Magdalena Środa nazywa wykład ekscesem, a zagłuszających go wrzaskliwych bojówkarzy – grupą słuchaczy.
11.12.2013 13:22 GOSC.PL
Na czym polega dialog postępowy? Na tym, że postępowy człowiek oceni, czy ty jesteś postępowy. Jeśli przejdziesz tę weryfikację pozytywnie, to będzie z tobą dialogował. Jeśli nie, no to nie będzie dialogował. Mało tego – zrobi wszystko, żebyś nie mógł z nikim dialogować, bo jesteś kołtunem i co otworzysz gębę, to się z niej wylewa jad mowy nienawiści. A przynajmniej masz zacofane poglądy, i nawet jeśli jesteś profesorem, to nie wygłaszasz wykładów, tylko „propagandowe pogadanki”. Właśnie tak prof. Magdalena Środa w swoim felietonie na drugiej stronie „Gazety Wyborczej” nazwała wykład ks. prof. Bortkiewicza na poznańskim Uniwersytecie Ekonomicznym. Przypomnijmy, że wykład pod tytułem „Gender – dewastacja człowieka i rodziny” został zakłócony przez wrzeszczącą grupę działaczy LGBT, m.in przez mężczyznę, tańczącego na stole prezydialnym w przebraniu kobiety (zobacz relację filmową Panie księżulku, gender odpowiada!).
Ten rodzaj „kultury dialogu” nie spotkał się z przychylnością społeczeństwa, stąd też, jak się wydaje, prof. Środa nie zdecydowała się pochwalić genderowych bohaterów tamtej awantury. Napisała za to, że „grupa słuchaczy na eksces księdza profesora odpowiedziała ekscesem”. Ciekawy zabieg. Oto wrzaskliwa bojówka wulgarnych ideologów, którzy nie przyszli słuchać, lecz zagłuszać, została nazwana „grupą słuchaczy”. Ładni „słuchacze”, skoro z ich powodu kilkuset prawdziwych słuchaczy nie mogło niczego usłyszeć. A jakiż to „eksces” wykonał wykładowca? Ano, sam wykład – wróć! „propagandowa pogadanka” – to eksces. To się nie ma prawa zdarzyć w naszym kraju, dążącym ku postępowi.
„Trudno dziś sobie wyobrazić, by na uniwersytetach można było swobodnie prowadzić wykłady z kreacjonizmu, teorii flogistonu, demonologii lub egzorcyzmów zaawansowanych. Trudno też sobie wyobrazić, że na poważnej wyższej uczelni prowadzi się publiczne prelekcje dowodzące burżuazyjnych korzeni informatyki, heretyckiego zaplecza teorii ewolucji czy satanizmu ekonomii i rachunkowości” – pisze prof. Środa.
Tak – kto sprzeciwia się poglądom, kwestionującym męską i żeńską tożsamość ludzi, kto twierdzi, że płeć określa podstawowe funkcje społeczne, ten w ogóle nie ma prawa wystąpić na uczelni. Bo Magdalena Środa sobie tego nie życzy. „Jako pracownik naukowy jestem też przeciwna traktowaniu uczelni wyższej jako miejsca, gdzie z powodów ideologicznych kwestionuje się naukowość uznanych badań i pod szyldem »krytycznego wykładu« uprawia się jawną i agresywną indoktrynację” – czytamy (jakość tych „uznanych badań” wykazał autor norweskiego filmu Pranie mózgów – kto nie widział, niech koniecznie zobaczy).
Warto zwrócić uwagę na ten typ argumentacji, bo on pokazuje, w jakim kierunku pójdą dalsze działania ludzi „postępu”. I wyjaśnia przyczyny, dla których niejedna uczelnia przestraszyła się jazgotu przeciwników swobodnego prezentowania poglądów naukowych (właśnie tak – naukowych, bo w odróżnieniu od teorii gender, jej przeciwnicy dysponują twardymi dowodami naukowymi). To przez ten słuszniacki hałas uczelnie odwoływały naukowe konferencje dr. Camerona czy dr. Nicolosiego. Bo nie były po myśli gejowskiego lobby, któremu nic tak nie wadzi, jak proste fakty.
Oczywiście lobby genderowe może sobie opowiadać, co chce, ale gigantycznym skandalem jest już choćby nacisk na władze uczelni, żeby uznawały za naukowe to, co genderyści za naukowe raczą uznać. Na szczęście władze poznańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego się nie ugięły, co dziś łatwe nie jest. Nie jest łatwe umożliwienie wykładu profesorowi na uczelni. Już to powinno dać do myślenia.
Franciszek Kucharczak