Planowali mnie zabić. Ledwo udało mi się ujść z życiem. Leżałem na ziemi krzyżem, a jeden z oprawców stał mi na rękach. Wtedy zacząłem się modlić i w duszy krzyczeć: „Boże pomóż”.
Podobnie jak wielu młodych ludzi żyłem bez Boga przez wiele lat i nie chciałem Go poznać. Duchowa strona mojego życia nie istniała.
Już w młodym wieku zaczęły się konflikty z prawem, byłem od dziecka niegrzeczny, zbuntowany. Wszyscy z mojej rodziny łącznie z rodzicami powtarzali i złorzeczyli mi, że jestem najgorszy ze wszystkich dzieci w rodzinie. Jedynym, który wstawiał się za mną i był dla mnie autorytetem, stawał w mojej obronie był dziadziuś, który od kilku lat jest już w Niebie.
W domu nie było nigdy ciepła, miłości, akceptacji, za to był strach, gniew i przerażenie. To doprowadziło mnie do buntu. Ciągłe awantury pomiędzy rodzicami, tak po powrocie Taty po alkoholu, w późniejszym czasie już nawet bez alkoholu, wkoło tylko panowała niezgoda.
Wychowałem się w przeciętnej rodzinie. Od młodych lat rówieśnicy śmiali się ze mnie, że chodzę w ubraniach z lumpeksu, że nigdy nie mam na zapiekankę w szkole itp.
Powiedziałem sobie, że jeszcze wam wszystkim pokażę, że będę kimś. Już wtedy żywiłem do rówieśników nienawiść, wstręt, złość. Zacząłem kolegować się ze starszymi chłopakami, coraz bardziej interesowały mnie klimaty uliczne. Dużo słyszałem o mafii, gangach i to mnie fascynowało, by być właśnie takim człowiekiem: medialnym przestępcą, o którym się mówi, który jest na pierwszych stronach gazet. Zacząłem szukać u takich ludzi akceptacji i miłości. Teraz wiem, że szukałem tam, gdzie tak naprawdę nie powinienem. Pozornie ją znalazłem.
Początkowo zaczęły się drobne kradzieże, potem już większe wymuszenia, haracze, rozboje, włamania, pobicia. Z biegiem czasu zacząłem palić papierosy, pić alkohol, by być takim, jak moi koledzy – twardym.
Moje życie wymknęło mi się spod kontroli i coraz bardziej wchodziłem w ciemną strefę. Chciałem bardzo i dążyłem do tego, by ludzie się mnie bali i czuli respekt, by mnie szanowali. Dlatego prowadzałem się z o kilkanaście lat starszymi kolegami. Kiedy poznałem gangsterów, chciałem być tak umięśniony jak oni, więc jeden zaczął się mną "opiekować" i szprycować sterydami anabolicznymi, które hamowały mój rozwój i negatywnie wpłynęły na moje życie. Opuszczałem się bardziej w nauce, za to coraz więcej poznawałem ludzi z półświatka.
Od rodziców rzadko dostawałem kieszonkowe, często im kradłem ostatnie pieniądze, wkoło słyszałem, że jestem zły, niedobry, że wyrosnę na bandytę i mi głowę utną.
Ósmą klasę szkoły podstawowej skończyłem z ledwością, szkołę średnią zignorowałem i przerwałem.
Uznałem, że jest mi dobrze, że realizuje się i spełniam wśród przestępców, zarabiam pieniądze, a zwłaszcza staję się kimś na mieście, zaczynam wśród ludzi wzbudzać strach, a nauka do niczego nie jest mi potrzebna.
Z każdym dniem stawałem się coraz bardziej złym człowiekiem, pełnym nienawiści do wszystkich ludzi i tego, co mnie otacza.
Mariusz