Przygotowują się do powstania? Relacja "Gościa Niedzielnego" prosto z kijowskiego Majdanu.
Majdan oraz przylegające do niego ulice tworzą konglomerat krajobrazów, jakby wyciągniętych z różnej przestrzeni historycznej. To mieszanina klimatów kozackiej Siczy, nastroju pierwszej „Solidarności” oraz gorączki przygotowań do narodowego powstania. W tle zaś trwa nieustanny wiec oraz koncert, przeplatany mowami i modlitwami. W to wszystko wplecione jest normalne życie, tłumy ludzi w sklepach, barach i restauracjach. Jak gdyby szalony reżyser połączył w swym scenariuszu rzeczywistość z różnych czasów i epok, która rozgrywa się zarówno tu i teraz, jak w przestrzeni wirtualnej. Wszyscy bowiem coś ustawicznie nagrywają, przetwarzają i wysyłają na media społecznościowe.
Majdan dawno przestał być miejscem pokojowej rewolucji. Chyba niewielu już wierzy, że cokolwiek można osiągnąć metodami pokojowymi. Władza na pokojowy Majdan odpowiedziała siłą, uderzeniem Berkutu i milicji, granatami łzawiącymi, ale także raniącymi odłamkami, wreszcie strzałami. W więzieniach stale przebywa ponad 40 osób, a przed sądami trwają kolejne rozprawy. Dlatego rośnie determinacja oraz przekonanie, że z Majdanu można wyjść jedynie jako zwycięzca, albo pokonany i zniewolony. Dla przegranych zaś nie będzie łaski, gdyż władza dopadnie ich wszędzie. Już to robi z uczestnikami protestów, którzy wrócili do siebie, na prowincję, i tam są szykanowani i aresztowani.
Odpowiedzią jest Samoobrona, którą kieruje główny komendant Majdanu Andrij Parubij. To on, a nie tzw. liderzy polityczni, wyrasta na jednego z głównych przywódców protestu, który nazywa narodową rewolucją. Kieruje pracą setek, jeśli nie tysięcy ludzi, którzy organizują zaopatrzenie, budują barykady, szkolą nowych ochotników, prowadzą kuchnię, opiekę medyczną i służby pomocnicze. Cel tej aktywności dla niego jest prosty - odsunąć władzę, która zdradziła naród i dla zachowania swoich przywilejów gotowa jest zrealizować kremlowski scenariusz: totalnej konfrontacji, albo nawet podziału kraju. Aby temu się przeciwstawić i uzyskać zasadniczy przełom w kraju, czyli możliwość przeprowadzenia wolnych wyborów prezydenckich, opozycja musi dysponować siłą. Tą siłą jest Samoobrona, która ciągle przyjmuje nowych ochotników zarówno w Kijowie, jak i w całym kraju. Jest wśród nich spora grupa instruktorów, którzy walczyli w Afganistanie, albo służyli w sowieckich, a później ukraińskich jednostkach specjalnych.
Na moje pytanie, jak ocenia liczebność swych sił, Parubij odpowiada, że w całym kraju jest ich co najmniej 20 tys. Swoje ośrodki, poza Kijowem, mają we Lwowie, Tarnopolu, Czerniowcach, Doniecku, Odessie, a mają powstać w całym kraju. Są zorganizowani na sposób wojskowy, podzieleni na sotnie, uzbrojeni w pałki i tarcze, w jednolitych uniformach. To już nie tylko Prawy Sektor, stacjonujący na piątym piętrze zajętego przez opozycję rozległego gmachu Związków Zawodowych, ale rosnące z dnia na dzień siły paramilitarne, skoszarowane w poszczególnych budynkach wokół Chreszczatyku oraz pełniące straż wokół licznych barykad i umocnień, otaczających Majdan, nadają ton wydarzeniom. Gdy wychodzą na patrole, twarze mają zamaskowane, ale jak się bliżej przyjrzeć, to widać, że to najczęściej bardzo młodzi ludzie. Nie brakuje wśród nich dziewczyn. Powstała nawet specjalna sotnia kobieca. Kwateruje w domu związkowym w sali, w której kiedyś odbywały się akademie i koncerty. Dzisiaj zasłana jest śpiworami, pod ścianami stoją pałki i tarcze.
Podczas starć z Berkutem i siłami milicji Samoobrona pokazała, że potrafi twardo bronić swoich pozycji. Parubij pytany o swoje ambicje polityczne odpowiada, że zajmuje się Ukrainą, a nie polityką. Ale to tylko część prawdy. W tej chwili staje się jedną z głównych postaci na Majdanie i bez jego aprobaty politycy z opozycji nie będą w stanie wypracować scenariusza, który mógłby zostać zaakceptowany przez zgromadzonych na Majdanie. Ludzie zaś nie po to koczują na zimnie od blisko trzech miesięcy, aby dać się zwieść jakimś ochłapem, rzuconym przez ekipę prezydenta. Własna siła jest konieczna - przekonuje - aby wziąć w karby dyscypliny radykalizm różnych grup młodzieżowych, a władzę zmusić do prawdziwych ustępstw, czyli wolnych wyborów prezydenckich, a później do pilnowania ich demokratycznego przebiegu.
Wychodzę z głównej kwatery Majdanu w przekonaniu, że już kiedyś uczestniczyłem w podobnych rozmowach. Było to w końcu listopada 1981 r., kiedy wielu z nas myślało, że władza jest na wyciągnięcie ręki, nasze szeregi rosną, a wróg słabnie z dnia na dzień. Czy podobnie będzie u nich? Tego nie wiem i mam nadzieję, że potrafią znaleźć lepsze rozwiązanie, aniżeli stan wojenny, ale nikt nie wie, co przyniesie jutro. Późno w nocy opuszczam Majdan. Płoną wokół ogniska, przy których grzeją się ci, którzy tam zostali. Całe ubranie przesiąka dymem. Nagle pojawia się Witalij Kliczko. Otacza go solidna ekipa ochraniarska, blokująca dostęp do szefa „Udaru”. Rozdaje autografy, nie odpowiada na pytania i pozdrowienia. Zamyślony szybko odchodzi, raczej ciągle gwiazda sportowa, aniżeli polityk i trybun ludowy. Gdy wychodzimy z Kubą [Szymczukiem - red.] poza obszar namiotów, na głównej scenie trębacz z Charkowa gra melodię z filmu „Bandycki Petersburg”. Ludzie spontanicznie zaczynają tańczyć, ale gdy wsłuchuję się w nostalgiczną, przejmującą melodię, mam wrażenie, jakbym był świadkiem łapania przez nich każdej spokojniejszej chwili, gdyż za chwilę trębacz skończy, a Majdan wypełnią inne dźwięki.
Andrzej Grajewski