Ukrzyżowany Jezus w śmiertelnej gorączce woła o wodę. Jego pragnienie sięga głębiej. Płynie z serca Boga, który tęskni za nami. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli.
Filozofowie różnych epok przekonywali, że Bóg jest tak doskonały i całkowicie samowystarczalny, że niczego i nikogo nie potrzebuje. Ewangelia pokazuje inny obraz Boga. Głosi Boga, który pragnie być miłowany. Boga, który nie jest jakąś bezosobową energią lub niewzruszoną, doskonałą, zimną istotą. Być może Bóg mógłby być Bogiem bez nas. Ale Jezus objawił nam Boga, który chce być Bogiem z nami i dla nas.
Spragniony Jezus prosił przy studni Samarytankę: „Daj Mi pić”. Wiedział, że należała do ludu pogardzanego przez Żydów, znał historię jej grzesznego życia pełnego smutku i goryczy. Dlatego chciał rozbudzić w tej zagubionej kobiecie pragnienie wody nowego życia. Pragnął jej nawrócenia, jej wiary. Ta historia ciągle się powtarza. Chrystus siada przy studni, do której przychodzimy szukać wody. Schodzi na poziom potrzeb ludzkiego serca, które szarpane tysiącem pragnień wciąż rozmija się z tym, co najważniejsze. Bóg skarży się: „Opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie cysterny popękane” (Jr 2,13). Tylko w Bogu człowiek może znaleźć nasycenie.
Jezus zaprasza, by zaczerpnąć wody żywej – płynącej z głębin Bożego Ducha. „Źródło pragnie, aby z niego pić” – mawiał św. Grzegorz z Nyssy. Bł. Matka Teresa pisała: „Bóg nie wahał się żebrać u Samarytanki o trochę wody. Był spragniony. Lecz mówiąc »Daj mi pić«, Stworzyciel domagał się właśnie miłości od swego biednego stworzenia. Był spragniony miłości. Ach! Czuję to bardziej niż kiedykolwiek: Jezusowi chce się pić. Spotyka tylko niewdzięcznych...”. „Miłość nie jest miłowana” – wołał na ulicach Asyżu św. Franciszek.
Słowo „pragnę” pozostaje także zwykłą prośbą cierpiącego człowieka, wołaniem o prosty gest miłości bliźniego. Krzyk „pragnę” dobiega nieustannie od strony spragnionych – ludzi żyjących w materialnej lub duchowej biedzie. Jezus utożsamił się z tymi, którzy są głodni, spragnieni, chorzy, w więzieniu, z cudzoziemcami i z tymi, którzy są nadzy. „Zapewniam was: wszystko, co zrobiliście dla jednego z tych najmniejszych moich braci, zrobiliście dla Mnie” (Mt 25,40). Bóg jest blisko małych, cierpiących. Sam staje się słaby. Ukrywa się w ubogich. Kto nie zatyka uszu na wołanie ubogich, kto staje się przyjacielem wykluczonych, niesprawnych, samotnych, ten staje się przyjacielem Boga. Kto się odwraca od ubogich, odwraca się od Boga.
Nie można stać z wiarą i współczuciem pod krzyżem Jezusa, uciekając od przydrożnych ludzkich krzyży. Przydrożnych, czyli stojących obok mojej drogi. Ewangelia wywraca świat do góry nogami. Bóg nie mieszka już w górze, ale na dole, pośród najmniejszych. Aby Go tam odnaleźć, trzeba iść drogą w dół.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz