To nie konsumpcja, ale oszczędności i inwestycje są tym, co powoduje, że wzrasta dobrobyt. Nie można konsumpcji stawiać na piedestale, choćby odbywała się przy okazji najbardziej nawet doniosłych uroczystości.
Walka lewicowych środowisk politycznych z wyimaginowanymi problemami Polski trwa w najlepsze – skrajnym przykładem niech będzie chociażby ostatnia głośna interpelacja poselska do ministra edukacji w sprawie nauczania na lekcjach katechezy o cudzie rozmnożenia chleba. Być może jest to przykład na to, że trzecia zasada dynamiki Newtona działa również w publicystyce, ale w ferworze walki przeciwko tym działaniom, niektórzy publicyści katoliccy posuwają się do formułowania argumentów o podobnej skali absurdu.
Publicysta „Gościa Niedzielnego”, Wojciech Teister, w artykule "Apostazja rujnuje gospodarkę", odpierając zarzuty wobec Funduszu Kościelnego formułowane przez działaczy Ruchu Palikota, stwierdza, że lewica nie dostrzega rzeczywistych skutków prowadzonych przez siebie działań na rzecz sekularyzacji. Posłowie Palikota zdaniem Teistera „nie wykryli dotąd wszystkich dziur, którymi pieniądze wypływają z polskich kieszeni”. Jedną z tych dziur, którymi pieniądze mają wypływać z naszych kieszeni – ale większą i straszniejszą w skutkach niż inne – jest apostazja.
W jaki sposób apostazja ma przyczyniać się do zubożenia polskiej gospodarki? Według Teistera przez to, że Polacy nie będą wydawali tyle ile dotychczas z okazji Pierwszej Komunii Świętej (która ma zostać przełożona o rok): „nie będzie imprezy w restauracji, nie będzie prezentów”. W efekcie Polacy – restauratorzy i handlowcy, którzy czerpali jak dotąd swoje zyski z dostarczania usług i towarów na tę okazję – zostaną pozbawieni 3 miliardów złotych, które byłyby wydane, gdyby Pierwsza Komunia Święta została zorganizowana.
Po przeczytaniu tekstu Wojciecha Teistera miałem nadzieję, że jest to forma żartu – „trollingu”, jak określa się tę praktykę w społecznościach internetowych. Byłoby też dobrze dla samego autora, gdyby swój tekst w taki sposób wytłumaczył. Niestety adnotacja zamieszczona na końcu tekstu oraz szybka lektura innych artykułów jego autorstwa upewniły mnie, że i ten tekst jest napisany całkowicie poważnie. Tym bardziej, że zaprezentowane w nim pojmowanie pieniądza i gospodarki jest wbrew pozorom bardzo szeroko rozpowszechnione.
Przykłady można mnożyć: prognozowany wzrost PKB wskutek inwestycji na Euro 2012 (głównie wybudowania najdroższego na świecie stadionu piłkarskiego); dziennikarskie wyliczenia dotyczące wydatków z okazji Świąt Bożego Narodzenia; wreszcie – prognozowanie przez niektórych ekonomistów, jak Lawrence Summers, że dzięki katastrofalnym skutkom trzęsienia ziemi w Japonii, japońskie wskaźniki rozwoju gospodarczego ruszą z miejsca.
Wszystkie te przykłady łączy z twierdzeniami Teistera jeden ważny element – patrzenie na wydawanie pieniędzy jako źródło ekonomicznego bogactwa. Zatem Japonia pod wpływem trzęsienia ziemi rozwija się, ponieważ zostają wydane pieniądze na nowe inwestycje, wymuszone przez zniszczenia; Polska rozwija się, ponieważ inwestycje w stadiony i drogi dały zatrudnienie i „wpompowały pieniądze w gospodarkę”; w gospodarce znajduje się więcej pieniędzy, gdyż Polacy wydają pieniądze na prezenty i imprezy komunijne.
Jest to błąd spopularyzowany w teorii ekonomii przez Johna M. Keynesa, który jako receptę na kryzys ekonomiczny podawał państwową stymulację właśnie od strony popytu – ludzie otrzymają nowe zasoby pieniądza i zaczną więcej kupować, producenci przestaną zwalniać czując wzrost popytu, spadnie bezrobocie, więc ludzie będą jeszcze więcej kupować i tak dalej. Konsumpcję zaczęto postrzegać jako wajchę rozwoju gospodarczego, a teoretycy lewicowi niejednokrotnie twierdzili (i robią to nadal), że pewne okazje i święta zostały „uświęcone” przez kapitalistów, gdyż masowa konsumpcja była im potrzebna do tego, aby sprzedawać swoje wyroby.
Keynes, podobnie jak Larry Summers, Paul Krugman czy Wojciech Teister, nie brał pod uwagę, że pieniądze nie pojawiają się w gospodarce w momencie ich wydania. Pozostając „bezczynny” (zaoszczędzony), pieniądz również pełni pewną funkcję ekonomiczną. To, że nie zostaje wydany na jakąś rzecz w danym momencie, nie oznacza, że prowadzi do zubożenia społeczeństwa i nie bierze udziału w „napędzaniu rozwoju gospodarczego”.
Argumentacja, że Polacy zbiednieją wskutek apostazji (czy też ściślej braku hucznych obchodów Pierwszej Komunii Świętej) jest absurdalna na wielu poziomach. Nie wspominam już o niestosowności tego argumentu w odniesieniu do Sakramentu Eucharystii, ponieważ jest to raczej oczywiste i bezdyskusyjne. Ważne jest jednak to, że wbrew temu, co pisze Teister, Polacy ani nie biednieją wskutek braku wydatków na takie uroczystości, ani nie robią się bogatsi od tego, że na nie rokrocznie wydają 3 miliardy złotych. Pieniądze, które nie zostają uruchomione w danym momencie w dany sposób, zostają zawsze spożytkowane w inny.
To nie konsumpcja, ale oszczędności i inwestycje są tym, co powoduje, że wzrasta dobrobyt. Nie można konsumpcji stawiać na piedestale, choćby odbywała się przy okazji najbardziej nawet doniosłych uroczystości.
Olgierd Sroczyński