Nowy numer 17/2024 Archiwum

Kto da więcej?

PiS i opozycja III RP licytują się, na czyim marszu było więcej ludzi. Jakie to ma znaczenie, gdy na obu dominowała retoryka bronienia swojej opcji?

Mijający weekend upływa pod znakiem narodowej zabawy liczbowej "Kto da więcej?". Dwie zwalczające się siły polityczne (partie zgromadzone wokół KOD bronią z grubsza podobnych interesów III RP, więc pod skrótem KOD traktuję je zbiorczo) zorganizowały dwa konkurencyjne marsze w stolicy. Pierwszy atakował PiS, drugi KOD. Według szacunków warszawskiego ratusza w sobotniej manifestacji wzięło udział 50 tys. ludzi, a w niedzielnej 15 tys. Dane te są jednak mało wiarygodne, gdyż władze Warszawy razem z Hanną Gronkiewicz-Waltz są w polityczny konflikt wokół TK zaangażowane i sami urzędnicy uczestniczyli w manifestacji KOD-u.  Z danych liczbowych przedstawionych przez Komendę Stołeczną Policji (instytucję niezaangażowaną i doświadczoną w pracy przy imprezach masowych) wynika, że w marszu opozycji wzięło udział 17-20 tys. osób, a w demonstracji PiS około 35-40 tys., czyli dwukrotnie więcej. Po stronie PiS były lepsza organizacja marszu i doskonale działający system mobilizacji zwolenników, wypracowany w ostatnich latach. Przewagą opozycji było bardzo silne wsparcie głównych mediów, w których otwarcie zachęcano do uczestnictwa w marszu KOD ("Gazeta Wyborcza" przygotowała nawet szablon kartek na manifest), oraz fakt, że oba marsze odbywały się w Warszawie, a ta - jak wiadomo - nie jest bastionem Prawa i Sprawiedliwości, którego większość elektoratu wywodzi się z mniejszych miejscowości.

Teraz obie strony politycznej wojny będą wykorzystywały liczby (z korzystniejszych dla siebie szacunków) do "udowadniania", jak duże poparcie społeczne mają ich własne postulaty. I wielokrotnie w najbliższych dniach usłyszymy, że "moja racja jest najmojsza", a na dodatek ma poparcie tak wielu obywateli.

W mojej skromnej opinii liderzy obu stron grają w paskudną grę, która niewiele ma wspólnego z troską o wolność, demokrację i dobro społeczne. Dlaczego?

KODowicze wywieszają na sztandary hasła o zamachu PiS na Trybunał Konstytucyjny i demokrację. OK. Jestem skłonny uwierzyć, że część z demonstrantów, którzy dołączyli do tego marszu, uwierzyła w zagrożenie polskiego ustroju, oglądając relacje telewizyjne w ostatnich dniach. Niestety, jest to fides oderwana od ratio, a osoby te stały się obiektem podłej manipulacji ze strony liderów KOD i czterech partii opozycyjnych oraz mediów. Gdyby rzeczywiście KOD działał w obronie ustroju Rzeczypospolitej i Trybunału Konstytucyjnego, to manifestacje organizowano by najpierw w czerwcu (gdy PO-PSL tworzyły ustawę pozwalającą zawłaszczyć im TK), a kolejny raz w październiku (gdy koalicja PO-PSL wybierała na podstawie czerwcowej ustawy pięciu nowych sędziów). Było też wiele innych możliwości, np blisko 50 wyroków TK niewykonanych przez rząd PO-PSL. Fakt, że wtedy dzisiejsi liderzy KOD nie protestowali i nie tworzyli ruchu obrony demokracji jest dobitnym dowodem, że działają nie w obronie ustroju, a układu politycznego, który PiS chce rozmontować. Zamykanie oczu na ten fakt jest robieniem z logiki prostytutki.

