Pycha jest totalnym zniewoleniem sobą. To jest wsobne, drętwe, martwe życie. Tymczasem pokora wyprowadza nas ku wielkiej wolności, uwalnia nas od samych siebie. To już jest połowa niebiańskiej radości – mówi o. prof. Marian Zawada OCD w drugim odcinku naszej letniej szkoły duchowości.
Jarosław Dudała: Św. Jan od Krzyża zarysował przed człowiekiem niesamowitą perspektywę: dzięki łasce Pana Boga możemy stać się bogami. Ale też pokazał siedem pułapek, jakie czyhają na tej drodze.
O. Marian Zawada OCD: Te pułapki czy niebezpieczeństwa odpowiadają siedmiu grzechom głównym. Mogą one występować w postaci grubej, ciężkiej. Tu jednak będziemy mówić o ich formach wyrafinowanych, bardzo subtelnych.
Pierwsza z tych pułapek to…
…pycha. Ona pochodzi od wielkiego kuszenia w raju, gdy demon mówił pierwszym ludziom: „Będziecie jak Bóg”.
Zaskakujące: ta pokusa brzmiała dosłownie tak samo, jak Boża obietnica stania się przez człowieka bogiem, o której mówił cytowany wyżej św. Jan od Krzyża.
Tak, bo demon posłużył się najwyższymi aspiracjami, jakie w sobie nosi człowiek: pragnieniem bycia dzieckiem Boga. Spełnienie tego pragnienia prawdopodobnie od początku było w planie Bożym, ale miało się to dokonać poprzez miłość, poprzez współpracę człowieka z Bogiem.
Po grzechu pierworodnym człowiek nadal chce zrealizować to pragnienie, ale na swój sposób. Chce Bogu udowodnić, że i bez Niego będzie bogiem. I to właśnie jest krótka definicja pychy: człowiek chce zająć miejsce Boga. Chce Go wykluczyć, wymazać Go z życia, a jeśli nie może tego zrobić, to „pozwala” Mu istnieć jako poniżonemu, ukrzyżowanemu czy martwemu.
Pycha jest także mistrzynią w wymyślaniu coraz to nowych idoli. Zajmuje się kreacją nowych bogów, żeby przesłonić istnienie Boga prawdziwego. Ale najczęściej to sam człowiek sytuuje się w miejscu Boga. Zajmuje się detronizacją Boga, żeby intronizować samego siebie.
Pycha w stanie czystym to zajęcie miejsca Boga. Nie znosi żadnych ograniczeń, zakazów, przykazań. Widać to np. w transhumanizmie, który chce znieść wszelkie granice, zaoferować człowiekowi nieśmiertelność, nieskończoność, realizację w różnych wymiarach.
Pycha nie chce niczego nikomu zawdzięczać. Sama chce być źródłem życia.
Polecamy Internetowy modlitewnik karmelitański Smak Karmelu
Pycha kojarzy się zwykle z chęcią bycia w centrum uwagi.
Tak, ona uwielbia być chwalona, podziwiana. Człowiek pyszny chce, żeby sam Pan Bóg podziwiał go za jego dokonania. Jak mu się uda zrobić coś dobrego, to od razu się przechwala: „Zobacz, Panie Boże, jak mi to świetnie wyszło! Ofiarowuję to Tobie!”.
Pycha kreuje własny świat. Siebie stawia się w centrum i chce, żeby wszyscy żyli na jej podobieństwo: „Nie żyjcie na podobieństwo Boga, bądźcie podobni do mnie!”. Stąd te wszystkie mody, kreacje, trendy. Bliźni ma być lustrem, w którym pycha się przegląda. Życie bez widzów, bez wrzawy wokół siebie, jest dla niej nieznośne.
Pycha to także symulacja istnienia, która przesłania innych. W nadmiarze form, projekcji ukrywa swą wewnętrzną pustkę. We wzmożonym ruchu, pośpiechu symuluje życie. Chce być źródłem życia dla innych: mogę cię stworzyć, mogę dać ci życie. Ponieważ żyje przymusem wielkości, uwielbia takie aranżacje, w których inni mogą przyozdobić jej wielkość lub oddać hołd. Przez to się „nadyma”, doznaje poszerzenia, zacieniając innych. Pisze swoją hagiografię, spychając innych.
W istocie pycha jest sporem o chwałę. Odziera z niej innych, podkrada chwałę należną Bogu, by ją kumulować na sobie. Chwała to piękno i moc. (Proszę zauważyć, że przy pomocy tych kluczy konstruowane są np. współczesne filmy.) Dlatego pycha uwielbia te scenerie: staje chętnie w nurtach największego przepływu sławy, popularności, bogactwa.
Odziera innych – czyli kradnie. I kłamie.
O, tak! Pycha to zgoda na istnienie kłamliwe. Pycha kłamie swoim życiem, kłamie swoim słowem. Człowiek pyszny używa słowa jako instrumentu, który służy do podtrzymywania urojonego świata i wydumanej wielkości.
Jeśli chodzi o relację człowieka do Boga, to pycha zabija ufność – ona ufa tylko sobie. Jest bardzo nieufna względem innych, bo podejrzewa, że oni też mają ukryte drapieżne zamiary, że chcą okraść kogoś z chwały. Dlatego człowiek pyszny jest nastawiony wojowniczo.
Pycha nie chce też dzielić się. Nie chce być posłuszna. Nie chce nikomu nic zawdzięczać.
