Po odmówieniu modlitwy Anioł Pański papież Franciszek zachęcił do kontynuowania kończącego się Roku Wiary, stosując specjalny środek medyczny: granulki dosercowe.
– Chciałbym wam wszystkim polecić teraz pewne lekarstwo – powiedział ojciec święty. – Ktoś powie: Papież stał się farmaceutą? Chodzi o "duchowe lekarstwo", zwane miserikordyną. Pudełeczko zawiera 59 granulek dosercowych. Pudełeczka z tym lekiem wolontariusze rozdadzą wam przy wychodzeniu z placu. Weźcie je. Znajdziecie tam różaniec, na którym można także odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Jest to duchowa pomoc dla naszej duszy oraz dla szerzenia wszędzie miłości, przebaczenia i braterstwa. Nie zapomnijcie zabrać tego leku, ponieważ dobrze robi na serce, duszę i na całe życie!”.
Obecnym na Placu św. Piotra wiernym miserikordynę rozdawali gwardziści szwajcarscy, misjonarki miłości oraz papieski jałmużnik. To właśnie abp Konrad Krajewski przed miesiącem zaprezentował papieżowi ten niezwykły lek. – Spotkałem księdza, który pokazał mi lek na dzisiejsze czasy, czyli miserikordynę. Wydało mi się to tak bardzo trafne, że wziąłem jedno pudełeczko i poszedłem z nim do papieża – opowiada abp Krajewski. – Pokazując, powiedziałem: "Ojciec Święty pewno już ma jakieś problemy z sercem, więc może warto by było ten lek zażyć, zresztą papieski lekarz mówi, że to dobry lek". Papież przyglądnął się dokładnie i powiedział: "Nie znałem tego leku". Zaczął otwierać pudełeczko i zobaczył, że jest w nim różaniec i obrazek Jezusa Miłosiernego".
Papieski jałmużnik opowiada, że Franciszek dokładnie wczytał się w recepturę i zalecenia lekarskie. – Czytając kolejne dokładne wskazówki, zaczął się śmiać. Jest tam mowa, o której godzinie należy brać lek, czy mogą go stosować kobiety w ciąży i czy ma jakieś skutku uboczne. Od razu mi powiedział: "A może byśmy rozdali taki lek?". Wtedy zrodził się ten pomysł, by rozdać go na Placu św. Piotra. Wydrukowano 25 tys. opakowań leku, do których dołożono papieskie różańce. Wszystko składali gwardziści szwajcarscy i ich rodziny. – Przez cały październik spotykali się po służbie wieczorami i przygotowując lek, który papież chciał dać światu, wspólnie odmawiali Różaniec” – mówi abp Krajewski.
Jak podał włoski dziennik internetowy korazym.org, wszystko zaczęło się jesienią 2011 w Gdańsku od pomysłu seminarzysty Błażeja Kwiatkowskiego, który chciał jakoś upamiętnić dzień skupienia dla młodych ludzi w swoim seminarium duchownym w tym mieście. Spotkania takie placówka ta organizuje regularnie co pewien czas i za każdym razem biorą w nich udział, według włoskiego portalu, setki młodych osób.
„Jak co roku potrzebowaliśmy jakiegoś podarku-pamiątki i wówczas pomyśleliśmy, aby zaproponować Koronkę do Miłosierdzia Bożego, ale w sposób nietypowy: w pudełku, w jakim są lekarstwa” – wspomina swój pomysł młody kleryk. Zaznaczył, że włożono tam jeszcze obrazek Chrystusa Miłosiernego, fragmenty Dzienniczka św. Faustyny i krótką ulotkę wyjaśniającą „sposób użycia”, a więc jak się odmawia Koronkę, podobnie jak instrukcja stosowania lekarstwa.
Zostało to tak zaplanowane, aby można było korzystać z zawartości pudełka bez zbytnich objaśnień, gdyż wszystko opisano w środku. „Jest to «lekarstwo» dla osób przeżywających trudności, walczących z grzechem i pokusami, dla tych, którzy mają problemy z przebaczeniem, ale też dla tych, którzy chcą podziękować i wielbić Boga i Jego Miłosierdzie” – tłumaczył dalej B. Kwiatkowski. Dodał, że zamieszczona w pudełeczku „instrukcja” wyjaśniała, że „lekarstwo” to nie ma daty ważności ani przeciwwskazań, a w razie wątpliwości wystarczy skonsultować się z księdzem, siostrą zakonną lub katechetą.
„Wyszła z tego bardzo piękna rzecz” – mówił dalej gdański seminarzysta. Zwrócił uwagę, że nawet nazwa, jaką nadano temu „specyfikowi”: „misericordina [jak polopiryna – KAI] z tabletkami na serce”, ma szczególny sens. „Misericordium” pochodzi od łacińskiego „misericordia” – miłosierdzie, a drugi człon tej nazwy: cordium wiąże się z cor – serce. „Całość nazwaliśmy lekarstwem duchowym, gdyż właśnie modlitwa i Miłosierdzie Boże są dla duszy ludzkiej tym, czym lekarstwo dla ciała. Jest tu także odniesienie do serca w znaczeniu duchowym i moralnym” – wyjaśnił kleryk.
Podczas pobytu w Watykanie metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź opowiedział o całej sprawie abp. Krajewskiemu, który przedstawił to Ojcu Świętemu, on zaś odniósł się entuzjastycznie do tej inicjatywy. Zachęcił – jak to było widać podczas dzisiejszego południowego spotkania z wiernymi na Placu św. Piotra – swych słuchaczy do korzystania z tego szczególnego „lekarstwa”, dodając, że jest to sposób „skonkretyzowania owoców Roku Wiary”. Mówiąc te słowa, sam trzymał w ręku pudełko z „Misericordiną”.
Watykańska odmiana „preparatu” ma dwie cechy szczególne. W środku znajduje się prawdziwy różaniec papieski z herbem Franciszka, wykonanym przez ten sam zakład na Północy Włoch, który robi te różańce, choć w nieco prostszej postaci w porównaniu z tymi, które Ojciec Święty wręcza swym gościom podczas audiencji prywatnych w Pałacu Apostolskim. Na opakowaniu – tak jak na „zwykłych” pudełkach z lekarstwami – umieszczono stylizowane czerwone serce, z fragmentem elektrokardiogramu, ale opasane cierniami. Towarzyszą temu, podobnie jak w wersji polskiej, instrukcje użycia: czym jest Miłosierdzie Boże, jak je stosować, dawkować, przeciwwskazania itp.
Portal watykański poinformował ponadto, że nad uzupełnieniem pudełek różańcami pracowali gwardziści szwajcarscy pod dowództwem sierżanta Marcela Riediego, którym pomagały ich rodziny i siostry albertynki, przygotowujące gwardzistom posiłki, a także świeccy pracownicy watykańscy. Wielu Szwajcarów przeznaczyło na to część wieczornego wypoczynku, a nawet ślęczeli nad tym do pierwszej w nocy. Całą tę pracę wykonywano w październiku – miesiącu różańcowym.