Nowy numer 13/2024 Archiwum

Skrępowany "Dziki"

Z ks. Tomaszem Źwiernikiem "Dzikim" o skrętach ze słowem Bożym, skazanych i uzdrowieniach rozmawia Barbara Gruszka-Zych

Barbara Gruszka-Zych: Zna Ksiądz jakiegoś złego człowieka?
Ks. Tomasz Źwiernik: – Nie ma złych ludzi. Są tylko tacy, którzy w swojej naiwności przyjmują prawdę inną niż Boża. Od ponad 7 lat pracuję w kryminale w Zamościu i przekonałem się, że w tych, o których świat mówi, że są źli, można znaleźć dobro. A w więzieniu nie siedzi tylko margines. Trafiają tam też piastujący wysokie stanowiska, naukowcy skazani za malwersacje, przekręty obyczajowe. Nawróconych namawiam do składania świadectw przed tymi z wolnego świata. Kiedyś po opowieści mordercy podszedł do mnie mężczyzna, który przyznał, że od ponad dwóch lat jeździ po sanktuariach Europy, szukając motywacji do wybaczenia zabójcom swojej córki. Dopiero kiedy usłyszał historię i akt skruchy dającego świadectwo, poczuł się wolny od nienawiści. Poprosił mnie o spowiedź, a potem wyznał, że choruje na raka i jego dni są policzone. Umarł trzy miesiące później. To dowód, że Bóg chce się posługiwać nawet mordercami. Nie przez przypadek podczas Triduum Paschalnego śpiewamy „Błogosławiona wina…”.

Każdy ma swoją drogę…
– Kiedyś dla zbuntowanej młodzieży sprawowałem Msze „rockowe”. Jeden z ich uczestników zdjął buty i przyniósł je w darach ołtarza na znak, że doprowadziły go do Boga.

Porównuje się Ksiądz z niewiernym Tomaszem?
– Bóg pozwolił mi siebie dotknąć. W młodości byłem antyklerykałem. Wierzyłem w Boga, ale miałem problemy z uznawaniem niedoskonałego Kościoła. Dzięki katechezie zacząłem czytać Pismo Święte, żeby dokładać katechetom. Nie wiedziałem, że przy okazji zacznę sam poznawać prawdy o Kościele. Razem z kumplami spotykaliśmy się w kultowej Starej Bramie w Zamościu. Słuchaliśmy zakazanej muzyki, piliśmy tanie wino, jeździliśmy do Jarocina. Wszystko kontestowałem. Stworzyliśmy kapelę o wymownej nazwie „Gówno prawda”. Na znak protestu, że dorośli podtykają nam swoje prawdy, a my wiedzieliśmy, że nie ma gotowych recept. Niczego nie podpalaliśmy, nie dewastowaliśmy, ale chcieliśmy pokazać, że jesteśmy. Kiedy napisali, że nasza muzyka to „huk odkurzacza”, uznaliśmy to za komplement.

Był Ksiądz „Dziki”?
– To się wzięło ze słuchania dzikiej, agresywnej muzyki. Najpierw hard rocka, potem metalu. Na pewno nie jestem romantykiem. W radiu prowadziłem właśnie taką listę przebojów. Dziś zwraca się tak do mnie nawet ksiądz biskup. I nagle w maturalnej klasie pojawił się głos: „A gdybyś to ty, twardzielu, został kapłanem, co byś zrobił?”. Żeby wykluczyć urojenia, powiedziałem: „Jeśli to od Ciebie, Boże, to udowodnij! Konkretnego dnia uczyń to, czego żądam”. Postawiłem Bogu warunek, racjonalnie rzecz biorąc, niemożliwy do wypełnienia. Wymyśliłem coś tak abstrakcyjnego, jak to, że teraz mewa wypije moją kawę. Nie chcę o tym dokładnie opowiadać, ale Bóg udowodnił, że działa, a ja poczułem się jak gnój, który stawia Mu warunki. Pomimo tego, że dostałem się na prawo, poszedłem do seminarium. Znaki towarzyszyły mi przez całe kapłańskie życie. Moja młodsza siostra – lekarka po cudownym uzdrowieniu z raka z przerzutami, podjęła dziękczynienie – pracuje od 10 lat w hospicjum. Przed jej operacją w Warszawie wstąpiliśmy na Jasną Górę, a następnego dnia w szpitalu badania nie potwierdziły choroby. Potem jej synkowi udało się wyjść z poważnych problemów kardiologicznych. No i babcię Bóg mi wrócił do zdrowia po wylewie. Kiedy przyszedłem do szpitala i zastałem ją nieprzytomną, lekarze powiedzieli, że wszystko może się zdarzyć. O 15.00 zacząłem odmawiać Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Kiedy ją skończyłem, babcia usiadła i spytała: „Gdzie jestem?”. Już nie wspomnę, że na swojej CB
1300 zderzyłem się czołowo z tirem, który przejechał po motocyklu jak po żabie. Leciałem wtedy w powietrzu, a okazało się, że mam tylko połamane nogi. Dostałem tak wiele i teraz boję się, że, jak małe dziecko, mogę tego nie wykorzystać. Największy niepokój budzi we mnie kiepska przewidywalność samego siebie. Dlatego wciąż szukam tego, co umacnia.

Pracując w więzieniu, Ksiądz sam, zamiast o wewnętrzną wolność, modli się o skrępowanie.
– Pomaga mi w tym stara haggada żydowska. Izaak prosi w niej swojego ojca Abrahama, żeby przed złożeniem na ofiarę go skrępował, bo jak zobaczy nóż w jego ręku, to mógłby go skrzywdzić. Modlę się do Boga: „Skrępuj moją wolę”. Wiem, że w danym momencie to skrępowanie nie jest przyjemne, ale potem widać, że miało sens.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
DO POBRANIA: |
oceń artykuł Pobieranie..

Barbara Gruszka-Zych

od ponad 30 lat dziennikarka „Gościa Niedzielnego”, poetka. Wydała ponad dwadzieścia tomików wierszy. Ostatnio „Nie chciałam ci tego mówić” (2019). Jej zbiorek „Szara jak wróbel” (2012), wybitny krytyk Tomasz Burek umieścił wśród dziesięciu najważniejszych książek, które ukazały się w Polsce po 1989. Opublikowała też zbiory reportaży „Mało obstawiony święty. Cztery reportaże z Bratem Albertem w tle”, „Zapisz jako…”, oraz książki wspomnieniowe: „Mój poeta” o Czesławie Miłoszu, „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara” a także wywiad-rzekę „Życie rodzinne Zanussich. Rozmowy z Elżbietą i Krzysztofem”. Laureatka wielu prestiżowych nagród za wywiady i reportaże, m.innymi nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w dziedzinie kultury im. M. Łukasiewicza (2012) za rozmowę z Wojciechem Kilarem.

Kontakt:
barbara.gruszka@gosc.pl
Więcej artykułów Barbary Gruszki-Zych