Co na to św. Jan od Krzyża? Pomaga jakoś sobie z tym poradzić?
Pomaga zdemaskować pychę w życiu duchowym – pychę, która jest ukryta za ambicjami duchowymi. Człowiek na początku życia duchowego jest pełen zapału. Wchodzi w nową rzeczywistość, zaczyna się fascynować, poznawać sprawy ducha, odnosi w tej dziedzinie małe i wielkie sukcesy. Wtedy rodzi się w nim ukryta pycha, z której wypływa czasem potrzeba rozmawiania o rzeczach duchowych, ale nie po to, żeby się czymś podzielić, ale żeby innych pouczać. Człowiek uważa, że już rozumie zasady życia duchowego, pogłębił je w sobie, ale traktuje drugiego z góry i chce go pouczać. Albo tak bardzo jest przekonany do swojej drogi, że gdy natrafia na inny rodzaj pobożności, to następuje spięcie. Na przykład gdy charyzmatyk spotka kogoś o duchowości tradycyjnej (dominikańskiej, benedyktyńskiej, karmelitańskiej czy innej), to w sercu może zrodzić się potępienie czy poczucie wyższości. Zresztą to może działać także w drugą stronę.
Czyli nawet piękne, prawdziwe, głębokie doświadczenia duchowe mogą nam wyjść na… złe?
Zły duch – nieprzyjaciel naszego życia duchowego – włącza ludzi, którzy zaczynają żyć duchowo, w zbytnią gorliwość, w śrubowanie duchowych „osiągów” – w coś, co buduje w nich zarozumiałość. Idzie więc taki człowiek do spowiedzi albo do kierownika duchowego, a oni… nie pochwalają jego zachwytów, nie podzielają jego drogi, to wtedy czuje się nierozumiany, niedoceniony i stwierdza: „No cóż, oni są mało uduchowieni...” I tak buduje się jego pycha.
Może to wynikać z innej pokusy: by cieszyć się względami mistrzów duchowych czy spowiedników. Ulegający jej przedstawiają się często jako duchowi ludzie sukcesu. Za to trudno im idzie mówienie o swoich grzechach, niewiernościach, cieniach.
Pycha duchowa rodzi w nich szczególny typ irytacji: że Bóg nie chce zrealizować ich pragnień, by w krótkim czasie zostać świętymi; że nie uwalnia ich od błędów, od upadków; że ciągle natrafiają na swoje słabości. Oni to oczywiście maskują jak mogą, ale żywią pretensje do Boga, że nie są doskonali.
Nieszczęście jest wielkie, kiedy taki człowiek spotyka kogoś, kto jest bardziej święty, bardziej dojrzały duchowo, mądrzejszy. To jest dla niego nie do wytrzymania. Wtedy rzuca na tego drugiego jakiś cień, dyskwalifikuje go duchowo, towarzysko czy środowiskowo (np. przypisując niecne motywy lub pychę). Zaczyna z nim walkę, bo wymarzył sobie, że sam zajmie najwyższe miejsce w swoim świecie.
I wszyscy to widzą – tylko nie on sam.
Św. Jan zwraca uwagę, że grzech pychy jest ukryty. Człowiek nie musi być go świadomy. Odkrywa go dopiero później – w trakcie różnych rozmów, poszukiwań duchowych, dzięki wewnętrznym światłom, które daje Pan Bóg. Bo świętym można być tylko dzięki łasce Boga. Umiejętność przyjmowania tego daru jest decydująca.
Tymczasem pycha nie potrafi niczego przyjąć.
Gardzi darem. Albo bywa i tak, że człowiek dotknięty pychą wie o tym i czuje się zdyskwalifikowany, bo rozumie, że sobie nie radzi. To trudny moment.
Co wtedy?
Trzeba próbować przyjmować swoje życie – także swoje upadki – jako Boży dar, poprzez który się można rozwijać. Człowiek pokorny liczy przede wszystkim na moc Boga. To po pierwsze.
Po drugie, ważna jest wdzięczność Bogu za to, co nas spotyka. Nie jest tak, że żyjemy wyłącznie w świecie rzeczy przez siebie wypracowanych. Żyjemy pośród wielkich darów Bożych, które nas ubogacają.
To bardzo pocieszające. Bo papież Franciszek mówi, że pokory uczymy się poprzez upokorzenia – a to bolesna droga. Tymczasem Ojciec pokazuje jeszcze inną drogę – poprzez wdzięczność. Ta wydaje się łatwiejsza.
Czy łatwiejsza? Wdzięczne serce to już jest szczyt chrześcijaństwa. Ale umieć dziękować Bogu za krzyże, za upadki, za cierpienie, za trudne dary – to już jest wyższa szkoła jazdy. Bo my najczęściej źle znosimy porażki. A Bóg nas na początku prowadzi właśnie poprzez niepowodzenia, upadki. Zostawia nam często ten Pawłowy oścień, żebyśmy mogli żyć w prawdzie, ciągle licząc na wsparcie Boga. A prawda nas wyzwala, wyzwala przede wszystkim od siebie. Pycha natomiast jest totalnym związaniem, zniewoleniem sobą. To jest wsobne, drętwe, martwe życie, słowem – zakręcenie wokół siebie do kwadratu. Tymczasem pokora wyprowadza nas ku wielkiej wolności, uwalnia nas od samych siebie. A to już jest połowa niebiańskiej radości.
ZOBACZ: Pozostałe odcinki cyklu „Letnia szkoła duchowości”
Jarosław Dudała Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.