Kibicowałem Niemcom

Cieszę się ze zwycięstwa naszych sąsiadów w Mundialu. W Polsce należę do mniejszości.

By otwarcie kibicować Niemcom w polskim lokalu, trzeba wykazać się sporą odwagą. Nie ważne, czy gra reprezentacja, czy też drużyna klubowa – kiedy bramkę strzelają przeciwnicy Niemców, rozlegają się gromkie okrzyki radości. Gdy gola strzelają Niemcy – wściekłości. Lepiej nie wychylać się z własnymi sympatiami.

Jest tylko jedna sytuacja, w której sympatie (a raczej antypatie) rozkładają się mniej-więcej po równo: kiedy Niemcy grają z Rosjanami. W końcu w piłce nożnej nie chodzi tylko o wspaniałe bramki, parady, akcje. To cywilizowana wojna; mecz to przeniesienie bitwy na murawę. Trup nie ściele się gęsto, choć zdarzają się poważne kontuzje. Jednak przy dobrym sędziowaniu ich winowajców spotyka surowa kara – inaczej, niż w przypadku wojny realnej, podczas której króluje zasada „biada zwyciężonym”.

Niemcy (i Rosjanie – ale to nie oni zdobyli mistrzostwo świata, więc nie o nich będę pisał) to nasi odwieczni rywale. Jednak bolesna historia nie usprawiedliwia wyrażanej zdecydowanie meczowej germanofobii. Polacy kibicują przeciwko Niemcom, jakby kibicowali przeciwko esesmanom. Jednak Manuel Neuer, Bastion Schweinsteiger czy Philipp Lahm nie mają nic wspólnego ze zbrodniami ich matek i ojców (a raczej babć i dziadków). Lubię Niemców, bo ich znam. Bywają uprzejmi, konkretni, pomocni. Nieco zdystansowani. Irytuje mnie czasem ich besserwisserstwo, a także to, że niektórzy nie traktują Polaków poważnie, czasem protekcjonalnie. Język niemiecki nie kojarzy mi się z koszącym lotem Messerschmittów, raczej z niesamowitą przygodą, jaką jest tłumaczenie jedynych w swoim rodzaju idiomów.

Ponadto grę reprezentacji Niemiec ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Piłkarze już od dawna nie przypominają maszerujących mrówek z teledysku Rammsteina. Grają z polotem, strzelają dużo bramek. I podczas tegorocznego Mundialu byli po prostu najlepszą drużyną, która zasłużyła na zwycięstwo – bez pomocy sędziów, kunktatorskiej gry nastawionej na przetrwanie i łut szczęścia w rzutach karnych.

Moją radość zakłóca jednak świadomość, że już 11 października czeka nas, parafrazując Szczepana Twardocha, piłkarski „wieczny Grunwald”. W Warszawie gramy z Niemcami w ramach eliminacji do kolejnych Mistrzostw Europy. Jeśli Portugalię pokonali 4:0, a Brazylię aż 7:1, to srogi łomot sprawiony naszym kopaczom nie będzie zaskoczeniem.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Stefan Sękowski