Nowy numer 11/2024 Archiwum

To pachnie dyskryminacją

Uniwersytet Mikołaja Kopernika wyrzuca ze swych murów bioetyczną konferencję, którą... sam organizuje.

UMK cofnął swą zgodę na organizację w jego murach konferencji pt. "Wyzwania i zagrożenia bioetyczne XXI wieku", mającej się odbyć w ramach Bydgoskich Dni Bioetycznych.

Dziwna to decyzja. Dlaczego uniwersytet odmawia miejsca na spotkanie, które sam organizuje (za pośrednictwem II Katedry Kardiologii Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy) wraz z miejscową izbą lekarską? Dlaczego? Z powodu nagłośnionego w mediach protestu kanapowej partii Razem?

Najpierw zauważmy, że partia ta protestuje przeciw udziałowi w konferencji Jakuba Pawlikowskiego. Przedstawia go jako "gorącego zwolennika i obrońcę Deklaracji Wiary". Jakoś nie wspomina jednak, że to doktor habilitowany nauk medycznych, doktor nauk prawnych i magister filozofii, który niedawno spędził kilka miesięcy na Harwardzie jako visiting associate professor. Co tam robił? Pewnie uprawiał propagandę. Poza tym, gdzież tam jego harwardzkim nogom do wysokich bydgoskich progów.

Partii nie podoba się też Władysław Sinkiewicz. Nie wspomina przy tym, że to profesor, kardiolog. Lewicowcy z Razem piszą o nim wyłącznie jako organizatorze dawnej debaty o szkodliwej, jego zdaniem, ideologii gender. Także dr Błażej Kmieciak to dla nich wyłącznie działacz Ordo Iuris. O jego dorobku naukowym - ani słowa.

Lewicowcy argumentują też, że na konferencji przemawiać mają osoby, które nie są naukowcami. Z argumentacją tą zdają się zgadzać władze UMK. Rzecznik tej uczelni dr hab. Marcin Czyżniewski zarzeka się, że partyjny protest nie był przyczyną cofnięcia zgody na organizację spotkania w uniwersyteckim audytorium. Twierdzi, że UMK nie chce "propagować kwestii ideologicznych i światopoglądowych w sposób, który sugerowałby ich naukowy charakter" oraz że "debata, która pokazywałaby w sposób jasny, że jest to jedynie indywidualna ocena osób, a nie poglądy naukowe, mogłaby się odbyć na UMK bez problemu".

To prawda, że do udziału w konferencji zaproszone zostały także osoby, które nie zajmują się nauką. Co do tego chyba nikt nie próbuje nikogo wprowadzić w błąd. Byłoby to wręcz niemożliwe. Bo Kaja Godek czy Marzena Nykiel to postaci szeroko znane, ale z działalności pozanaukowej: społecznej i medialnej. Cóż z tego, skoro w podobnych konferencjach - także na UMK - biorą czasem osoby, które nie są naukowcami, a mają doświadczenie praktyczne czy medialne. I tak np. w murach tej uczelni odbył się w listopadzie kolejny Dzień GIS-u (Geographic Information System). W programie konferencji znalazły się wystąpienia pięciu naukowców i czterech nienaukowców (dwóch przedstawicieli firm komercyjnych, reprezentanta administracji publicznej oraz świata mediów - autora serwisu pogodowego). Skoro nienaukowcy mogli brać na UMK udział w Dniu GIS-u, to czemu nie mogą brać udziału w Dniach Bioetycznych? To pachnie dyskryminacją.

Jeśli zarzutem wobec bydgoskiej konferencji miałoby być to, że jej uczestnicy prezentują tę samą linię, to trzeba najpierw spytać: skąd przekonanie, że tak rzeczywiście jest? Niespodzianki, także w bioetyce, zdarzają się - np. sprzeciw prof. Jana Hartmana wobec aborcji dzieci z zespołem Downa. To, czy wyniknie jakaś różnica zdań, okazuje się dopiero w trakcie dyskusji. Zresztą konferencji nie dyskwalifikuje ewentualna zbieżność poglądów jej uczestników. Takie spotkanie może z założenia służyć np. przedstawieniu jakiegoś kierunku badań.

Prof. Czyżniewski zdaje się zakładać, że w bioetyce istnieje naukowy konsensus, a poglądy z nim niezgodne to tylko indywidualne oceny. To absurd. Jest oczywiste, że w wielu kwestiach bioetycznych takiego konsensu nie ma. Załóżmy jednak mało rozsądnie, że taki konsensus istnieje. Kto byłby uprawniony do stwierdzenia, co się nim mieści? Administracja uniwersytetu? Jego rzecznik?

Posiadanie jakichś poglądów filozoficznych czy światopoglądowych nie może dyskwalifikować uczestników debat naukowych, zwłaszcza tych z wnętrza bądź pogranicza filozofii. Skąd w ogóle wziąć filozofów, którzy nie mają poglądów filozoficznych? Gdyby przyjąć założenie, że człowiek o jasno sprecyzowanym światopoglądzie, np. ksiądz, nie może brać udziału w dyskursie naukowym, to patron uniwersytetu Mikołaj Kopernik nie mógłby wziąć udziału w żadnej konferencji - był przecież duchownym katolickim.

Zastanawiam się też: gdyby przyjąć założenie prof. Czyżniewskiego, to czy on sam mógłby występować na konferencjach naukowych? Bo po pierwsze, od strony naukowej zajmował się propagandą polityczną, a sam jest czynnym politykiem, przewodniczącym Rady Miasta Torunia. Po drugie, jest także satyrykiem. Może trzeba by go wyłączyć z debaty naukowej w obawie, że mógłby naruszyć jej powagę?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.

Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały