5 lat temu, 29 grudnia, zmarł w Katowicach Wojciech Kilar. Jego muzyka przypomina, że mieliśmy wśród nas genialnego kompozytora, który na dodatek był dobrym człowiekiem.
28.12.2018 22:02 GOSC.PL
I nie wiadomo co jest ważniejsze - pierwsze czy drugie. Wiem, że dla Pana Wojciecha istotniejsze było nazwanie go dobrym człowiekiem. Kiedy po naszej rozmowie „Harmonia ducha” przeprowadzonej dla „GN” czytelnicy pisali do mnie, że zbudowani świadectwem jego życia, poszli po wielu latach do Spowiedzi, przekazałam mu to przez telefon. Pamiętam, jak głos mu się załamał ze wzruszenia, a potem powiedział: „Na nic ta moja muzyka, najważniejsze, że ktoś za moją sprawą poszedł do Spowiedzi, zbliżył się do Boga”. O swojej wierze mówił mi cytując Psalm 42: „Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże”. Opowiadał, że jest w nim ogromna tęsknota za Bogiem, że karmi się nią żyjąc i komponując. Dał tego wyraz pisząc „Missa pro pace” i wszystkie inne utwory, w których, jak w „Sinfonia de motu”, zwracał uwagę, że najważniejsza jest miłość. „ Siła wprawiająca w ruch słońce i gwiazdy” jak pisał o niej Dante w „Boskiej Komedii”. Miłość do ludzi, którym po cichu przez lata pomagał, nie chwaląc się. Uważał, że dobro, o którym się głośno mówi, traci połowę na wartości. Ale przede wszystkim miłość do ukochanej żony Barbary z domu Pomianowskiej. Nad tymi ziemskimi miłościami rozciągała się jego miłość do Matki Bożej, której wizerunek wisiał przez lata w jego salonie, a w „dniach przedostatnich” - na przeciw łoża śmierci
Kilka lat temu napisałam o panu Wojciechu książkę „Takie piękne życie. Portret Wojciech Kilara”. Skąd wzięła się pierwsza część tytułu? Podczas któregoś spotkania kompozytor zwierzył mi się, że każdego dnia przed snem, a kładł się nad ranem, bo pracował nocami, dziękuje Panu Bogu, że dał mu takie piękne życie. Musiał to robić także przez trzy miesiące ciężkiej choroby, którą zdiagnozowano pierwszego września 2013 r. Kiedy przywieziono go z Gliwic do domu przy ulicy Kościuszki w Katowicach, umęczonego radioterapią, też się tak modlił nie wyrzekając, ani nie buntując się. Może te słowa powtarzał w duchu kiedy już nie miał siły wypowiedzieć ani jednego słowa?
Dobrze mieć obok siebie artystów, którzy wiedzą, że muzyka, a więc piękno, pochodzi od Boga. I całą swoją twórczością oddają Mu cześć. Dobrze było mieć obok siebie Wojciecha Kilara, który wiedział, że Bóg, a nie sztuka, są na pierwszym miejscu.
Barbara Gruszka-Zych