Z kolei prezes Kaczyński i przyjaciele nie tylko sprawę marszu, ale też spór wokół TK rozgrywają w najgorszy możliwy sposób, bo  całe zamieszanie odciąga uwagę opinii publicznej od mocnego w wielu punktach programu reform rządu i koncentruje spojrzenia Polaków na politycznym Mortal Kombat wokół Trybunału. Kaczyński a priori zakłada pełną służalczość sędziów TK wobec PO. I - choć w przypadku niektórych sędziów są pewne podstawy do takich podejrzeń - to jednak blisko 50 wyroków Trybunału, których rząd PO-PSL nie wcielił w życie, sprawia, że trudno w tej sytuacji usprawiedliwić prawnicze podchody PiS i kombinowanie ze składem TK. Oczywiście wprowadzanie reform na pewno jest łatwiejsze, gdy Trybunał Konstytucyjny nie rzuca kłód pod nogi, ale trudności w postaci tego konstytucyjnego organu nie są wystarczającym powodem do dowolnego przestawiania konstytucyjnych puzzli. I nawet wygrane wybory nie dają takiego prawa, bo skład TK nie jest wprost uzależniony od wyniku wyborczego, co więcej, w swojej istocie ma być wentylem bezpieczeństwa przed ewentualną samowolą większości sejmowej.

Wracając do marszu PiS: widzimy na nim powrót do starej pisowskiej retoryki budowania konfliktu na linii MY-ONI, gdzie MY to prawicowy obóz zmiany, a ONI to beneficjenci układu Okrągłego Stołu (od dawnych członków PZPR po wygranych na przemianach '89 r. byłych opozycjonistów). Chociaż co do idei rozbicia tamtego układu PiS ma wiele racji i jest to jeden z warunków poprawy sytuacji społeczeństwa, to stosowana przez liderów tego ugrupowania retoryka zwyczajnie odstrasza. Prawo i Sprawiedliwość wygrało zdecydowanie wybory nie dlatego, że krzyczało o oderwaniu od koryta postkomunistów, banksterów i oligarchów, ale dlatego, że zaproponowało Polakom program, w którym wyborcy zobaczyli odpowiedź na swoje potrzeby. Twarzą kampanii była Beata Szydło, a hasłem dobra zmiana. Kiedy w czasie marszu głównym bohaterem staje się prezes Kaczyński, a w tle słyszymy niemal wojenne nawoływania Joachima Brudzińskiego o "sytych kotach" III RP, przeciętny wyborca zapomina o obiecującym programie reform. PiS daje się jak dziecko wciągnąć w agresywną narrację sporu o TK i wyłazi na wierzch cała retoryka konfliktu stosowana przez najwierniejszych przybocznych prezesa. A to poważny błąd, bo to nie Kaczyński, Brudziński czy Pawłowicz wygrali ostatnie wybory, ale Szydło i młoda ekipa reformatorów. Liderzy PiS zamiast krótko skomentować sprawę TK i budować medialny wizerunek w oparciu o przygotowywane reformy, dają się wciągnąć w histeryczny spór o Trybunał. I dokładnie o popełnienie przez prawicę tego błędu chodzi skupionej wokół KOD opozycji. Ostra retoryka konfliktu zastosowana przez liderów PiS w czasie niedzielnego marszu i ostatnich wystąpień medialnych - jeśli na dłużej zagości u polityków partii rządzącej - może sprawić, że PiS w krótkim czasie straci miękki elektorat, który odejdzie, zmęczony nieustanną wojną polsko-polską. Przy takim konfliktowym wizerunku nie będzie miało większego znaczenia, że rząd fachowców ostro pracuje nad reformatorskimi ustawami. I nawet dobre ciągle dla PiS sondaże o niczym nie świadczą. Wystarczy przypomnieć sobie sondaże Bronisława Komorowskiego przed I turą wyborów.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, teolog. Uwielbia góry w każdej postaci, szczególnie zaś Tatry w zimowej szacie. Interesuje się historią, teologią, literaturą fantastyczną i średniowieczną oraz muzyką filmową. W wolnych chwilach tropi ślady Bilba Bagginsa w Beskidach i Tatrach. Jego obszar specjalizacji to teologia, historia, tematyka górska.

Kontakt:
wojciech.teister@gosc.pl
Więcej artykułów Wojciecha Teistera