Ulg nie ma i nie będzie. Ani dla aborcji, ani dla in vitro – mówi papież. Media „głównego nurtu” przemilczały ostre słowa Franciszka. Ciekawe czemu?
17.11.2014 13:57 GOSC.PL
To chyba jedno z najmocniejszych wystąpień Franciszka od początku jego pontyfikatu. „Uważajcie i nie eksperymentujcie, nie igrajcie sobie z życiem człowieka!” – niemal grzmiał papież do ponad siedmiu tysięcy lekarzy zgromadzonych na sympozjum w Rzymie. Ostre słowa w obronie życia współgrały z gestykulacją Franciszka, jak nigdy dotąd stanowczą. Papież nie czytał z przygotowanej kartki, a jedynie wymachiwał nią i mówił: „Życie ludzkie jest święte! Każde, bez wyjątku! I każde działanie przeciw życiu jest grzechem wymierzonym w samego Boga!”. Oraz: „Kiedy byłem w Argentynie, wmawiano mi, jak i całemu społeczeństwu, że aborcja czy eutanazja to kwestie religijne. Nieprawda!”. Oraz: „Waszym obowiązkiem jest wyrażać sprzeciw sumienia przy aborcji, in vitro i eutanazji!”.
Papież trafił w sedno dzisiejszego zakłamania w odniesieniu do „zabiegów” wymierzonych w życie: „Dziś dominuje myślenie i logika fałszywego współczucia: rzekomo pomaga się kobietom w trudnej sytuacji i dokonuje aborcji, czy też proponuje się godne zakończenie życia na drodze eutanazji, czy też dokonuje się naukowego zamachu na życie, produkując dzieci w laboratorium. Dziecko traktuje się jako należność, a nie dar. Używa się też jednych istnień ludzkich, by ocalić rzekomo inne” – podkreślił Franciszek.
I padły też inne mocne określenia, że zarówno in vitro jak i badania na embrionach sprowadzają człowieka do roli „doświadczalnych królików”.
Franciszek powiedział wyraźnie, że nie ma i nie może być ani ulgi, ani fałszywego współczucia dla osób biorących udział w zabijaniu dzieci, czy ich produkcji. Tak, papież użył słowa dosadnego wobec in vitro. Nie „sztuczna prokreacja” (choć i to brzmi dla mnie makabrycznie), ale nazwał ten proceder „produkcją ludzi”. I tak trzeba by o in vitro mówić, może wtedy choć trochę zbrzydłoby w oczach jego zwolenników.
Co więcej, Franciszek wyraźnie zaznaczył, że w przypadku in vitro nie ma miejsca na „fałszywe współczucie” niepłodnym rodzicom. Współczuć trzeba im cierpienia, bo jak dodał papież, „współczucie według Ewangelii oznacza być obok, towarzyszyć jak Samarytanin”. I tyle. Ale nie można i nie wolno usprawiedliwiać ani aborcji sytuacją finansową, chorobą, a in vitro pragnieniem posiadania dzieci. To już nawet Nicolas Sarkozy krzyczy we Francji od tygodnia, że „prawo do dziecka to absurd!”.
Właściwie to nic zaskakującego, że papież poddaje ostrej i bezpardonowej krytyce każdą medyczną czynność, która godzi w życie człowieka. Choć chyba po raz pierwszy tak wprost, bez ogródek i okrągłych sformułowań (szczególnie jeśli chodzi o proceder in vitro) następca Świętego Piotra, mówiąc krótko – przygadał lekarzom. Sakrcił ich. Ale nie tylko przecież ich.
Irytujące jest jednak pewne zjawisko. Kiedy papież krytykuje niektóre działania w Kościele, dziennikarze sumiennie wytłuszczają jego wypowiedzi, obficie cytują, publicyści organizują debaty. No bo wreszcie ktoś „tym czarnym przygadał” (szczególnie obficie cytowano Franciszka przy okazji wystapień o finansach Kościoła). Kiedy jednak ten sam Franciszek uderzył w tzw. „prywatne” życie ludzi, zaległa cisza. No bo co? Czyżby Franciszek należał do tego samego „ciemnogrodu” i „ludzi z buszu” jak abp Hoser (takie opinie słyszę bez przerwy od tych, co in vitro popierają), którzy mówią o ekskomunice w przypadku dokonania aborcji i in vitro? No cóż, papież Franciszek jest po tej samej stronie, co cały Kościół Chrystusa. Nie ma dwóch Kościołów, Franciszka i reszty. Szanowne media – nie ma!
Joanna Bątkiewicz-Brożek