Szczęśliwe rozwiązanie na Jasnej Górze

Wielka Pokuta była zdarzeniem niezwykłym. To nie pozostanie bez konsekwencji.

Kto był na Jasnej górze w sobotę 15 października, ten wie, że Wielka Pokuta była naprawdę wielka. Nie chodzi o liczbę uczestników, choć i ta była imponująca. Ponad sto tysięcy ludzi, zebranych w nietypowym trybie, oddolnie, w krótkim czasie i bez dużej reklamy, to coś, czego niewielu się spodziewało. Ale jak dla mnie najbardziej wymowne były kolejki do spowiedzi. Niewielu tam chyba było księży, którzy nie spowiadali. Idąc wzdłuż krawędzi całego placu, zapchanego tłumem pielgrzymów, co kilka kroków natykałem się na spowiadających kapłanów. Stali lub siedzieli tam, gdzie ich ludzie przyłapali – i rozgrzeszali, rozgrzeszali, rozgrzeszali. Całymi godzinami. – Nie chcę was zawieść, za czterdzieści minut będę koncelebrować Mszę, chyba nie wszystkich zdążę wyspowiadać – tłumaczył starszy ksiądz stojącym w ogonku ludziom. A i tak przed samą Mszą widać było zawiedzionych, którzy się nie załapali.

Piszę o tym, żeby ktoś nie mówił, że to, co się tam wydarzyło, było czymś w rodzaju manifestacji. Ludzie wiedzieli, po co przyjechali. Chcieli się modlić w duchu pokuty – i robili to, zaczynając od siebie. Nie przeciw komuś.

Przejmująca była wieczorna modlitwa ponad stu tysięcy Polaków, którzy przepraszali za grzechy swoje i innych rodaków. Przepraszali i przebaczali. „Niech między ołtarzem a ludem płaczą kapłani” – sparafrazował proroctwo Joela prowadzący kapłan. Naprawdę tak to wyglądało – księża w białych albach trwali u stóp potężnej monstrancji, którą wcześniej przynieśli niczym starotestamentalni słudzy Pańscy Arkę Przymierza. A potem zanosili do Boga modlitwy w imieniu ludu.

Stojąc na wałach, słyszałem, jak nad placem przetacza się grzmot słów wydobytych z wielu tysięcy ust.

– Przebaczamy – powtarzali zebrani w odpowiedzi na wezwanie kapłana, który wzywał do wybaczenia tego wszystkiego, czym nasz naród został zraniony i co często do dzisiaj boli. Tłum Polaków przebaczał „zabory, komunizm, nazizm, zbrodnię katyńską i wołyńską”.

To nie był pozór i pusta deklaracja. Tam, nad tym placem, naprawdę wiał Duch Święty, przekonując świat „o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie”. W dymie kadzideł i w blasku dziesiątek tysięcy świec Polacy dokonywali aktu uwolnienia samych siebie, który – głęboko w to wierzę – dotarł do nieba i został przyjęty.

Tego wieczora na placu jasnogórskim grzech został nazwany grzechem, zło złem, a następnie wszyscy usłyszeli słowa egzorcyzmu wypowiadanego z mocą nad narodem.

A co teraz?

Znajoma zakonnica, obecna w sobotę na placu, przysłała mi przed chwilą – czyli w niedzielę – esemesa o treści: „Jestem wstrząśnięta, jak dzisiejsze czytania są kontynuacją do tego, co się wczoraj zdarzyło. Pan sam mówi to, co nie zostało powiedziane”.

A Słowo z niedzieli wzywa do wytrwałej modlitwy – takiej, jaką zanosił Mojżesz, którego wzniesione ręce zdecydowały o zwycięstwie nad Amalekitami. A Jezus w Ewangelii przywołuje przykład natrętnej wdowy, żeby przypomnieć ludziom, że „zawsze powinni się modlić i nie ustawać”.

Kto w sobotę był na Jasnej Górze, ten zrozumiał, a przynajmniej przeczuł, że tylko tak się naprawdę rozwiązuje problemy. Przebaczenie, pokuta i modlitwa – to jedyna droga do szczęśliwego rozwiązania.

 

Zobacz zdjęcia z Wielkiej Pokuty:

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.