za szamanizm. Bert Hellinger sam był zakonnikiem, i opuścił swoją wspólnotę po 25 latach. Doprowadziły go do tego koncepcje, które wymyślił. Stał się osobą świecką, związał się z kobietą – zresztą też zakonnicą. Mówiliśmy Jackowi, że to szamanizm, żeby uważał. Niemieckie Towarzystwo Psychologiczne zwalcza metodę Hellingera, uważa, że opiera się na psychomanipulacji i grozi trudnymi do przewidzenia konsekwencjami. Jacek odpowiadał, że nie widzi problemu. Metoda jest skuteczna psychoterapeutycznie i tylko to go interesuje.
Rzeczywiście dzieje się tak, że wielu ludziom wydaje się, że psychologia jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania natury moralnej i egzystencjalnej.
Psychologia staje się wyrocznią a psychoterepeuci aspirują do miana "przewodników duchowych".
I tu zaczyna się katastrofa...
Jeszcze zanim o. Krzysztofowicz wystąpił z zakonu zwracano uwagę, że za bardzo psychologizuje w swoich kazaniach (większości ludzi się to podobało - to ich podciągało).
„Wierzę w Boga, który stoi po stronie życia i miłości". - A więc wierzy w Boga jako rzec znika życia i miłości.
"Zwyczajnego życia i zwyczajnej miłości". - Być może to co robił, odgrodzony od ludzi habitem jak pisał, nie było zwyczajnym życiem ani zwyczajną miłością. Może było niezadowalające, może nieautentyczne.
"I mam takie głębokie poczucie, że się w końcu odważyłem, by żyć i kochać." - To ważne wyznanie - odszedł dla miłości, nie z racji doktrynalnych, finansowych, czy innych. Jego sprawa. Gdybym był z kręgu jego przyjaciół, jego żarliwych słuchaczy, zapytałbym go: czy to ta pustka, o której pisze, że ją odczuwał wobec Boga, sprawiła, że nie mógł być kochającym kapłanem? Oraz - czy ma przekonanie, że dotknie go ona w zwiazku z wybraną osobą?
"Że nareszcie dojrzałem do miłości”. - Cenię sobie dojrzałość, a także dojrzewanie do miłości. Lepiej późno niż wcale.
I chyba dobrze, że odszedł z tego stanu. Duchowego, nie tylko duchownego. Bo nie do pozazdroszczenia byłoby życie w takim napięciu, w nieautentyczności wobec ludzi i siebie. No i tej pustki o nawie Bóg. Czy można Go wtedy głosić?
--> Ojciec J.K. nie był mi znany. Ale z pewnością był ważny dla wielu osób. Czy nikt ze współbraci/ojców nie mógł mu wcześniej pomóc, słuchając jego kazań, nauk itd.?
--> Wiele osób przychodziło "na Krzysztofowicza". Teraz pewnie oni cierpią szczególnie. Pewnie był wielu osobom pomocny, ale chyba atrakcyjny głównie przez to, że głosił siebie, tj. swój punkt widzenia, swoją wrażliwość, tożsamość,swoje odkrycia i wątpliwości. Być może jednak ze stratą dla sedna kapłaństwa.
To wszystko mogę zrozumieć jako człowiek mający swoje problemy z wiarą. Jednak wywieszanie elektronicznego "ogłoszenia o stanie ducha" razi mój gust. Trzeba było zaprosić swoich słuchaczy i powiedzieć twarzą w twarz: "poszukiwałem, nie oszukiwałem, błądziłem, przepraszam Wszystkich zawiedzionych. Co o tym myślicie?" Może ktoś miałby coś ważnego do powiedzenia na nową drogę życia? Jemu i jego wybrance.
No bo nie wszyscy zainteresowani teraz zechcą zabrać głos.
Zgadzam się, że wierni mają prawo wiedzieć... Zresztą bez tej wiedzy mogą sobie niepotrzebnie dorabiać różne "przypuszczenia". Problem jest inny. Chodzi o to, aby do swoich grzesznych decyzji nie dorabiać teologicznego usprawiedliwienia. Pobłądziłem, odchodzę, kropka. Umieć się przyznać do grzechu, a nie mówić, że moje grzeszne postępowanie Pan Bóg i tak usprawiedliwi. Bo to otwiera innym furtkę, przepraszam, szeroką bramę... Zwłaszcza tym, dla których wcześniej był autorytetem, a może dalej wydaje się być.
Nie znam ks.Krzysztofowicza .Jego zachowanie to znak dla wielu ludzi,że jeśli się zakochamy ...to wszystko można....Jeśli zakocham się jako mężatka to mogę powiedzieć,że po 20 latach małżeństwa.....dojrzałam do miłości..i mogę wybrać tego,którego naprawdę kocham ...a Bóg będzie po mojej stronie??????????????
Niestety o skrajnej niedojrzałości świadczą słowa o. Jacka. W wieku 44 lat dopiero jest w stanie dokonać wyboru! Czy aby na pewno, czy ten wybór już na stałe? No i jeszcze brak wstydu w obliczu grzechu... Wszystko to raczej nie dobrze wygląda i rokuje na przyszłość dla niego i jego nowej miłości.
Ale szkoda... Bardzo szkoda. Głupio mi czytać jak w taki prymitywny sposób komentuje Pan działania, myśli i słowa osoby bardzo mądrej i dobrej - nawet jesli się Pan z tym nie zgada to nie zawsze trzeba jadaczkę rozwierać czasami lepiej zmilczeć albo się wypowiedzieć z szacunkiem. Prymitywizm na prawicy jest taki częsty - myślicie wszyscy że jesteście mieczem Boga Wszechmogącego i rąbiecie na prawo i lewo grzeszników czy co? Ludzie!
serce ludzkie zna jedynie Bog. ojciec Jacek dla mnie osobiście jest był zawsze wrażliwym uduchowionym znającym poszukujacym Boga w człowieku kaplanem.Ubolewam ,ze nie bede mogła słuchac Go ale ,chwalic Boga słucham nadal nagranych Kazań.Modle sie by był Szczesliwy pełen pokoju i Miłości i modle sie by móc chodz raz spotkac sie z Nim dziękuje ojcze Jacku za wszystko -Dziewczyna z Gdanska
Co nie zmienia postaci rzeczy, że cała historia jest bolesnym doświadczeniem dla Kościoła, a zwłaszcza dla tych, dla których o. Jacek był autorytetem i duchowym przewodnikiem.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.