Przyjąć czyjąś prośbę nie zawsze znaczy spełnić jego pragnienia.
11.10.2013 13:41 GOSC.PL
Wielkie zainteresowanie wzbudziła informacja o rozpoczęciu studiów przez Janusza Świtaja (przeczytaj tekst Chciał eutanazji, dziś studiuje).
Ten sparaliżowany mężczyzna zasłynął złożeniem przed sześcioma laty wniosku do sądu o eutanazję. Wkrótce mówiła o tym cała Polska, a prasa dostarczyła w obfitości reportaży o „ludziach-roślinach” i nieznośnym życiu ich opiekunów. Łzawa historia goniła łzawą historię. Czytelnicy mieli wyciągnąć jeden wniosek: eutanazja jest dobrodziejstwem i dowodem rozwoju cywilizacyjnego. Bo przecież na Zachodzie już to robią, a skoro tak, musi to być coś dobrego. Nic też dziwnego, że opublikowany po nagłośnieniu sprawy Świtaja sondaż wykazał, iż połowa pytanych chciało dla niego „skrócenia cierpień” (inna rzecz, że gdyby użyto właściwszego słowa „uśmiercenie”, pewnie wynik byłby inny). Sprzeciwiło się takiemu „rozwiązaniu” tylko 36 proc. ankietowanych.
Tymi wynikami uskrzydlony premier Donald Tusk w autorytecie swego urzędu wezwał wówczas do „debaty o eutanazji”, co było jasnym sygnałem, że Polska chce „nadążać” za Zachodem. Zaangażowanie premiera w tę sprawę ciekawie kontrastowało z jego wcześniejszymi deklaracjami z kampanii prezydenckiej: „Jednoznacznie nie zgadzam się na eutanazję. Cieszę się, że w polskim społeczeństwie w przygniatającej proporcji zwycięża zdrowy rozsądek i wstrzemięźliwość wobec takich lewicowo-liberalnych nowinek” (to z wywiadu dla „Gościa Niedzielnego” z 2005 roku).
Ostatecznie jednak sprawa przycichła, zwłaszcza że zmieniła się sytuacja Janusza Świtaja. Anna Dymna zaproponowała mu pracę w swej fundacji „Mimo wszystko”, i okazało się, że ten sparaliżowany człowiek jednak chce żyć. Gdy jechał swoim wózkiem na czele motocyklistów, nikt już nie proponował mu „pomocy”.
Warto o tym przypomnieć, bo ta sprawa pokazuje wyraźnie, jak plastycznym materiałem jest opinia publiczna. Media mogą dziś ze społeczeństwem zrobić prawie wszystko. Na nic się nie przyda zdrowy rozsądek i najprostsza logika, gdy „główny nurt” medialny zacznie oddziaływać na emocje. Gdy lud dostanie materiał do wzruszenia – na przykład płaczącą do kamer posłankę – nie pomogą najtwardsze dowody, jednoznacznie świadczące o tym, że rzeczywistość jest inna od kreowanej.
Sprawa eutanazji jednak, mimo premierowego wsparcia, jakoś potem ucichła. Ale z pewnością wróci, zwłaszcza, że kolejne kraje Zachodu „dojrzewają” do ostatecznego rozwiązania kwestii… Wróć! Do pomocy chorym, żeby godnie odchodzili. Dlatego dobrze jest uświadomić sobie, że gdyby Janusz Świtaj mieszkał w Holandii, to by już go między żywymi nie było, a owa „większość”, która mu chciała „pomóc”, nigdy by się nie dowiedziała, co by się stało, gdyby doświadczył prawdziwej pomocy.
Płynie z tego wszystkiego jeszcze jeden ważny wniosek: prawda nie zależy od tego, co uważa większość, bo większość najczęściej uważa to, co jej do uważania zostanie podane.
Są zasady, których nie wolno naruszać, a należy do nich ludzkie prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. I choćby o zabicie prosili wszyscy, włącznie z głównym zainteresowanym, nie wolno się na to zgadzać. Po czasie okaże się, że trwanie przy prawie naturalnym było słuszne.
Franciszek Kucharczak