232 posłów wyrzuciło wolę miliona Polaków do śmieci, uniemożliwiając przeprowadzenie referendum edukacyjnego.
08.11.2013 11:44 GOSC.PL
Posłowie Platformy żartobliwie zwanej Obywatelską i Polskiego Stronnictwa żartobliwie zwanego Ludowym zdecydowali (poza dwoma posłami PSL – za co jako jedna z osób, które podpisały się pod inicjatywą, dziękuję), że Polacy nie będą mogli wypowiedzieć się na temat pięciu pytań dotyczących edukacji. W ten sposób udowodnili, że obecna władza nie traktuje poważnie konstytucyjnego zapisu, że „naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio” (zobacz: Koalicja przeciw narodowi).
Zgoda, ustawa o referendach daje posłom możliwość odrzucenia obywatelskiej inicjatywy referendalnej. Ale praktyka, w wyniku której do tej pory nie odbyło się ani jedno referendum, którego wnioskodawcą nie byłby sejm lub prezydent, czyni możliwość przeprowadzenia takiego plebiscytu iluzoryczną. Poseł Kazimierz Michał Ujazdowski z Prawa i Sprawiedliwości tuż przed głosowaniem pytał Donalda Tuska: jeśli tego referendum nie można zorganizować, to jakie można? Odpowiem politykowi opozycji zamiast prezesa rady ministrów: tylko takie, którego wynik byłby przewidywalnie po myśli koalicji rządowej.
Ze strony przeciwników referendum z kolei padło pytanie: dlaczego wszyscy Polacy mieliby decydować o tym, co dotyczy tylko niektórych? Zadał je poseł, należący do grupy niektórych, którzy przyjmując ustawy czy wydając zgodę na ratyfikację umowy międzynarodowej mają prawo decydować o sprawach dotyczących wszystkich Polaków. To prawda, że w ich imieniu, ale dysponując mandatem wolnym, de facto wypowiadają się w imieniu swoich partyjnych liderów.
Wynik piątkowego głosowania nad referendum edukacyjnym to kolejny dowód na to, że PO i PSL to partie władzy, które swoimi prerogatywami bardzo nie lubią dzielić się z obywatelami. I uzurpują sobie nasze prawo do bezpośredniego podejmowania decyzji.
Stefan Sękowski