W rozpętanej medialnej histerii nie tyle o rząd PiS chodzi, ile o starcie cywilizacji chrześcijańskiej z postchrześcijańską.
20.12.2015 10:33 GOSC.PL
Zaczyna się tworzyć taka prawidłowość: w piątek z rana w media idzie wieść o czymś strasznym dla polskiej demokracji. Potem się to grzeje przez kilka godzin, żeby wreszcie – media są przecież rzetelne – zacząć przebąkiwać, że to może nie było aż takie drastyczne. I tak 11 grudnia gruchnęła wiadomość o tym, że obecna władza nie zamierza opublikować wyroku TK w Dzienniku Ustaw. Krzyk o zamachu stanu natychmiast dosięgnął Brukseli i innych ośrodków politycznej słuszności. Potem okazało się, że rząd miał jeszcze czas na publikację wyroku i wcale nie zamierzał uchylać się od tego obowiązku.
W ostatni piątek, 18 grudnia, kolejna sensacja: nocny atak rządu na Centrum Kontrwywiadu NATO. Eksplozja histerii, gadanie o bezprzykładnej agresji itepe. Niedługo potem wiadomo już było, że to nie żadna własność NATO i polski rząd ma pełne kompetencje nad tą instytucją, i miał poważne powody, żeby to zrobić. Ale w eter poszły kuriozalne skargi pułkownika, który utracił dostęp do informacji niejawnych z powodu podejrzeń o działalność szpiegowską.
W obu przypadkach dęte i zakłamane wiadomości przebiły się do świadomości społecznej jako informacje, że polski rząd łamie polskie prawo. Wyjaśnienia, jak było naprawdę, brzmiały cicho, nieciekawie i mało kogo interesowały.
Ale dlaczego to działo się akurat w piątki? Z prostego powodu: na soboty (poprzednią i ostatnią) zaplanowano manifestacje KOD. Spontaniczne, oczywiście, jak wszystko, czego chwyta się finansjera i Salon. A żeby się ludziom chciało wyjść, i to na deszcz, to trzeba pokazać im, że Polska się wali, że to już koniec demokracji. Ludzie muszą się naprawdę bać. Trzeba im więc dać jakiś „dowód”, że to już ostatnie metry, że ta władza została w jakiś niepojęty sposób wybrana nie przez naród, tylko przez garstkę oszołomów, ciemniaków i nawiedzonych religiantów. Naród ma się jak najszybciej odciąć od tej władzy, bo ona niebawem może zacząć realizować swoje obietnice, i będzie za późno.
Tydzień temu Ryszard Petru wieszczył, że marsz w sobotę 12 grudnia to być może ostatnia legalna manifestacja. Na ostatnią sobotę 19 grudnia zaplanował kolejną spontaniczną „ostatnią manifestację”, i to w wielu miejscach Polski, co skwapliwie roztrąbiły wierne byłej władzy media.
Jak widać, machina upadłego establishmentu jeszcze działa i wciąż może Polsce poważnie zaszkodzić. Bo tu nie tyle o rząd PiS chodzi, ile o starcie cywilizacji postchrześcijańskiej z chrześcijańską. Obecna władza odwraca jedna po drugiej fatalne tendencje, które omotywały już polskie szkolnictwo (np. gender lub seksualizacja dzieci), resort zdrowia (np. in vitro), moralność społeczną (związki partnerskie).
Naprawa tych rzeczy to nie deklaracje, lecz fakty, i one są obecne niemal w każdej dziedzinie. I wbrew twierdzeniom laickich technokratów, to są sprawy pierwszoplanowe, ważne dla kręgosłupa narodu. Dlatego też mówienie, że katolik ma siedzieć obojętnie, albo wręcz przyklaskiwać „obrońcom demokracji” z Czerskiej, to albo gadanie pięknoducha, który widzi tylko po wierzchu, albo kłamstwem manipulatora-lobbysty Salonu.
Nie chodzi o to, że katolik musi popierać PiS, bo nie musi. Nie chodzi też o to, że PiS jest partią w pełni wiarygodną, bo nie jest (nigdy nie było i nie będzie takiej partii). Ale pojawia się pytanie o alternatywę. Jeśli nie ta władza, to co? W tej chwili odpowiedź jest jedna: pochód postchrześcijaństwa ku nowoczesnej nicości.
Franciszek Kucharczak