Skandaliczny wyrok rzeszowskiego sądu przeciw Jackowi Kotuli i Przemysławowi Syczowi.
Sąd w Rzeszowie wydał wyrok w procesie karnym wytoczonym przez szpital „Pro Familia” przeciw działaczom pro-life Jackowi Kotuli i Przemysławowi Syczowi. Zostali oskarżeni o zniesławienie szpitala przez organizowanie pikiet i informowanie, że szpital zabija w ramach aborcji eugenicznych.
Sędzia Janusz Sternalski warunkowo umorzył postępowanie na dwa lata, uznając, że Jacek Kotula i Przemysław Sycz przekroczyli granice dozwolonej krytyki. Oznacza to, że przez dwa lata nie mogą robić pikiet. Mają też zapłacić po 8 tys. zł na fundację penitencjarną. Do tego jeszcze koszty sądowe w wysokości 990 zł. Sędzia Sternalski ogłosił też przepadek trzech banerów, zarekwirowanych w czasie pikiety przez policję.
- Naszymi pikietami nikogo nie obrażamy. Informujemy jedynie, że w tym szpitalu są wykonywane aborcje i nazywamy je po imieniu czyli zabijaniem dzieci. Mamy do tego prawo i nie zamierzamy z niego zrezygnować - powiedzieli J. Kotula i P. Sycz w rozmowie z GN, tuż po ogłoszeniu wyroku.
Szpital reprezentował pełnomocnik. Pytaliśmy w placówce, jak dyrekcja komentuje ten wyrok i czy wobec kogoś jeszcze zdecydowała się wystąpić na drogę sądową w związku z krytykowaniem "Pro-Familii" za wykonywanie aborcji? W sekretariacie usłyszeliśmy, że jedyną osobą, którą może się wypowiedzieć w tej sprawie jest dyrektor Radosław Skiba, ale we wtorek jest nieosiągalny.
Dziwić może nie tylko sam wyrok, ukaranie obrońców życia i uznanie ich winnymi przy jednoczesnym warunkowym umorzeniu postępowania, ale także argumentacja sędziego Sternalskiego. W uzasadnieniu pouczał P. Sycza i J. Kotulę, że w swojej działalności powinni przekonywać, zbierać podpisy, tak, jak działa… Mariusz Dzierżawski (sędzia nie zauważył, że obaj mężczyźni działają w Fundacji Pro - Prawo do Życia, której przewodniczy właśnie M. Dzierżawski).
Sąd uznał, że obrońcy życia przekroczyli swoimi działaniami granice dopuszczalnej krytyki. Ale nie wskazał, w którym punkcie obaj mężczyźni dopuścili się zniesławienia szpitala. Uznał za to, że Agata Rejman, pielęgniarka, która ujawniła aborcyjne praktyki szpitala, składała „nieszczere zeznania”.
Cała sprawa pełna jest sprzeczności. Widać poważne braki w budowaniu przez sąd całościowego obrazu sprawy. Gdy obrońcy życia chcieli wezwać na świadków pielęgniarki i lekarzy, żeby opowiedzieli o tym, o czym mówiła A. Rejman, sąd odrzucił ich wniosek. W budynku rzeszowskiego Sądu Okręgowego zebrali się dziennikarze i publiczność. Sędzia Sternalski odczytał wyrok, wypraszając ich z sali na jego uzasadnienie.
- Ten wyrok to bezpardonowy atak na wolność słowa i wolność do prowadzenia działalności pro-life w Polsce. Obrońcy życia w całej Polsce, w ramach tej samej fundacji protestują, pikietują nazywając aborcję zabijaniem i nagle w Rzeszowie sąd tego zabrania. Mało tego mówią o tym sami aborcjoniści jak np. prof. Romuald Dębski z Warszawy. Sędzia radzi także organizacji społecznej, jak powinna prowadzić swoją statutową działalność. To niebezpieczny precedens i to nie tylko dla katolików. Jutro może okazać się, że któraś organizacja lewicowa może mieć problemy, bo sąd uzna, że powinna działać inaczej - komentuje pełnomocnik rzeszowskich obrońców życia, mec. Jerzy Kwaśniewski z Instytutu Ordo Iuris.
Wyrok jest nieprawomocny. Obrońcy życia zapowiedzieli, że złożą apelację.
Mariusz Majewski