Polemika z Wojciechem Sadurskim, której "Wyborcza" przyjąć nie chciała.
Tekst Wojciecha Sadurskiego Jak rozmawiać o aborcji w „Gazecie Wyborczej” z dn. 14 stycznia br. rozpoczyna się od wskazania, że w skład Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego wchodzi 15 mężczyzn i tylko jedna kobieta, i to – o zgrozo – pracownica uczelni katolickiej. Komisja ta wysunęła pomysł zmiany przepisów dotyczących karania za aborcję, a Sadurskiemu najwyraźniej nie odpowiada to, że na temat ochrony prawnej poczętych dzieci wypowiadają się mężczyźni. Dziwnym trafem nie przeszkadza to jednak jemu samemu prezentować własnych poglądów w tej kwestii.
Inaczej niż autor przywołanego tekstu, twierdzę, że do swojego zdania w sprawie dopuszczalności tzw. „przerywania ciąży” ma prawo każdy, niezależnie od płci. To dlatego, że aborcja uderza nie tylko w matki, ale i w ojców, w jej wyniku giną zarówno dziewczynki, jak i chłopcy, pośrednio problem ten dotyka zawsze także innych członków rodziny. Rozumiem natomiast, że moją polemikę ze swoim artykułem przyjmie Sadurski ze szczególną uwagą, jako że jest to głos kobiety i to kobiety, która – tak się składa – nie ukończyła nigdy żadnej szkoły mogącej się mienić katolicką ani w takowej nie pracowała.
W tekście cieszy przede wszystkim fakt, iż autor przyznaje rzecz, która dla wielu jest od dawna oczywista – tę mianowicie, że życie człowieka zaczyna się w chwili jego poczęcia i że przerwanie tego życia jest zawsze rzeczą złą. To dobra wiadomość, że prawda o początku ludzkiego życia dociera już także do środowisk, określających się jako liberalne.
Niepokoi jednak postulat zróżnicowania ochrony tego życia, a więc pośrednie wskazanie, że na różnych jego etapach wartość życia może ulegać zmianie. Wojciech Sadurski chciałby rozmawiać o tym, w jakich granicach je chronić. Jako warunek sine qua non takiej dyskusji postuluje przyjęcie założenia, że nie można chronić życia w pełni i co do tego muszą się zgodzić wszyscy uczestnicy debaty.
Potrzebę dialogu Sadurski tłumaczy tym, że zakaz aborcji powoduje kolizję wartości. Chciałby, aby liberałowie i konserwatyści doszli do porozumienia w sprawie tego, kiedy wartość życia staje się nadrzędna wobec wszelkich innych wartości mogących z nią stać w sprzeczności. Jest to w zasadzie wezwanie do dyskusji o tym, jak długo musi żyć człowiek, aby nabyć prawo do własnego życia, a których z kolei ludzi można wyjmować spod prawa. Przywołuje to na myśl najgorsze znane z historii praktyki selekcji na ludzi i podludzi. Czy naprawdę chcemy do tego wracać, choćby i pod szczytnymi hasłami dialogu i otwarcia się na argumenty przeciwnej strony sporu
Dziwi lekkość, z jaką profesor Uniwersytetu w Sydney deklaruje, że niedostępność aborcji to dyskryminacja kobiet. Sztuczne poronienie niesie za sobą szereg niekorzystnych konsekwencji zdrowotnych oraz czyni potężne spustoszenie w psychice kobiety, która mu się poddała. Nierzadko bywa (pośrednio lub bezpośrednio) przyczyną rozpadu związku z ojcem dziecka, konfliktów rodzinnych, osłabienia więzi z pozostałymi dziećmi, depresji i innych zaburzeń psychicznych. Dotyczy to zarówno aborcji dokonanych na dzieciach nieplanowanych, jak i na tych planowanych, ale zabitych na późniejszym etapie ciąży, np. ze względu na wykrycie u nich choroby lub wady genetycznej. Jeśli komuś naprawdę zależy na dobru kobiet, nie może w dyskusji o zakazie lub dopuszczalności aborcji pomijać tych faktów. Ochrona życia dzieci nie stoi w sprzeczności z interesami ich matek, a ewentualne trudności wynikające ze znalezienia się przez kobiety w nowej sytuacji życiowej winno się rozwiązywać inaczej niż zabijając ich potomstwo.
Kaja Godek