Nowy numer 17/2024 Archiwum

Komunia rzucana na wiatr

"Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, pod warunkiem, że Ty nie opuścisz mnie" - mniej więcej tak powinna brzmieć przysięga małżeńska zgodnie z tym, co proponują zwolennicy Komunii dla rozwodników żyjących w nowych związkach.

Po jednym z ostatnich wystąpień kard. Kaspera zawrzało. Głośno zrobiło się znowu o dopuszczeniu do Komunii świętej rozwodników żyjących w nowych związkach. Niemała grupa komentatorów wręcz domaga się zgody na takie rozwiązanie argumentując swoje stanowisko koniecznością okazania miłosierdzia względem tych, którym małżeństwo się nie udało. Takie stanowisko wyraża m. in. Marcin Łukasz Makowski w swoim felietonie "Komunia dla rozwodników. Czy to możliwe?" opublikowanym na portalu "Deon.pl".

Redaktor Makowski przywołuje pewne argumenty za swoją tezą. Rzecz w tym, że nie mają one racji bytu. Przyjrzyjmy się im z bliska.

Fragment 1:

W Ewangelii wielokrotnie słyszymy słowa Jezusa, który mówi, że wszystkie grzechy - oprócz tego wobec Ducha Świętego - będą nam odpuszczone. Jak zatem rozumieć konsekwentne odmawianie udzielenia Komunii św. osobom żyjącym w ponownych związkach? Czyżby istniał jeszcze jeden grzech, od którego nie ma odwrotu?

W 3. rozdziale Ewangelii wg św. Marka Jezus mówi do uczniów: "Zaprawdę, powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego".

Marcin Łukasz Makowski próbuje zestawić grzech niewierności małżeńskiej z grzechami przeciw Duchowi Świętemu. Autor pyta retorycznie: Czyżby istniał jeszcze jeden grzech, od którego nie ma odwrotu? Oczywiście, że cudzołóstwo (także w postaci życia w powtórnym związku po rozpadzie ważnego małżeństwa sakramentalnego) nie jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu i może zostać odpuszczone. Redaktor Makowski zapomina jednak, że jednym z warunków odpuszczenia grzechu jest postanowienie poprawy, czyli zerwanie z grzechem. Choć w innym miejscu swojego felietonu pisze, że Jezus, rozmawiając z cudzołożnicą, nie unieważnił jej grzechu, ale dał jasne zalecenie: idź i nie grzesz więcej, to nie dostrzega jednocześnie, że trwanie w takim związku to nic innego jak "pójście i grzeszenie więcej". W ten sposób niewypełniony zostaje jeden z warunków ważności spowiedzi. Zgoda na przystępowanie do Komunii św. w takiej sytuacji, w przypadku ważnie zawartego małżeństwa, byłaby sankcjonowaniem kolejnego grzechu. A tak na marginesie, jednym z grzechów przeciw Duchowi Świętemu, o których mówi Kościół, jest zuchwałe grzeszenie w nadziei miłosierdzia Bożego.

Fragment 2:

Jeśli sam fakt życia poza małżeństwem nie wyklucza nas z uczestnictwa w Eucharystii, dlaczego po okresie pokuty nie moglibyśmy dać drugiej szansy osobom, których małżeństwo po prostu się nie udało?

Tak rozumianej drugiej szansy nie moglibyśmy dać. Dlaczego? Otóż sakrament małżeństwa opiera się m.in. na złożonej sobie nawzajem przysiędze. Dodajmy - złożonej sobie nawzajem i przed obliczem Boga. Bóg błogosławi ten związek. Związek oparty na słowach:

Ja ...(imię pana młodego) biorę Ciebie...(imię panny młodej) za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Ślubuję Ci wierność - bezwarunkowo. Nie ma dopowiedzenia: "pod warunkiem, że i Ty będziesz mi wierny/wierna". Zwróćmy na to uwagę, dyskutując nad problemem Komunii dla rozwiedzionych żyjących z kolejnymi partnerami. Bóg błogosławi małżeństwo oparte na przysiędze bezwarunkowej wierności. Przysiędze składanej bez gwarancji dotrzymania jej przez drugą stronę. To zresztą trochę przypomina wierność, jaką Bóg ma względem nas - nie zdradza nas pomimo naszych grzechów. Gdyby po złożeniu przysięgi małżeńskiej, Bóg miałby pobłogosławić kolejny związek, zaprzeczyłby sam sobie.

Jeśli dziś rozważamy dopuszczenie do Komunii osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach, to znak, że mamy do czynienia z dramatycznym zanikiem poczucia odpowiedzialności za dane słowo. Osoby postulujące takie zmiany powinny być konsekwentne i dążyć do równoczesnej zmiany treści przysięgi małżeńskiej. "Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, pod warunkiem, że Ty nie opuścisz mnie i nasze małżeństwo się nie rozpadnie". Jak na razie ślubujemy wierność bezwarunkową. I nawet gdybyśmy spróbowali zmienić w tym wymiarze doktrynę, to najpierw powinno dojść do zmiany treści ślubowania, a nowe prawo mogłoby i tak dotyczyć tylko tych, którzy złożyliby nową przysięgę. W przeciwnym razie Kościół ponuro zakpiłby z siebie i tego, co jest jednym z Jego największych skarbów - z sakramentów. Konsekwencją słów rzucanych na wiatr, byłaby Komunia rzucana na wiatr.

Zupełnie inną sprawą jest dyskusja nad zagadnieniem ważności małżeństwa. Próba odpowiedzi na pytanie, czy małżeństwa zawierane przez osoby ochrzczone, ale praktycznie niewierzące są faktycznie ważne. Tutaj sprawa jest w pewien sposób otwarta i wymaga głębokiej refleksji Kościoła. Ale nawet w tym przypadku wydaje się szalenie trudne znalezienie obiektywnego kryterium, które pozwoliłoby zweryfikować z zewnątrz, czy w momencie zawierania ślubu para spełniła w sposób wystarczający warunki, od których zależy ważność małżeństwa.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, teolog. Uwielbia góry w każdej postaci, szczególnie zaś Tatry w zimowej szacie. Interesuje się historią, teologią, literaturą fantastyczną i średniowieczną oraz muzyką filmową. W wolnych chwilach tropi ślady Bilba Bagginsa w Beskidach i Tatrach. Jego obszar specjalizacji to teologia, historia, tematyka górska.

Kontakt:
wojciech.teister@gosc.pl
Więcej artykułów Wojciecha Teistera