Prezydent Europy sam się przekonał, w jak utopijnym projekcie uczestniczy.
31.05.2016 12:10 GOSC.PL
„W naszych projektach politycznych musimy kierować się zdrowym rozsądkiem i dobrym wyczuciem czasu. Ciąży na nas odpowiedzialność skonfrontowania rzeczywistości z wszelkiego rodzaju utopiami: z utopią Europy bez państw narodowych, utopią Europy bez konfliktów interesów i ambicji, utopią Europy narzucającej swoje własne wartości zewnętrznemu światu”.
To nie słowa eurosceptyka z niszowej grupy w Parlamencie Europejskim, tylko fragment przemówienia Donalda Tuska, przewodniczącego Rady Europejskiej, wygłoszonego na zjeździe Europejskiej Partii Ludowej – głównego, obok socjalistów, filaru federalistycznej utopii. Kto by pomyślał, że „prezydent Europy” (naprawdę niektórzy ciągle wierzą, że nim jest), jedna z twarzy i udziałowiec tej utopii, sam zacznie krytykować taki kierunek integracji. To, co trzeźwo myślący Europejczycy dostrzegali od lat, teraz dotarło wreszcie do osoby, która objęła funkcję, będącą emanacją federalistycznego myślenia o Europie.
Miło słuchać, gdy Donald Tusk dziś krytykuje „obsesję idei szybkiej i całkowitej integracji”. Tyle, że to samo od lat krytykowali tzw. eurosceptycy, którzy teraz okazali się jednak eurorealistami. Bo przestrzegali, że utopia federalizmu doprowadzi do tego, co widzimy teraz i co zauważa sam Tusk: „Coraz głośniejsi są ci, którzy kwestionują samo sedno zjednoczonej Europy. Widmo rozpadu krąży po Europie”. Zgadza się, krąży. Tyle, że wystarczyło słuchać „populistów”, „eurosceptyków” i innych „oszołomów”, gdy ostrzegali przed tym 15 czy 10 lat temu. Dziś, Mr. President Tusk, takie słowa to już nie wyraz odwagi i proroczej wizji. To mocno spóźniona recytacja dzieł prawdziwych mężów stanu, odrzuconych przez dogorywający establishment.
Jacek Dziedzina