Nowy numer 18/2024 Archiwum

Zapach świętości

Ucieszyłam się, kiedy moi współpielgrzymi wyznali, że oni także poczuli piękny zapach, kiedy modlili się przy grobie Ojca Pio.

W maju 2015 r., a więc wtedy, kiedy miała miejsce nasza pielgrzymka, mieliśmy to szczęście, że we wnętrzu nowej bazyliki, za szklaną trumną były wystawione na widok publiczny zwłoki Ojca Pio. A więc tak, można by rzecz, że stanęłam twarzą w twarz ze świętym z Petrelciny. I znów moje zdziwienie, bo jego ciało było tak drobne, niczym ciało dziecka. Maleńki święty o wielkim duchu. Jego pogodne oblicze wyrażało spokojne szczęście zbawionego, który ujrzał raj. Wielu z pielgrzymów płakało, przykładało dłonie i twarze do szklanej bariery, aby w ten symboliczny sposób być bliżej niego. Ja, wręcz przeciwnie, nie potrafiłam uronić ani jednej łzy. Byłam po prostu zbyt szczęśliwa, aby płakać, bo oto właśnie spełniło się moje skryte, nawet przede mną samą, marzenie. Nigdy, nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczałam, że tego Ojca Pio, o którym kiedyś czytałam późną nocą w pokoju akademika, teraz widziałam na żywo, twarzą w twarz, i mogłam dotknąć szklanej ściany, za którą leżał. To było niesamowite przeżycie. Nawet nie pamiętam, abym go wtedy o coś prosiła, byłam w stanie tylko dziękować, dziękować, dziękować.

Tak się szczęśliwie złożyło, że ksiądz, opiekujący się naszą pielgrzymką, miał okazję sprawować mszę świętą w starym kościółku, tym samym, w którym Ojciec Pio sprawował swoje msze. Było to kolejne niezapomniane przeżycie. Cicha Eucharystia wśród tłumu pielgrzymów. My, Polacy, wśród obcego kraju, mówiący po polsku, po polsku się modlący, po polsku śpiewający psalmy i Ojcze Nasz. Na znak pokoju odwróciłam się bezwiednie w ławce i jakaś kobieta z tłumu, która usiadła za mną, podała mi drżącą dłoń. To była Polka i tak jak my przyjechała tu, aby oddać hołd świętemu. Bez słów, w zwykłym geście dłoni i w uśmiechu, wyraziłyśmy sobie całą naszą radość z tego spotkania. A w jej szklistych oczach zobaczyłam całą wdzięczność za tę mszę.

Ojciec Pio sławny jest ze swoich spektakularnych darów, wśród których najsłynniejsze są niegojące się przez 50 lat stygmaty, a także dary bilokacji, a więc przebywania w dwóch miejscach równocześnie, cudownych uzdrowień dzięki jego modlitwie wstawienniczej, wypędzania złych duchów i nawracania nawet najzatwardzialszych grzeszników. Jednak jednym z subtelnych znaków obecności Ojca Pio był zapach fiołków, który do dziś objawia się każdemu, kto z ufną prośbą przyzywa na pomoc tego świętego. Swoisty zapach jego obecności, słodki zapach świętości, rozchodził się za każdym razem, gdy miał miejsce jakiś cud, lub gdy modlitwa zaniesiona do Ojca Pio zostawała wysłuchana, obojętnie czy modlący znajdował się blisko świętego, czy był oddalony od niego o setki kilometrów i na drugim krańcu świata. Piękny zapach już za życia ulatniał się z całej osoby świętego, nawet wprost z jego krwawiących ran, często wzbudzając tym takie podejrzenia jak to, że zakonnik po prostu nadmiernie się perfumuje. Również i dziś wielu ludzi doświadcza „zapachu świętości” Ojca Pio w kryzysowych momentach swojego życia, kiedy niezwykle mocno uciekają się pod opiekę tego świętego i proszą go o wstawiennictwo.

Wracając z naszej pielgrzymki już w samochodzie wymienialiśmy się swoimi duchowymi doświadczeniami. Ucieszyłam się, kiedy moi współpielgrzymi wyznali, że oni także poczuli piękny zapach, kiedy modlili się przy grobie Ojca Pio. Święty nadal „działa”, a jego opiekę da się odczuć nie tylko w sposób duchowy, nienamacalny, ale i fizyczny, w postaci zapachu. Ja zapachu fiołków nie poczułam, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Ja już dostałam swoją nagrodę, a było nią samo zobaczenie twarzy świętego. Śpiącej twarzy, spokojnie czekającej na zmartwychwstanie.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy