Jerzy Owsiak zwraca się, i to w życzliwym tonie, do o. Tadeusza Rydzyka. Czy to zapowiedź czasów mesjańskich, gdy „wilk zamieszka wraz z barankiem, a pantera z koźlęciem razem leżeć będą”?
No, może nie tak szybko. Szef WOŚP ma, bądź co bądź, sprawę do dyrektora Radia Maryja. Ale zawsze to jakiś życzliwy kontakt, a zatem chyba należy spojrzeć na to okiem przychylnym. A co to za sprawa? Ano, dotyczy dobra dzieci, więc zasadniczo słuszna. Jerzy Owsiak wyraża przekonanie, że o. Rydzyk ma „ogromny, a nawet przeogromny szacunek wśród wielu Polaków”. To motywuje go do prośby o apel do – zwłaszcza – ludzi starszych „aby oni także byli tym dzwonkiem alarmowym i uczyli nas wszystkich obywatelskiej powinności, odpowiedzialności i odwagi w reagowaniu na krzywdę ludzką”. Punktem wyjścia są bestialskie – jedno nawet śmiertelne – pobicia dzieci w Łodzi, o jakich niedawno było słychać w mediach.
„Wydaje mi się, że tylko Ojciec może zakrzyknąć do narodu, aby w sprawie tych bestialskich zachowań Polacy się opanowali” – napisał Owsiak.
Czyli że co? Polacy się mają opanować i nie katować dzieci? Ale przecież Polacy nie katują. To nie naród robi takie straszne rzeczy, więc nie trzeba zakrzykiwać „do narodu”. Robią to jednostki, pogubieni nieszczęśnicy, którzy akurat do o. Rydzyka „przeogromnego szacunku” nie mają. A do słuchaczy jego radia też chyba niespecjalnie. Równie dobrze można apelować do Polaków, żeby nie mordowali dorosłych, albo żeby nie kradli. Każdy normalny człowiek wie, że znęcanie się nad dziećmi jest potwornością, która nie powinna się nigdy wydarzyć. Mówi o tym sumienie, mówią elementarne zasady moralne, a jak to komu mało, to i prawo karne. To nie jest więc sprawa niewiedzy, opanowania się, narodowości czy braku apeli.
Czego zatem? Ha. Czy to tylko ja mam wrażenie, że gdy w mediach mowa o takich tragediach, dziwnie często pojawia się tam słowo „konkubent”, „konkubina”? Zdaje się, że to jakaś prawidłowość. Gdy mężczyzna i kobieta nie traktują siebie odpowiedzialnie i żyją w zdrutowanym związku, udającym małżeństwo, to i dzieci nie są traktowane odpowiedzialnie. To tak, jakby ptaki znosiły jaja, zapomniawszy wcześniej uwić gniazdo, a potem się dziwiły, że ich pociechy jakoś ich nie cieszą.
Znęcanie się nad dziećmi i inne patologie życia pseudorodzinnego to skutek, a nie przyczyna. To nie wynika z tego, że sprawcy czegoś nie wiedzą o wychowaniu dzieci. Oni nie wiedzą niczego o sobie, nie znajdują motywacji do wyrzeczeń w imię dobra kogoś innego.
Nie ma się co łudzić, że dorośli będą dobrymi matkami i ojcami dla swoich dzieci, gdy nawet nie chcą być nawzajem dla siebie małżonkami. Rzecz jasna nie jest to jedyna przyczyna problemów – ale myślę, że istotna. A wszystkie razem przyczyny, jakie by nie były, sprowadzają się do tego, że człowiek nie chce słuchać Boga.
Znamienne są w tym kontekście słowa Izajasza z piątkowych czytań mszalnych: „O, gdybyś zważał na me przykazania, stałby się pokój twój jak rzeka, a sprawiedliwość twoja jak morskie fale. Twoje potomstwo byłoby jak piasek, i jak jego ziarnka twoje latorośle. Nigdy nie usunięto by ani nie wymazano twego imienia sprzed mego oblicza!”.
Zważanie na przykazania to sposób na szczęście. W tym na szczęśliwe wychowanie dzieci.
Przeczytaj też:
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.