Nowy numer 17/2024 Archiwum

Unia się nam przyjrzy, ojejkujejku

Komisja Europejska nie może nam zaszkodzić. Tę moc mamy tylko my sami.

Przed laty jednego mojego znajomego naszli Świadkowie Jehowy. – Chcieliśmy porozmawiać o istnieniu Trójcy – powiedział jeden z nich. – To sobie porozmawiajcie – powiedział gospodarz i zamknął drzwi.

Podobnie należałoby chyba zareagować na debatę o Polsce w Komisji Europejskiej. Chcieli sobie rozmawiać, to sobie porozmawiali. Nie musimy tego słuchać. Mamy swoje pilne domowe sprawy i ich gadanie mogłoby nam przeszkadzać. Bo tak po prawdzie: co nas to obchodzi, co o nas mówią na salonach Europy?

Ano właśnie – w tym rzecz, że jakaś część ludzi się tym przejmuje. Wynika to z próżności, która podpowiada delikwentowi, że za wszelką cenę musi się podobać, zwłaszcza obcym, a szczególnie znanym i uznanym.

Komisja Europejska wdraża wobec Polski – ach! ach! – „pierwszą fazę kontroli praworządności”! Europa jeszcze nigdy żadnego kraju nie postawiła w takiej sytuacji! Jaki wstyd! Będą nas teraz monitorować, ojejku, jejku, jejku! – lamentują przewrażliwieni na punkcie „wizerunku Polski”.

No dobrze – i co z tego? Może czas sobie wreszcie uświadomić, że ci państwo, co tam siedzą w tej Komisji, to tacy ludzie jak wszyscy inni, i tym się różnią od nas, że, poza Elżbietą Bieńkowską, guzik o nas wiedzą. Tylko tyle, co im nasi rozgoryczeni klęską wyborczą politycy powiedzieli.

Jakie to szczególne wartości przedstawia Europa Zachodnia, że jej przedstawiciele czują się upoważnieni do stawiania Polski do kąta? Jaką to praworządność tam mają, że ta Polska tak bardzo, według nich, odbiega od właściwych standardów?

Kto tu komu robi łaskę? To nie z charytatywnych pobudek ani nie dla uznania naszych historycznych zasług przyjęto nas do Unii Europejskiej. Oni mają interes w tym, że należymy do Unii, i gdybyśmy realnie zagrozili wyjściem z niej, w podskokach by nas przepraszali.

Ta cała unijna „procedura” jest zagraniem podobnym do tego, jakie stosuje się w niektórych sztukach walki, w których wykorzystuje się siłę przeciwnika. Eurokomisja z tymi swoimi procedurami sama z siebie nie ma żadnej mocy. Nie może nic zrobić narodowi dumnemu i świadomemu swojej wartości. Cała ta histeria ma wskazane społeczeństwo wepchnąć w rolę zakompleksionego petenta – a wtedy społeczeństwo zniszczy się samo.

Z tym może być jednak trudno. Teraz, gdy była władza nie może już liczyć na media publiczne, do wpędzania Polaków w kompleksy pozostają już tylko „tefałeny” i „Wyborcza” z przyległościami. A to może nie wystarczyć.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka